Rozdział 12

1.5K 101 30
                                    

Perspektywa Christophera.

- Dzień dobry, kochany braciszku. - były to pierwsze słowa, które usłyszałem zaraz po odebraniu telefonu od Oliviera.

- Co znowu narozrabialiście? - zapytałem, niemal automatycznie. Żaden z braci nigdy nie dzwonił do mnie bez powodu. Zazwyczaj robili to wtedy, kiedy chcieli przekazać mi jakieś złe wieści, naiwnie licząc, że zdążę ochłonąć przed powrotem do domu.

Naiwniacy.

- Skąd taki pomysł? - nagle odezwał się Lucas. - Może mamy dla Ciebie niespodziankę? - obaj się zaśmiali.

- Jestem zajęty. - rzuciłem, już trochę bardziej zdenerwowany. Miałem do załatwienia jeszcze kilka spraw oraz chciałem wrócić wcześnie do domu. Ci dwaj skutecznie mi to uniemożliwiali.

- Wracaj szybko do domu. - kontynuowali, zdając się nie zwracać uwagi na moje wcześniejsze słowa. - Jak zobaczysz niespodziankę, to najpewniej nie ruszysz się z domu przez najbliższy miesiąc.

Przekręciłem oczami.

- Opiekujcie się siostrą. - rzuciłem, a następnie się rozłączyłem. Nie mogłem pojąć ich dziwacznego poczucia humoru.

Mimo tego, że nie wziąłem ich słów na poważnie, to tak czy siak postarałem się sprężyć z zakupami. Ot, na wszelki wypadek.

W przypadku, kiedy ich słowa rzeczywiście miałyby sens.

Skończyłem robić potrzebne zakupy i ruszyłem do samochodu, następnie kierując się w stronę domu.

Nie, żebym szczególnie przejmował się głupimi żartami moich braci. Zwyczajnie chciałem się położyć, odciąć od wszystkiego i wszystkich. Pobyć samemu.

Niestety, jeszcze nie wiedziałem, że los ma wobec mnie inne plany.

Wysiadłem pod wielką willą, należącą do mojej rodziny od kilku dobrych pokoleń. Miałem nadzieję, że dalej zostanie własnością rodziny Danrow, jednak niestety, jak nakazuje tradycja, muszę ją komuś przekazać, mojemu dziecku. I tu pojawiał się problem. Od dłuższego czasu wiedziałem, że jedyną kobietą, którą dopuściłbym do swojej sypialni była Jennifer.

Tylko szkoda, że na obecną chwilę nie wiedziałem nawet, gdzie jest, ani, co gorsza, czy nadal żyje.

Zapukałem do drzwi, chcąc, żeby któryś z moich głupkowatych braci otworzył mi drzwi. Wprawdzie, mogłem to zrobić sam, jednak wiedziałem, że chłopaki niemal od razu wygadają mi, dlaczego, wcześniej zawracali mi dupę.

Gdy tylko zobaczyłem ich w wejściu, od razu przeczułem, że coś jest nie tak.

- Załóż na oczy. - poinstruował mnie Lukas, wręczając mi czarną maskę do spania. Nie mam pojęcia co kombinowali, ale z pewnością było to coś przyjemnego. Zachowywali się jak durnie, więc nie trudno było się tego domyśleć.

- Wybaczcie, ale jestem zmęczony. - stwierdziłem spokojnie. - Powiedzcie mi co się dzieje, albo przestańcie robić z siebie idiotów.

- Nasza szwagierka siedzi w salonie i czeka na swojego księcia. - usłyszałem i mnie zatkało.

Biegiem, nawet się nie rozbierając ruszyłem do salonu.

Gdy tylko zobaczyłem te długie kosmyki, moje serce stanęło.

To była ona. Jedyna, którą kochałem i będę kochać przez całe życie.

Widziałem, jak obraca się w moją stronę, jak promiennie się uśmiecha, jak wstaję i rzuca się na moją szyję.

Nie byłem w stanie nic zrobić, jednocześnie chciałem ją wypytać o wszystko, jak i po prostu stać i chłonąć jej obecność, jakbym już nigdy więcej miał jej nie zobaczyć. Mogę ją przytulać do pieprzonego wieczora. Nie musi nic mówić, wystarczy mi tylko jej obecność.

- Cieszę się, że Cię widzę. - cicho szepnęła mi do ucha.

- Ja też. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - wychrypiałem, gorzko przełykając ślinę. - Nie rób mi już tego, dobrze? - zapytałem, nie czekając nawet na odpowiedź. Jeżeli już tu była, to musiałem powiedzieć jej to wszystko, co leży mi na sercu. - Kocham Cię, Jennifer.

Poczułem, jak wstrzymuj oddech. Zrobiłem coś nie tak?

- Możemy porozmawiać o tym później? - zapytała słabo. - Na razie chciałabym się po prostu nacieszyć wolnością. - stwierdziła, składając na mojej szyi niewielki pocałunek. Jak mi tego brakowało!

- Nie ma problemu. - lekko się od niej odsunąłem, a następnie podniosłem niczym pannę młodą. No co? To był naturalny odruch.

- Wkurzasz mnie, Christopher. - dąsała się.

- Właśnie za to mnie uwielbiasz.

- To może my was zostawimy samych. - powiedziała kobieta, która siedziała na kanapie, obok miejsca, które wcześniej zajmowała Jennifer. Szczerze mówiąc, wcześniej jej nie zauważyłem. Wydawało się, że się znały.

Nie miałem zbyt dużo czasu by się nad tym zastanowić, ponieważ wspomniana nieznajoma opuściła pomieszczenie. Moi bracia zresztą, uczynili podobnie.

Zostaliśmy sami.

- Chcesz mi o czymś powiedzieć, czy wolisz, żebyśmy spędzili czas w ciszy? - zapytałem, doskonale zdając sobie sprawę, że nie ważne, co wybierze, ja będę szczęśliwy. W końcu mam ją przy sobie. Swoje największe szczęście i jeden z nielicznych powodów do uśmiechu.

Niewiarygodne, ile czasu udało mi się wytrzymać w samotności. Bez niej.

- Nie wiem, o czym moglibyśmy rozmawiać. - odparła, lekko zmieszana.

- Co Ci robił? - zapytałem prosto z mostu. Byłem niemalże pewien, że przez ostatni rok Evans traktowała ją podle.

- Nie chcę o tym rozmawiać. - stwierdziła i mocno wtuliła się do mojego boku.

Przesiedzieliśmy tak kilka długich godzin. W końcu zasnęła z wycieczenia.

***

W nocy obudziłem się przez jej krzyk. Czułem jak wiła się po łóżku, kiedy przy niej czuwałem. Jakoś nie mogłem spać i wolałem oglądać jej pogrążoną w śnie buzię.

Dokładnie pamiętam, jak szybko podniosła się z materaca i jak nerwowo chodziła po pokoju. Na początku była zdezorientowana. Znalazła się w końcu w mojej sypialni, w której nigdy nie była. A przynajmniej tak mi się wydawało, do momentu, w którym...usłyszałem jej płacz, zobaczyłem jak zakrywa twarz dłońmi, osuwa się na podłogę, nie mogąc złapać wdechu.

Szybko do niej podszedłem i objąłem jej drobne ciało ramionami, próbując dać jej komfort. Tej najwidoczniej przypadło to do gustu, gdyż niecałą minutę później leżała przytulona do mojej klatki piersiowej, mocząc mi koszulkę swoimi słonymi łzami.

- Co się stało, Jennifer? - zapytałem spokojnie, nawet nie licząc, że mi odpowie. Zdawałem sobie sprawę, że po traumie, której, najpewniej doświadczyła, nie będzie prędko otwarta na rozmowy. Ja jednak poczekam. Dam jej komfort, którego ta będzie potrzebować.

- Coś mi się przyśniło... - zaczęła przez łzy. - słyszałam płacz i bujałam mojego synka. - wydusiła, a moje serce, miałem wrażenie, że się zatrzymało.

- Twojego synka? - zapytałem dla pewności. Nie, to nie może tak być.

- On je zabił rozumiesz?! - wykrzyczała.

- Zabije go. - wysyczałem i mocno ją przytuliłem.

Tej nocy już żadne z nas nie zmrużyło oka.



Hejka kochani🤩🤩
Na wstępie bardzo chcę was przeprosić za brak rozdziału w czwartek i za długość tego dzisiejszego.

Postaram się, żeby następne rozdziały pojawiały się już regularnie.

Kocham was, Ala❤️❤️

PS: jeżeli macie jakieś fajne pomysły, co mogłoby się wydarzyć w książce, to koniecznie się podziejcie (myślę, że zabicie Zacka jest super pomysłem)

Kobieta Mafii 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz