Siedziałam w łazience i od dobrych dziesięciu minut przyglądałam się dwóm, czerwonym kreskom, które pojawiły się na teście ciążowym. Zack kupił go dzisiaj w aptece i pod groźbą kary rozkazał mi go zrobić.
- Kochana! - chłopak zapukał do drzwi, wyjątkowo stając się miłym i wyrozumiałym. Przecież mógł tu wejść. Już dawno wymontował wszystkie zamki, twierdząc, że są nie potrzebne. - Czemu jeszcze nie wyszłaś? Coś się stało? - dopytywał, jednak ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Wpatrywałam się jedynie w ułożone na ścianie płytki.
W moim gardle pojawiła się wielka gula. Nie chciałam, by ojcem mojego dziecka został potwór. Nie chciałam, żeby niewinna osoba musiała codziennie przeżywać koszmar, bojąc się, czy jej ojciec, akurat tego, pięknego dnia nie postanowi jej skrzywdzić.
Wejście do pomieszczenia się otworzyło, a w progu zobaczyłam Zacka. Nie chciałam go oglądać, ani rozmawiać. To on skazał moje dziecko na życie w ciągłym strachu.
- Tak się cieszę! - stwierdził uradowany, widząc wynik testu, który nadal trzymałam w dłoni. - Będziemy cudownymi rodzicami. - przytulił się do mnie od tyłu, aby móc dotknąć mojego podbrzusza, w którym to rosło nowe życie.
Obrócił nas, tak abyśmy znaleźli się przed ogromnym, wiszącym lustrem, w którym widoczne były nasze sylwetki. Wciąż stojąc za mną, zaczął jeździć dłońmi po moim ciele, na którym, mimo golfu i długich spodni ja wciąż widziałam wszelkie krzywdy, które kiedykolwiek mi wyrządził.
Siniak, w okolicy miednicy, ślady po podduszaniu na szyi, przypalenia, na lewym obojczyku, blizny, po przecinaniu skóry. A to były tylko jedne z nielicznych, które oszpecały moje ciało.
Byłam brzydka i bezbronna. Stałam się przedmiotem, który miał służyć zaspokajaniu potrzeb mężczyzny, do którego nie żywiłam już żadnych uczuć.
- A teraz choć, kochana. - stwierdził, wyjątkowo delikatnie chwytając moją dłoń i złączając nasze palce. - Muszę przecież o was zadbać.
Nie mając zbytniego wyjścia podążyłam za mężczyzną, który to zaprowadził mnie do jadalni i posadził na jednym z krzeseł, przy dużym, drewnianym stole. Miałam nadzieję, że pozwoli mi coś zjeść, a nie karze mi patrzeć, kiedy on będzie się zajadał jakimiś pysznościami.
Od kilku dni nic nie jadłam. Miałam karę, za to, że ostatnio, w przypływie furii, powiedziałam, że żałuję tego, że go poznałam. Byłam potwornie głodna i pragnęłam włożyć coś do ust, a nie tylko patrzeć, jak ktoś z wyraźnym zadowoleniem konsumuje posiłek.
- Dla moich dwóch księżniczek. - skomentował, stawiając przede mną talerz parującej zupy. Nie wiem, co prawda skąd ją wziął, jednak niezbyt się nad tym zastanawiałam. Chciałam jak najszybciej spróbować, bojąc się, że ktoś mi to zabierze. - Smacznego, słońce. - uśmiechnął się promiennie.
Lubiłam go takiego. Kiedy traktował mnie jak równego sobie, jak człowieka, nie jak maskotkę bez uczuć, która ma służyć jedynie do wyładowywania emocji.
Wstyd się przyznać, jednak w takich momentach rozumiałam, dlaczego kiedyś go kochałam i darzyłam prawdziwymi uczuciami.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - zapytałam cicho, kończąc porcję, którą pochłonęłam w niecałe trzy minuty.
- Po prostu nadal nie mogę uwierzyć, że moja mała dziewczynka zostanie matką mojego dziecka. - skomentował i o ile to możliwe przysunął się do mnie jeszcze bliżej.
Nie odpowiedziałam, gdyż nie sądziłam, że powinnam. Na chwilę obecną powinnam skupić się na tym, aby nie zdenerwować mężczyzny. Wyjątkowo, dopisywał mu dobry humor, czego ja za żadne skarby nie chciałam zmarnować. Druga taka sytuacja może się już nie powtórzyć.
CZYTASZ
Kobieta Mafii 2
Roman d'amour[Pierwsza część: Kobieta Mafii] Została porwana przez osobę, którą jak sądziła kochała. Stała się więźniem mężczyzny, który od początku miał wobec niej złe zamiary. Kobieta dowiaduje się, że nosi pod sercem jego dziecko. A ktoś, kto żywi do niej s...