Z fantastycznego snu o tym, jak zostałam Włoskim krytykiem serów, budzi mnie właśnie irytujący dźwięk budzika, informujący mnie o tym, że muszę wstać i zacząć ogarniać się do szkoły. Wyłączam prędko alarm, aby nie być zmuszoną do dalszego wsłuchiwania się w powtarzający się bit. Poprawiam swoje ciało do pozycji siedzącej i zestawiając na ziemie swoje stopy, wsuwam je do ciepłych kapci. Ziewam i rozciągam ręce w geście rozbudzenia, po czym wychodzę z pokoju i kieruje się do kuchni łączonej z salonem, którą przedziela jedynie wyspa kuchenna.
— Cześć babciu — Witam się z nią i uśmiecham się pod nosem, widząc, że przerwałam jej właśnie oglądanie jednej z tych ustawionych telenoweli.
— Dzień dobry wnusiu — Odpowiada mi i wraca do oglądania, a ja wyjmuję z szafek składniki potrzebne do zrobienia naleśników z syropem klonowym, przy tym pytając ciągle babci gdzie, co się znajduje. Najpierw tworzę ciasto, a następnie zaczynam smażyć dwie porcje na rozgrzanej patelni.
Kładąc naleśniki na talerzach, sięgam jeszcze do lodówki, po niektóre owoce dla urozmaicenia posiłku. Zanoszę gotowe śniadanie do salonu i umieszczam je na stoliku kawowym stojącym przed fotelami i kanapą, na której siedzi aktualnie babcia Honorata.
— Dziękuje ci Estera — Mówi i zaczyna jeść naleśnika z truskawkami i bananem, wciąż się do mnie uśmiechając. — Powiedz mi, stresujesz się dzisiejszym dniem? — Pyta i bierze łyk kawy.
Czy kłamiąc swojej własnej babci, postawię swoją osobę w bardzo złym świetle? Raczej nie, skoro nie chcę jej zamartwiać, prawda? Będąc szczera, bardzo stresuję się dzisiejszym dniem, martwię się, że zniechęcę innych do siebie, ponieważ na początku każdej znajomości nie za wiele się odzywam, dopiero jej kogoś lepiej poznam, otwieram się przed tą osobą i jestem bardziej chętna do rozmów i spotkań. Z drugiej strony samotność jednak nie jest najgorszym, co może mnie spotkać w życiu, będę miała więcej czasu dla siebie, a jedynymi rzeczami, w które będę musiała oddawać swoją energię, będą nauka i pomoc babci. Wcale nie jestem hipokrytką, ale jednak jakby nie udałoby mi się z nikim zaprzyjaźnić...
— Nie stresuję się, będzie fajnie — Mówię w końcu, od pięciu minut przeżuwając ten sam kawałek naleśnika.
Po dokończeniu śniadania wyciągam z walizki potrzebne do pielęgnacji twarzy kosmetyki i ciuchy, po czym idę się przyszykować. Ubieram koszulkę na ramiączka z nadrukiem Metalica, czarną skórzaną kurtkę oraz jeansowe dzwony, a na nogi zakładam zwyczajne conversy. Robię także lekki makijaż składający się jedynie z korektora oraz tuszu do rzęs, po czym zabierając plecak, wychodzę zadowolona z bloku.
Zakładam słuchawki i puszczam moją ulubioną playlistę, idąc prosto przez małe osiedle. Rozglądam się dookoła i widzę trójkę dzieci bawiących się beztrosko pod drzewami, z których już zaczęły spadać pomarańczowo-czerwone liście. Zastanawiam czy drzewa lubią odsłaniać swoje prawdziwe oblicze przed setkami ludzi, kiedy nadchodzi jesień.
Jakiś czas później jestem już pod szkołą, przypominającą odrobinę więzienie, właściwie placówki w Polsce nie dużo różnią się od aresztu. Zatrzymuję się chwilę przed główną bramą, aby przyjrzeć się lepiej miejscu, w którym mam od dziś się kształcić. Przyznaję, że ten budynek od zewnątrz nie robi najlepszego pierwszego wrażenia, z żółtych ścian odpada tynk a na płaskim, gontowym dachu widać próchnicę, świetnie, pewnie są tu też termity.
Biorę głęboki wdech i wchodzę po brudnych od błota schodach do środka, a moja nadzieja, której przed chwilą kurczowo się trzymałam, znika. Jest tutaj równie tragicznie, co na zewnątrz, korytarze są strasznie wąskie, okna brudne a na podłodze rozmazane jest coś podobnego do serka wiejskiego, przynajmniej zostańmy przy tej wersji.
CZYTASZ
FIGLARZ •Oliwier Kałużny•
FanficEstera całe swoje życie spędziła mieszkając w Poznaniu z kochającymi i opiekuńczymi rodzicami, któregoś dnia dowiaduje się jednak, że jej babcia strasznie zachorowała i potrzebuje pomocy. Dziewczyna podejmuje się więc tej odpowiedzialności i wyjeżdż...