Rozdział 2

58 12 1
                                    

Kazałem kierowcy zawieźć się pod znany mi adres w centrum miasta. Co prawda godzina nie była zbyt odpowiednia na odwiedziny, jednak nie mogłem w takim stanie pojawić się w domu. Chociaż pewnie moje słowa nic by nie znaczyły w starciu z Alem, który pewnie widział całe zajście. Póki nie mamy na niego konkretnych dowodów, przynajmniej ojciec musi udawać zaufaniem względem Jonesa.

Wysiadłem pod kamienicą Anniki i ciągle przyciskając dłoń z szalikiem do sączącej się rany, ruszyłem do klatki schodowej. Pod drzwiami musiałem poczekać dość długo, ale co się dziwić, skoro było już grubo po pierwszej w nocy.

Annika otworzyła mi zaspana z dość nietęgą miną, która zmieniła się drastycznie na widok mojej rany.

– Matko jedyna, co ci się stało? – zaciągnęła mnie do łazienki, gdzie zaczęła zdejmować mi płaszcz.

– Policja dostała cynk i zasadzili się na nas w porcie – syknąłem, gdy próbowała okleić przesiąkniętą krwią koszulę od rany postrzałowej. – Ostrożnie – opadłem z jękiem na klapę sedesu.

Nie był to pierwszy raz, gdy zjawiałem się pod jej drzwiami w takim stanie. Annika niczym złota kobieta, za każdym razem zajmowała się mną z należytą dokładnością. Była moim światełkiem w tym całym mroku, którym otaczała się cała organizacja. Ona jedyna patrzyła na mnie przez pryzmat tego, jaki jestem, a nie kim jestem. Dla niej nie miało znaczenia, czym się zajmuję ani ile kasy z tego mam. Była ze mną, dlatego że kochaliśmy się na zabój.

Oczywiście powiedzenie jej przynajmniej częściowej prawdy o mnie było dość karkołomnym zadaniem. Niemniej jednak część plotek krążących po Dublinie była prawdą, więc miała jakikolwiek zarys mojej osoby.

– Rozmawiałeś już z ojcem? – ledwo zrozumiałem jej słowa, gdy próbowała zębami odkręcić butelkę z jodyną. – Pewnie nie będzie zachwycony.

– Al był razem ze mną, pewnie już wszystko mu wyśpiewał – musiałem na chwil przymknąć powieki, gdy zaczęła odkażać ranę. – Będziesz w stanie wyciągnąć pocisk?

– A mam jakieś inne wyjście? – ulokowała się między moimi nogami, by mieć jak najlepszy dostęp do zranionego ramienia. – Tylko się nie ruszaj, chyba że chcesz, abym ci coś uszkodziła.

– Wiesz – objąłem ją zdrowym ramieniem w talii. – Może to byłby sposób na odsunięcie mnie od obowiązków? Hmm? – ułożyłem brodę na jej piersiach, spoglądając Annice prosto w oczy.

– Wątpię, żeby to powstrzymało twojego ojca. Zresztą znasz go najlepiej. A teraz, siedź grzecznie – kopnęła mnie w kostkę, żebym wrócił do poprzedniej pozycji.

Uporanie się z kulą zajęło nam więcej czasu, niż pierwotnie zakładałem. Dlatego widząc zmęczenie dziewczyny, chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Jeszcze obudziłby nas rano nalot policji lub – co gorsza – ludzi ojca. Jednak Annika miała inne plany. Zatrzymała mnie tuż przed drzwiami, gdy próbowałem dość nieporadnie nałożyć płaszcz.

– Co z naszym jutrzejszym spotkaniem? – założyła ręce na piersi.

– Ze względu na sytuację chyba najrozsądniej byłoby je odwołać. Bethany wyjechała, towar prawdopodobnie zajęła policja, moje ramie nie wygląda najlepiej, mimo dobrej opieki... – pogładziłem jej policzek.

– Obiecałeś, Robercie – głos jej się załamał.

– Wiem, kochanie. Innym razem, obiecuję.

– Za rok, w kolejne walentynki? Wpadasz do mnie jak do burdelu – na szybki numerek i tyle. Od tygodni chcę z tobą spędzić trochę czasu jak normalna kochająca się para. Ale ty zawsze masz coś! Tak ciężko ci wyjść na chwilę z domu, by spędzić chociaż jeden dzień ze mną?

Sekret Kobiety -  Dodatek III do Serii Siła KobietOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz