Rozdział 7

53 11 0
                                    

Tajlandia, kwiecień 2020

Oficjalnie jestem martwy już od ponad miesiąca.

W rzeczywistości od miesiąca Annika próbuje odciągnąć moje myśli od Dublina i Adalyn. Muszę przyznać, że robi to w coraz bardziej wymyślny sposób i z coraz wyraźniejszym skutkiem.

Aktualnie zaopatrzyła nas w podręczniki dotyczące rodzicielstwa, z których próbuje mnie nauczyć wszystkiego, co muszę wiedzieć o Noelu. Zajęcie jest dość żmudne i wyczerpujące, zarówno dla mnie – opornego na wiedzę, jak i dla Ann – zdeterminowanej, by mi tę wiedzę wbić do głowy.

Nasz syn, codziennie mnie zaskakuje. Ostatnio, gdy na chwile spuściłem go z oczu, podpierając się leżaka, wstał i przeszedł kilka kroków. Z dnia na dzień robi coraz więcej postępów, co tylko uświadamia mnie, ile czasu zmarnowałem, na siedzeniu z ojcem w gabinecie. Powinienem ten czas wykorzystać na bycie z moją rodziną, patrzenie jak mój syn dorasta, jak się zmienia.

– Znowu się zadręczasz – Annika stanęła za moimi plecami i wysunęła papierosa spomiędzy moich palców.

– Ciężko jest tak nagle oderwać się od swojej przeszłości. Cały czas zastanawiam się... – nie wiedziałem, jak ugryźć temat.

– Czy dobrze zrobiłeś? – jak zwykle, przejrzała mnie na wylot.

Ann ułożyła dłonie na moich spiętych ramionach i zaczęła je powoli masować. Przez ten miesiąc zdążyła wiele razy mi przypomnieć, za co ją pokochałem i jednocześnie jak wiele straciłem.

– Może nie do końca czy dobrze. Ciągle myślę, co mógłbym zrobić inaczej. Może jakbym sam zaczął bardziej drążyć, dla kogo pracował Al, ojciec nie zginąłby w wypadku. Może kiedyś byłaby jeszcze dla nas szansa... To takie myślenie głupiego – prychnąłem, sięgając za głowę, po dłoń żony. Pociągnąłem lekko Annikę, by usiadła na moich kolanach.

– Nie jesteś głupi – objęła mój zarośnięty policzek. – Może popełniłeś wiele błędów, ale nie możesz już ich naprawić.

– Jesteś moim aniołem, wiesz? – jej uśmiech był czymś, co chciałem oglądać bez ustanku każdego dnia.

Annika była moim wybawieniem. Pojawiła się nagle, nawet nie wiem kiedy, i zawładnęła sobie najpierw mój umysł, a potem też i serce. Pierwszy raz spotkaliśmy się w szpitalu. Pracowała tam jako pielęgniarka i właśnie kończyła zmianę, gdy chłopaki podwieźli mnie pod boczne wejście na izbę. Miałem poraniony cały bok i ledwo byłem w stanie wysiąść z samochodu. Pamiętam ten dzień doskonale, bo wtedy pierwszy raz straciliśmy ważny transport. Annika nie przejęła się tym, kim jestem, ani nawet groźbami, którymi zastraszali ją moi ludzie. Z opanowaniem godnym pochwały, zajęła się mną w tajemnicy przed innymi pracownikami szpitala. Ryzykowała wtedy wiele. Zarówno utratą pracy, jak i utratą życia, gdyby komukolwiek powiedziała o mojej niedyspozycji.

Zachowała zimną krew nie tylko tamtego dnia. Przy każdym naszym kolejnym spotkaniu, na którym mówiłem coraz więcej o sobie, odsłaniając kolejne karty, słuchała mnie z uwagą. A przede wszystkim nie oceniała.

Gdyby tylko ojciec miał szanse ją poznać, tak dobrze jak ja... Może wtedy byłaby dla naszej rodziny jakakolwiek szansa. Może zaakceptowałby ją, widząc, jak wiele dla mnie znaczy. Annika była idealna. Pod każdym względem. Opiekuńcza, cierpliwa, ciepła. Takiej kobiety potrzebowała nasza rodzina.

– Noel zasnął – przesunęła wzrokiem po moich ustach. Oj kochanie... – będzie spał pewnie przez kolejne dwie godziny, był wykończony zabawą.

Nim się obejrzałem, Annika przerzuciła przez moje uda swoją nogę i teraz siedziała przodem do mnie. Ręce zaplotła mi na karku i spojrzała na mnie w sposób, który za każdym razem sprawia, że ledwo nad sobą panuję.

Sekret Kobiety -  Dodatek III do Serii Siła KobietOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz