Rozdział 2.

17.8K 1.3K 263
                                    

PHOENIX

Godziny mijały, a zaszyfrowane pliki wciąż pozostawały dla mnie jedną wielką tajemnicą. Każda kolejna linijka kodu śmiała mi się w twarz, a protokoły nawet nie zachwiały się przy programie, który niegdyś stworzyłem. Przeczuwałem, że ten ktoś, kimkolwiek był, nie chciał, bym dowiedział się o tym, co znajduje się w środku.

Wiedziałem, że mogłem to złamać, ale potrzebowałem czasu... znacznie więcej, niż początkowo założyłem.

Powróciłem do okienka z komendami. Rozważyłem nawet opcje, że miałem do czynienia ze zwyczajnym command-and-control domain czy domain generation algorithms, które zostały zaprogramowane tak, że kontrolowany przez nie malware miałby sam odpowiadać na moje pytania. Problem w tym, że już dawno bym to wykrył, więc ta opcja odpada.

Laptop ojca liczył ponad dekadę, a do tego czasu spora część metod hakowania uległa znacznej zmianie, a nieaktualizowany i niewspierany system utworzył lukę, którą ten ktoś wykorzystał.

Telefon zawibrował na biurku. Chwyciłem za niego, a na widok godziny, która wyświetliła się na ekranie, przekląłem pod nosem.

– Co jest? – odebrałem.

– Trochę się spóźnię, musiałem zawieźć Huntera na lotnisko – rzucił Xander. – Dzwoniłem już do Setha, powiedział, że jak położy młodych do snu, to też wpadnie.

– Luz, sam niedawno skończyłem pracę – skłamałem, strzelając zastygłym karkiem. – Widzimy się na miejscu.

Rozłączyłem się, a mój wzrok po raz kolejny padł na komputer. Musiałem odpuścić. Na razie. Nie chciałem zdradzać braciom swoich odkryć, dopóki nie dowiem się, z czym miałem do czynienia, a ci znali mnie zbyt dobrze. Rozpoznaliby, gdyby coś było nie tak.

Zamknąłem laptopa, po czym podniosłem się z miejsca i przeciągnąłem się, a mimo tego napięcie w mięśniach nie chciało ustąpić.

Jeszcze do tego wrócę.

Zrzuciłem z siebie ubrania i ruszyłem pod prysznic. Woda spływała po moim ciele, a strumienie biczowały spięte partie. Gorąca temperatura stanowiła przyjemny dyskomfort, dzięki czemu mogłem się skupić na tym, by przeanalizować to, co mi umknęło. Dlaczego, po tylu latach, komuś wciąż zależało na tym, by dane z plików nie wypłynęły?

Ojciec nie lubił tajemnic, nie miał ich przed nami. Ale to, cokolwiek to, do cholery było, zaczęło poddawać to w wątpliwość. Wiedziałem, że dojście do prawdy wymaga czasu – a co gorsza – cierpliwości.

Para wypełniła łazienkę, gdy wyszedłem spod natrysku. Przetarłem dłonią lustro, a moje odbicie stało się wyraźniejsze. Mój wzrok był nieco nieobecny od godzin spędzonych przed ekranem, w gonitwie za czymś, co na ten moment uznałem za nieuchwytne. Nie spałem porządnie od kilku dni, a skutki dawały mi we znaki.

Owinąłem ręcznik wokół bioder i wróciłem do sypialni. Laptop staruszka pozostał na łóżku, a to dręczące uczucie, że coś mi umknęło, nie dawało mi spokoju. Chłodny ciężar osiadł mi na piersi. W apartamencie było tak cicho, że zaczęło piszczeć mi w uszach. Coś w tym wszystkim było cholernie nie tak, a ja nienawidziłem uczucia utraty kontroli.

Ręcznik wciąż przylegał do mojej wilgotnej skóry, gdy zbliżyłem się do biurka i uruchomiłem komputer. Przegapiłem coś. Wiedziałem, że nie miałem czasu, by się tym zajmować, ale ten natarczywy głos w głowie nie dawał za wygraną. Zapora, której nie uwzględniłem, linijka kodu, która mi umknęła – hakerzy zawsze zostawiają jakiś ślad rozpoznawczy, w końcu uwielbiają się popisywać. Musiało coś być.

White Lies +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz