6. Nie jestem tu bezpieczna.

64 0 2
                                    

Przez następny tydzień po rezydencji Monet'ów przemykałam jak duch nie chcąc zostać zauważona, bo gdy tylko któryś z braci mnie zobaczył rzucał mi sceptyczne spojrzenie.

Jednak były takie momenty jak ten, gdy potrzeba zwyciężała, a w tym przypadku potrzebą był sok pomarańczowy z lodówki.

Weszłam do kuchni zauważając Vincent'a i Dylan'a przy stole gorliwie o czymś dyskutując i natychmiast przestając gdy tylko zobaczyli moją sylwetkę w progu. Spojrzałam na nich kątem oka naprawdę nie chcąc się mieszać w ich tajemnicze Monet'owe sprawy. Podeszłam do lodówki wyjmując z niej karton soku, licząc tylko na to by żaden z nich się do mnie nie odezwał. Moje nadzieję jednak zostały rozwiane wraz stoickim dźwiękiem głosu Vince'a za moimi plecami:

- Zerwałaś z tym chłopakiem, Josh'em, jak ci kazałem? - zacisnęłam ręce na kartonie jeszcze zanim dotarł do mnie sens jego słów.

Czułam silną potrzebę uderzyć w worek treningowy, a całe moje ciało drżało gdy dotyk na kartonie nie zelżał.

Josh mnie zdradził. Pisałam do niego, zostawił mnie na wyświetlonym. Mimo, że w środku odcisnęło to na mnie nie małe piętno to nie zmarnowałam ani jednej łzy na niego.

Czułam wzrok obu braci na moich plecach gdy odwróciłam się do nich, posyłając im przesłodzony, nieszczery uśmiech.

- Tak.

Odetchnęłam sięgając po szklankę. Moje ręce drżały gdy złość ogarniała moje ciało, zaczynając od głowy która zaczęła mnie piekielnie boleć. Nalałam szybko soku do szklanki, starając się nie wylać nic poza nią i mocno ją ściskając by nie dać po sobie jak moje ciało drżało że złości. Wzięłam łyka, czując kwaśno-gorzki smak napoju.

- Potrzebujesz terapeuty?

Oplułam się sokiem słysząc następne słowa padające z ust Vincent'a. Nie dowierzałam w bezpośredniość tego pytania, spojrzałam na niego, mlaskając, gdy mocno uderzyłam szklanką o blat.

- Zapytaj o to swoją siostrzyczkę. - ofensywność moich słów co prawda nie była planowana

Naprawdę nie miałam nic przeciwko temu by Hailie się tu zaaklimatyzowała, ale nie rozumiałam czemu wszystko działo się tu przeciwko mnie. Nie miałam kontroli nad niczym, wszystko wymykało mi się z rąk. Nie wiedziałam kto był po mojej stronie, albo czy w ogóle była moja strona. Czy cokolwiek należało do mnie?

Dylan podniósł się się gwałtownie na wzmiankę o Hailie. Vince umieścił mu rękę na ramieniu, uspokajając go. Parsknęłam, nawet nie zauważyłam kiedy tak się do niej zbliżył.

- Sky, musisz zrozumieć, że teraz ty też jesteś moją siostrą...

- A spierdalaj.

Tym razem to Vince się podniósł, ale nie agresywnie jak Dylan, tylko stanowczo.

- Słownictwo, Skylor. - upomniał Vincent, ale ja się jedynie zaśmiałam sucho

Pokazałam mu środkowe palce u obu rąk, wychodząc z kuchni odwrócona w jego stronę. Widziałam zniesmaczoną minę Dylan'a w duchu pewnie wyzywającego mnie od rozpieszczonych smarków. Miałam to w dupie. Wszystkich ich miałam w dupie. Dlatego gdy opuściłam kuchnie zamiast do pokoju skierowałam się do wyjścia, zakładając buty, zgarniając z kieszeni kurtki Will'a kartę do bramy i wybiegając z domu. Otworzyłam furtkę kodem i kartą, biegnąc przed siebie zanim któryś z braci zauważy. Pokazałam środkowego palca do kamery na odchodne zanim zniknęłam między drzewami lasu.

Minęło już dwadzieścia minut mojego spaceru, a moi ukochani bracia nadal mnie nie znaleźli. O ile w ogóle mnie szukali.

Zatrzymałam się momentalnie gdy usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronie. Nim zdążyłam się odwrócić poczułam zimny dotyk na mojej skroni. Serce podeszło mi do gardła gdy spojrzałam w bok, widząc mężczyznę z kozią bródką i tatuażem przedstawiającym feniksa na swoim ramieniu. Przystawiał on pistolet do mojej skroni.

Rodzina Monet - Stokrotka Where stories live. Discover now