Rozdział 30

79 6 0
                                    

W poniedziałek, pierwszego grudnia wstałam w tak dobrym humorze, że obiecałam sobie, że nic, ani nikt nie może mi go zepsuć. Dzień w szkole strasznie się dłużył, bo wszyscy nauczyciele byli już obecni, przez co nie było ani zastępstw, ani skróconych lekcji. Jedynie przerwy były milsze, dzięki szkolnemu radiowęzłu, który już puścił świąteczną playlistę. Miałyśmy teraz mieć ostatnią lekcję, niemiecki, po której Mela miała wpaść i pomóc mi dekorować mieszkanie. Dzięki temu, że ciocia miała dzisiaj konferencję, my miałyśmy wolną chatę i już planowałam zamówić nam pizzę. Usiadłyśmy w ławce i czekałyśmy aż nauczycielka rozpocznie lekcję. Dzisiaj miała sprawdzać ćwiczenia, więc kolejna i zarazem ostatnia jedynka z niemieckiego zamieni się w piątkę. Zaczęła każdemu, kto dostał tamtego dnia najniższą ocenę sprawdzać zeszyt ćwiczeń, zadając kolejne, które mieliśmy zrobić w trakcie lekcji. Większość czasu, dopóki Zielińska do nas nie podeszła przegadałyśmy z Melą robiąc tylko jedno z trzech zadanych. Gdy ciocia podeszła do naszego stolika, otworzyłam jej ćwiczenia na tamtej stronie. Spojrzała na każde zadanie, więc chwilę stała mi nad ramieniem, przez co czułam się lekko zestresowana. Ostatecznie obok jedynki wpisała piątkę i zostawiła swoją parafkę, otwierając mi na dzisiejszych zadaniach. 

- Więcej robienia, mniej gadania. - Spojrzała na mnie i stanęła obok Meli wpatrzona w jej ćwiczenia. Miała wszystko bezbłędnie, więc tak samo dostała piątkę. Dzięki temu lekcja szybko zleciała, a na nas czekał wspólnie spędzony czas. - Jeżeli ktoś nie zdążył zrobić, niech w domu dokończy te zadania. - Powiedziała głośno nauczycielka, nim jej słowa zostały zagłuszone przez szurające krzesła. - Amelia i Sara, zostańcie chwilę. - Dodała, kiedy zauważyła, że kierowałyśmy się w stronę wyjścia. Poczekałyśmy aż wszyscy wyjdą i podeszłyśmy do nauczycielki. - Idziecie na miasto, czy do mieszkania? - Spojrzała i zaczęła pakować rzeczy do torebki. 

- Chyba do mieszkania, nie? - Popatrzyłam na Melę, która przytaknęła. 

- Mam godzinę, więc mogę was podwieźć, a sama przynajmniej się przebiorę i może coś zjem. Jest dość późno, więc weźcie kluczyki i wsiądźcie do auta, ja zaraz przyjdę. - Mówiąc to podała mi breloczek ze znaczkiem Porsche.  Razem z Melą od razu udałyśmy się w stronę zaparkowanego auta, a widząc odjeżdżającą wychowawczynię, chwilę poczekałyśmy. Kiedy jej auto zniknęło nam z oczu, ja podeszłam do czarnego suva i odblokowałam go pociągając za klamkę. Zamek wydał charakterystyczny dźwięk odblokowania, więc obydwie usiadłyśmy na tylnej kanapie czekając aż dołączy do nas ciocia. Przyszła po kilku minutach i od razu ruszyła w stronę domu, by uniknąć korków. Kiedy ciocia poszła się przebrać na konferencję, ja z drobną pomocą Meli przygotowałam nam makaron, dzięki czemu po chwili mogłam nałożyć go na trzy talerze. Ciocia zjadła makaron w biegu i od razu zniknęła w obawie, że się spóźni, dlatego zostałyśmy same w kuchni. Spokojnie dokończyłyśmy obiad, ja nastawiłam zmywarkę i wraz z przyjaciółką poszłam do pokoju. 

- Mam te ciasteczka, które nam smakowały, co ty na to, by przekąsić je przy ozdabianiu? - Zaproponowałam pokazując większą paczkę ciastek. 

- No pewnie. - Od razu chwyciła paczkę, znikając w kuchni. Ja w międzyczasie włączyłam głośnik i puściłam świąteczne piosenki, by umilić nam ten wieczór. Chwilę po tym, jak wybrzmiały pierwsze nuty "All i want for christmas is you" Mela przyniosła miseczkę z przesypanymi ciastkami, kładąc ją na biurko. 

- Od czego zaczynamy? Girlandy świetlne? - Zaproponowałam pokazując na leżące pudełko. 

- Możemy. - Mela podeszła do ławy przy łóżku, biorąc jedno z kilku pudełek. - Ja bym je zawiesiła już w przedpokoju i pociągnęła do salonu. - Przedstawiła mi swoją wizję, na którą się zgodziłam. 

- To do dzieła! - Powiedziałam z wielkim uśmiechem biorąc jednocześnie wcześniej naszykowaną drabinę. Zawiesiłyśmy kolorowe lampki w przedpokoju, od samego wejścia do końca pomieszczenia, by po dwudziestu minutach zmienić położenie na salon. Tam wykorzystałyśmy dwa pudełka - jedno całe wieszając nad wejściem na balkon, drugie przez kanapę i biurko. Kiedy Mela kończyła wieszać ostatni łańcuch świetlny, ja poszłam do sypialni cioci, by wyciągnąć z wielkiej szafy świąteczne poszewki na poduszki. Na co dzień nie wchodziłam do jej pokoju; ciocia tego nie lubiła. Jej wielka sypialnia urządzona była w kolorach beżowych. Na środku stało wielkie łóżko. Na ścianie na przeciwko znajdowała się komoda, przy wejściu ciągnącą się na całą długość szafa wraz z regałem na książki ciągnącym się nad i obok drzwi tworząc tzw. podkowę. Omiotłam spokojnym wzrokiem pomieszczenie, by otworzyć drugą szufladę w szafie i wyjąć poszewki. Kiedy je miałam, zamknęłam drzwi i skierowałam się do salonu. Na kanapie leżały dwie poduszki, więc od razu ściągnęłam poprzednie poszewki, w dość ciemniejszych, jesiennych barwach, by założyć biało - czerwone z napisem "Merry christmas". Kiedy je ułożyłam na półleżąco Mela przyniosła zestaw świeczek, który ostatnio kupiłam o zapachu pianek marshmallow i śniegu. Nie sądziłam, że taki zapach istnieje, ale był tak piękny i świąteczny, że nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ich nie wziąć. Ułożyłyśmy je wielkościowo - od największej do najmniejszej, w miarę równym rzędzie, tak by jeszcze zmieściła się szklana choinka wypełniona po brzegi świątecznymi cukierkami. Amelia z mojego pokoju przyniosła całą torbę słodyczy, które wzięłam, podczas, gdy ja szukałam szklanych pater, które już jakiś czas temu z ciocią kupiłyśmy. Znalazłam je w najwyższej szafce, więc nim je wyciągnęłam minęło trochę czasu. Przesypałyśmy wszystko w szklane ozdobne słoiki, zostawiając jedno na stoliku kawowym, a drugie w kuchni na stole. Nie omieszkałyśmy także podkraść kilka smakołyków. Do tej pory wszystko zajęło nam dwie godziny, więc postanowiłyśmy resztę wieczoru spędzić oglądając "Kevina samego w domu". Zrobiłam nam popcorn, czekoladę na gorąco i zamówiłam pizzę, którą wspólnie wybrałyśmy. Kiedy czekolada była już w świątecznym kubku, podałam ją Meli i zgasiłam światło, zapalając równocześnie nasze kolorowe lampki i świeczki dla lepszego klimatu. Pomimo, że obydwie Kevina znałyśmy na pamięć, jak zawsze bardzo się wciągnęłyśmy. Była to taka nasza mała tradycja, bo zazwyczaj pierwszego grudnia spotykałyśmy się i spędzałyśmy zimowy wieczór wpatrzone w telewizor, z kubkiem ciepłego napoju i w odpowiednio świątecznym klimacie. Nasza mini tradycja trwała już trzeci rok i za każdym razem bardzo cieszyłam się na kolejny seans filmowy.
Podczas psikusów przyjechała nasza pizza, więc miałyśmy ją na najlepszą część. Psikusy niestety szybko zamieniły się w napisy końcowe, przez co od razu puściłam kolejny film z serii, tym razem "Kevin sam w Nowym Jorku". Zdążyłyśmy nawet zacząć "Alexa samego w domu", kiedy przyjechała ciocia.

- Ale pięknie to wygląda. - Powiedziała podziwiając kolorowe lampki. Przyszła do nas i usiadła na kanapie obok, chwytając kawałek pizzy z drugiego kartonu. - Nie mówcie, że znowu patrzyłyście na Kevina. - Spojrzała na nas ze śmiechem. 

- Csiii. - Obydwie przytknęłyśmy palec do ust, by uciszyć ciocię. Ta podniosła ręce w geście obronnym i poszła do siebie. Przebrana wróciła do salonu, gdzie razem z nami oglądała telewizję, aż do ostatniego filmu. Kiedy zebrałyśmy się spać, była już druga w nocy. Zmęczone od razu położyłyśmy się do łóżka, wiedząc, że wstanie o szóstej rano będzie niemałym wyzwaniem; jednak wdzięczne, że nauczycielka nie wygoniła nas spać.

Wielobarwna rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz