Phoenix
Jedenaście lat wcześniej...
Phoenix - 14 lat, Xander - 21 lat, Seth - 27 lat.
Deszcz rozrywał chmury, nieubłagalnie lejąc się z nieba. Odczuwałem każdą kroplę, która spotykała się z moim ciałem. Wydawało się, że każda kolejna kropla była niczym ukłucie, będąc przenikliwym przypomnieniem mojego cierpienia.
Było ledwie po dziesiątej, a okolicę spowiła nieprzenikniona zasłona mgły i melancholijny odcień szarości. Niegdyś znajdowałem ukojenie w ponurym pięknie jesieni.
Ale teraz? Teraz nienawidziłem wszystkiego, co się z nią łączyło.
Cmentarz roił się od nieznanych twarzy. Ledwo je rejestrowałem, nie mówiąc już o ich znajomości. Fotoreporterzy czyhali za drzewami i cmentarną bramą, a ich aparaty były w gotowości do uchwycenia zdjęć, które w następstwie sprzedadzą za grube pieniądze.
Najbliższa rodzina zebrała się wokół ziejącej dziury w ziemi. Błądziłem wzrokiem w stronę trumny umieszczonej na katafalku, ale każde spojrzenie wydawało się ciosem w brzuch.
Stałem obok mojego najstarszego brata. Co jakiś czas zerkałem na niego, mając nadzieję poznać jego reakcję, ale sprawiał wrażenie nieobecnego. Funkcje życiowe Setha ograniczały się jedynie do mrugania, a nawet to czasami wydawało się dla niego zbyt dużym wysiłkiem.
Nie mogłem go za to winić. Wisiał nad nami ciężar straty, na którą nie byliśmy gotowi. Głos duchownego brzmiał monotonnie, jego słowa wydawały się rozmyte. Ledwo cokolwiek słyszałem, mój umysł był zbyt zajęty zadawaniem sobie tylko jednego pytania: Dlaczego?
Xander, nasz średni brat, stał po prawej stronie Setha. Musiał wyczuć, że na niego patrzę, bo zwrócił ku mnie głowę. Półuśmiech przemknął mu przez twarz, chociaż wyglądało to bardziej tak, jakby przełknął ślinę. Robił, co mógł, żeby mnie pocieszyć, ale widok jego zmęczonych, przygnębionych oczu w żaden sposób nie sprawiał, że poczułem się lepiej.
Złapałem się na tym, że znów wpatrywałem się w dół, rozumiejąc, co to wszystko oznacza. Wcześniej uczestniczyłem w dwóch pogrzebach. Znałem zakończenie takich wydarzeń i każde z nich pozostawił na mojej skórze nieprzyjemny dreszcz.
Nie wiedziałem, co okazywało się gorsze: cicha, ciągnąca się procesja za powozem pogrzebowym, zbliżająca nas do nieuniknionego zakończenia, czy ostatni moment, gdy grabarze wbijają krzyż w kopiec.
Byłem tak zamyślony, że nie zorientowałem się, kiedy słowa księdza ucichły. Czterech mężczyzn podeszło do trumny, podnosząc ją na coś, co wyglądało jak platforma.
Podbródek mi zadrżał, bo przeczuwałem, co miało się zaraz wydarzyć. Widok przed oczami dwoił mi się i troił, aż stał się kompletnie rozmazany. Wściekle przetarłem twarz rękawem czarnej marynarki. Nie chciałem być tym, który płacze. Moi bracia nie płakali, dlaczego ja miałbym być gorszy?
Z całych sił walczyłem, by nie rozchylić ust. Szczękościsk był na tyle mocny, że rozbolały mnie zęby. Bolesne uczucie dławienia pchało się w górę gardła, jakby druty kolczaste owinęły się wokół niego.
Gorące i nieustępliwe łzy kreśliły ścieżki po moich policzkach. Cały drżałem, tracąc kontrolę nad własnym ciałem, jakby było marionetką poruszaną przez kogoś innego. Obserwowałem, jak trumna znika w głębokim grobie. Powolne opadanie zdawało się odzwierciedlać tonące uczucie w mojej piersi. Gdy charakterystyczny, głuchy dźwięk zderzenia z ziemią dotarł do moich uszu, czułem, jak pęka we mnie ostatnia nić samokontroli.
CZYTASZ
White Lies +18
RomancePhoenix Weston: Kontynuacja Braci Weston. (47.6144042, -122.3340139) Zagramy?