Rozdział 10

127 4 0
                                    

Pobudka o 6 nie była przyjemna. Po tym, jak poszłam spać po północy, najchętniej walnęłabym się dalej do łóżka i przespała pół dnia. Ale zgodnie z umową, wstałam już po pierwszym budziku, by nie dać cioci pretensji do wkurzenia nad ranem. No i chciałabym powtórzyć takie wyjście, a żeby się udało, najpierw muszę dotrzymać jednej obietnicy. Czekając aż ciocia wyjdzie z łazienki, ja poszłam zrobić sobie kawę. Czułam, jak oczy same mi się zamykają, więc kawa to chyba była najlepsza rzecz, jaką teraz mogłam zrobić. Chwyciłam kubek gorącej kawy i poszłam do salonu, skąd wyszłam na balkon. Usiadłam na wiszącym koszu (bocianie gniazdo) i zaczęłam obserwować budzące się do życia miasto. Było jeszcze ciemno, więc w parku świeciły się wszystkie latarnie. Ktoś szedł dróżką, pewnie kierując się do pracy. Jakaś kobieta wsiadała do swojego samochodu i po chwili oświetlając ciemność wyjechała w sobie znanym kierunku. Wtedy do mnie dotarło, jak szybko mija czas. Zazwyczaj to ja jestem kobietą, która właśnie biegła w stronę przystanku autobusowego. Zawsze się śpieszymy, a czasem warto zatrzymać się w miejscu, spokojnie odetchnąć i się zrelaksować. Spojrzeć na coś z innej perspektywy.
Dopiłam kawę, kiedy zrobiło się już jaśniej. Włożyłam szklankę do zmywarki i poszłam się ogarnąć, bo niebawem musiałyśmy wychodzić. W zwykłych dżinsach i zapinanym sweterku spakowałam swój plecak, śniadanie i byłam już gotowa. 

- Pasy. - Upomniała mnie ciocia, kiedy usiadłam i oparłam głowę o szybę jej auta. Mozolnie je chwyciłam i zapięłam. To będzie ciężki dzień. Jest przed ósmą, a ja już czuję się, jakbym cudem przetrwała cały dzień. W szkole też dzisiaj mam do 14 i to same językowe przedmioty. 3h polskiego 2h angielskiego i 2h niemieckiego. Oszaleć można. Droga do szkoły strasznie mi się ciągnęła, więc kiedy w końcu przy szafkach spotkałam się z Melą byłam już w trochę lepszym humorze. 

- Jak tam? - Zapytałam, grzebiąc za swoim kluczykiem do szafki. Kiedy go znalazłam, wyjęłam parę zeszytów, schowałam kurtkę i po chwili trzymając zeszyty razem udałyśmy się w kierunku sali z polskiego. 

- Bardzo dobrze. Cieszę się po wczorajszym wyjściu, mam ciągle dobry humor i liczę, że nic go nie zepsuje. - Powiedziała cała w skowronkach.- A jak u Ciebie? Mam nadzieję, że nie była problemem moja podwózka. 

- Nie no, co ty. Przynajmniej w końcu będziesz mogła do mnie przyjść, skoro i tak znasz prawdę. - Uśmiechnęłam się. - Nigdy nie robiłam nocowania, więc kiedyś, kiedy będą zebrania mogłybyśmy sobie takie zorganizować. A poza tym całkiem przyjemnie. Poszłam jedynie późno spać, więc przysypiam, ale jest w porządku. - Usiadłyśmy na ławkach, czekając aż skończy się przerwa. - Tak bardzo chciałabym być w innym miejscu. - Westchnęłam, patrząc po twarzach z naszej klasy. - Dominika jest zawieszona do końca tygodnia. - Szepnęłam do niej. - Możliwe, że już się nie pojawi, bo coś ciocia napominała, że jako rada mogą ją wyrzucić. A mówiłam, by uważała, to nie chciała mnie słuchać. - Dodałam lekko się grymasząc.

- A co powiesz na to, by się urwać z lekcji? - Posłała mi uśmieszek z serii tych, które magicznie mają sprawić, że się zgodzę. - Szkoda, oby jej jednak nie wywalili. Wiadomo, że sprawiała kłopoty, ale jednak i tak. Przecież to nawet jej wina nie była.... - Kiedy przeszła obok nas wychowawczyni, od razu urwałyśmy ten temat. I tak dobrze, że od nas nic nie chcieli, bo jako jedyne bardziej się z nią kolegowałyśmy. 

- Co ty, jak ciocia zobaczy, że mnie nie ma na jej lekcji to osiwieje. Poza tym, chciałabym niebawem powtórzyć to wyjście, więc nie zamierzam jej się w żaden sposób narażać. - Weszłyśmy do sali i usiadłyśmy w swojej ławce. Chwilowo umilkłyśmy, czekając na rozwój sytuacji. Maczkowska miała obsesję związaną z odpytywaniem z ostatniej lekcji. Zazwyczaj wybierała swoją ofiarę spośród gadających osób, lub tych, które w jakiś sposób wyróżniły się w przeciągu dni; mówiąc krócej - podpadły jej. Część nauczyła się już siedzieć cicho, niczym myszy pod miotłą, jednak kącik pod ścianą zawsze prowadził żywe dyskusje. Nawet dzisiaj, a od wejścia buzie im się nie zamykały, jakby te dwa dni rozłąki zmieniły ich życie. Maczkowska sprawdziła obecność i by się wydawało, że szuka swojej ofiary, kiedy powiedziała te znienawidzone dwa słowa: "Wyciągamy karteczki."

- O cholera, jestem w dupie. - Szepnęłam do Amelii. - Nie powtarzałam ostatnio kompletnie nic. - Powiedziałam zmartwiona i wyciągnęłam kartkę. 

- Będzie dobrze. Uważamy na lekcjach, na luzie to zaliczymy. - Odszepnęła i po chwili zaczęłyśmy pisać pytania na kartce. 

Wielobarwna rzeczywistośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz