Rozdział 15

146 4 1
                                    

Obudziłam się o trzeciej w nocy z zaschniętym gardłem. Przetarłam twarz ręką i poszłam do kuchni chcąc napić się wody. W mieszkaniu było ciemno i cicho, więc wszystko wskazywało na to, że ciocia już śpi. Weszłam do kuchni, wzięłam butelkę wody i najciszej jak potrafiłam nalałam sobie do szklanki. Upiłam łyk, stając przy oknie. Był środek nocy, więc nie zaskoczyło mnie ciemne, wręcz czarne niebo, na którego tle pięknie widać było gwiazdy. Jeżeli w mieście były one dzisiaj tak widoczne, jak ślicznie musiało być poza dużą miejscowością. Położyłam szklankę na parapet, jednak nieudolnie. Przez rzecz leżącą tam, część się wylała. Przeklęłam pod nosem i chwyciłam ręcznik papierowy, którym na oślep zebrałam wodę. Wyrzuciłam go do kosza i spojrzałam na to, co sprawiło, że woda się wylała. Ależ się zdziwiłam dostrzegając podgrzewacz do tytoniu. Zazwyczaj trzymała je ciocia w salonie, bo jednak miała najbliżej do balkonu i najczęściej tam przesiadywała. Wzięłam go do ręki, odwracając się, by sprawdzić, czy na pewno jestem sama. Cicho przeszłam do salonu, gdzie z pudełeczka wyjęłam tytoń i wsadziłam do podgrzewacza. Bijąc się z myślami poszłam do kuchni, próbując go załączyć. Od zawsze ciekawił mnie smak tego 'papierosa', tym bardziej, że ciocia nie krępowała się palić w mojej obecności. Nie do końca wiedząc, co zrobić, przysunęłam biały papierek do ust i zaciągnęłam się. Przez to, że nigdy nie miałam w ustach papierosa, od razu się zakrztusiłam i zakaszlałam. Drugie pociągnięcie było spokojniejsze, przez co poczułam jego smak. Nie wiedziałam do czego mogłabym to porównać. Był to dziwny smak, a jednocześnie tak zachęcający do kolejnego wziewu. Nim się spostrzegłam, wypaliłam cały tytoń, którego resztkę wyrzuciłam do kosza. Nigdy nie spodziewałabym się tego, że spróbuję zapalić. Może i nie był to zwykły papieros, ale i tak. Odłożyłam podgrzewacz na miejsce i ze szklanką w dłoni poszłam do pokoju. Zapominając o wydarzeniach z wieczora usiadłam na łóżku, od razu się krzywiąc. Łzy napłynęły mi do oczu, przez co od razu wstałam jak poparzona. Nie wiem, jak wytrzymię dzisiaj w szkole, skoro siedzenie sprawia mi taki ból. Modląc się, poszłam do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Wiedziałam, gdzie ciocia ją trzyma, więc z łatwością ją wyjęłam i zaczęłam przeglądać zawartość. Liczyłam, że znajdę jakąś maść chłodzącą, czy na skaleczenia, jednak nie dane mi było jej znaleźć. Oprócz bandaży i gazy, w środku znajdowały się tylko tabletki. Załamana schowałam apteczkę na miejsce i poszłam do pokoju, gdzie dopijając wodę położyłam się na łóżku. Przez to, że zasnęłam koło 18, nie mogłam dłużej spać. Przez kolejne minuty wierciłam się na łóżku, próbując znaleźć idealną pozycję. Najchętniej położyłabym się na plecach, jednak pieczenie było zbyt mocne, bym tak wytrwała i zasnęła. Po jakiejś godzinie kręcenia się w końcu udało mi się zasnąć. Obudziła mnie ciocia, o siódmej, wołając, że mam wstać, by się nie spóźnić. Weszła do pokoju już ubrana wołając mnie na śniadanie. Nie miałam ochoty nic jeść, jednak grzecznie wstałam i poszłam za nią do kuchni, gdzie czekała na mnie miska owsianki. Obrzydlistwo. Nie cierpię owsianki, zawsze chce mi się przy niej wymiotować. Delikatnie usiadłam na krześle, jednak mimo tego z moich ust wydobył się syk. Ciocia spojrzała na mnie, a ja wzięłam do ręki łyżkę, zanurzając ją w gęstej owsiance. Nabrałam łyżką trochę i wzięłam do buzi, próbując się nie skrzywić i nie wypluć. Czułam na sobie jej wzrok, więc nałożyłam sobie znowu odrobinę i długo się w nią wpatrując ostatecznie wzięłam do ust. Na szczęście ciocia odeszła z kuchni, a w tym czasie zaczęłam grzebać i bawić się łyżką w owsiance. Mówiłam już jej parę razy, że nienawidzę owsianek, ale na cioci nie robiło to wrażenia, twierdząc, że wymyślam. Za każdym razem dziwiła się bardziej, kiedy jej to mówiłam, więc ciekawa byłam, czy tak dobrze udaje, czy ma tak wielką sklerozę, że o tym zapomina. Siedziałam w kuchni bawiąc się dalej zawartością w misce. 

- Zjadłaś już? - Ciocia weszła do kuchni i spojrzała na pełną miskę. - Jedz, bo nie odejdziesz od tego stołu dopóki tego nie zjesz. 

- Ale ja nie jestem głodna. Nie lubię jeść o tak wczesnych porach. - Wytłumaczyłam i spojrzałam na nią błagalnie. 

- Nie rób takich oczów, tylko jedz. Chyba, że mam cię nakarmić, byś to zjadła. - Odsunęła krzesło chcąc na nim usiąść. 

- Nie trzeba. - Odpowiedziałam od razu i nabrałam znowu trochę na łyżkę. Wpatrywałam się w nią z obrzydzeniem, czując jak do oczu cisną mi się łzy. Ciocia usiadła na przeciwko wyrywając mi łyżkę z ręki. Nabrała nią dużą porcję i przystawiła mi do buzi, na co odwróciłam twarz w drugim kierunku. - Nie chcę. Zwymiotuję to, jeżeli we mnie to wciśniesz. - Odpowiedziałam szczerze, przez co pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Kobieta tylko westchnęła i wstała od stołu podając mi banana. Przyjęłam go z ulgą i szybko zjadłam. Wstałam od stołu i zasunęłam krzesło chcąc iść się szykować, kiedy w półkroku zatrzymał mnie głos cioci.

- Bardzo boli? - Odwróciłam się w jej kierunku cała czerwona na twarzy. 

- Tak. - Powiedziałam cicho zmierzając w stronę swojego pokoju. Ciocia poszła za mną, ewidentnie mi się przyglądając. 

- Zostań może w domu, co? Dzisiaj wyjątkowo zrobisz sobie wolne. Usprawiedliwię ci to. - Powiedziała w końcu, na co na nią spojrzałam. Prawie nigdy nie pozwalała mi zostać w domu, a tym bardziej nigdy sama tego nie proponowała, więc lekko się zmieszałam. Oczywiście, że chciałam zostać. Nie miałam ochoty iść do tej przeklętej szkoły i męczyć się na twardych krzesłach. Na miękkich, a strasznie bolało, co dopiero na tych szkolnych. 

- Dobrze. - Kiwnęłam głową przeczesując swoje włosy. 

- Kończę dzisiaj o 16, więc będę dosyć późno. W lodówce jest zupa, możesz sobie odgrzać, kiedy będziesz głodna. Nie narozrabiaj mi tu, bo nie ręczę za siebie. - Podeszła do mnie i ucałowała mnie w czoło. Kiedy miała już wychodzić z pokoju zatrzymałam ją. 

- Mam taką trochę głupią prośbę... - Zaczęłam czekając na jej reakcję. 

- Byle szybko, bo już jestem spóźniona. 

- Mogłabyś mi po drodze kupić jakąś maść chłodzącą lub na siniaki? - Poprosiłam, jednocześnie karcąc się, że jednak o to zapytałam. 

- W porządku. Coś jeszcze? 

- Może żelki? - Uśmiechnęłam się próbując się jej podlizać. 

- Zobaczymy, co da się zrobić. Idę już, bądź grzeczna. Widzimy się popołudniu. - Opuściła mój pokój, a następnie wyszła z mieszkania zostawiając mnie w nim zupełnie samą, pośród głuchej ciszy. 

---------------------------------------
Cześć cześć kochani!
Miłego czytania! Pamiętajcie o gwiazdeczkach i komentarzach ❤️

Wielobarwna rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz