Rozdział 1

21.5K 1.5K 531
                                    

PHOENIX

Obecnie

Tego poranka po raz pierwszy pomyślałem sobie: ja pierdolę... Ale to nie było zwykłe „ja pierdolę", tylko soczyste, wyrażające mój obecny stan, wybrzmiane z głębin mnie ja pierrrrdolę...

Dźwięk budzika w telefonie przeciął powietrze, brzmiąc niemal jak alarm bombowy, bo nic innego nie zerwałoby mnie ze snu. Na oślep celowałem palcem w ekran, niefortunnie strącając smartfon ze stolika nocnego. Wydałem z siebie udręczony jęk, wiedząc, że nie ma ucieczki od przeklętej rzeczywistości.

Każdy mięsień w ciele protestował, chcąc choć jeszcze przez pięć minut pozwolić sobie na odrobinę lenistwa w łóżku. Poderwałem urządzenie z ziemi i wyłączyłem wkurwiający alarm. Przypomnienia dotyczące dzisiejszych obowiązków zalały ekran, wszystkie dotyczyły projektów w pracy, a do tego maile, aktualizacje pracy i wiadomości.

Wpatrywałem się w gołębi sufit, czując, jak presja naciska na moją klatkę piersiową, a mój umysł błądził w gęstej mgle snu. Odniosłem wrażenie, że rutyna wygryzała już szczątki mojej już i tak osłabionej woli. Najchętniej zostałbym zakopany w pościeli do końca dnia, jednak uciekający czas przypominał mi, że pora ruszyć tyłek.

– Ja pierdolę... – sapnięcie wydawało się uciec z głębi mojej duszy.

Doczłapałem się do łazienki, ochlapałem twarz zimną wodą w próbie ocucenia się i zmycia z niej wyczerpania, które przylegało do mnie jak druga skóra. Nie byłem rannym ptaszkiem, a trudności z zasypianiem uczyniły mnie nocnym markiem, jednak gdybym nie stawił się w pracy, czekałby mnie godzinny opierdol od Setha i cała masa rzeczy do ogarnięcia po innych.

Uniosłem wzrok na swoje odbicie: cienie pod oczami i wyraz zmęczenia chyba na stałe wyrył się już w moich rysach. Ogarnąłem się, założyłem świeży komplet ubrań i ruszyłem do kuchni, gdzie zaparzyłem sobie kawę w ekspresie.

Moje myśli dryfowały, gdy oparłem się o kuchenną wyspę. Zatrzymałem wzrok na żółtych karteczkach przyklejonych do lodówki, zawierające tę samą treść, co przypomnienia w telefonie.

Po przedawkowaniu sprzed laty doznałem długotrwałego zaburzenia pamięci, czasem zdarzało mi się tworzyć fałszywe wspomnienia, a niekiedy i przyswajanie informacji stało się dla mnie uciążliwe, jednak pracowałem nad tym z wieloma lekarzami, by znów stać się najlepszą wersją siebie. Stąd karteczki, mnóstwo przypomnień i multum budzików dotyczących tego, co miałem do zrobienia.

Dopiłem kawę, chwyciłem za kask i wsiadłem do windy, a ta zabrała mnie do podziemnego garażu. Dosiadłem motocykl – smukłą, olśniewającą bielą z elementami czerni i bieli maszynę, która była jedynym przypomnieniem o tym, że wciąż żyłem, dawkując mi poranną adrenalinę.

W biurze byłem chwilę po dziewiątej. Jeszcze w czasach, gdy Beverly była asystentką Setha, przychodzenie tutaj niosło zapowiedź zabawy, bo jej barwna postać umilała dzień w każdym jego aspekcie, jednak odkąd została moją szwagierką, powiększając naszą rodzinę o kolejne małe potwory, mój gabinet znów stał się szary i... nudny.

Mijałem korytarze sektora IT, gdzie w boksach zasiadali już pracownicy, odpowiadając zdawkowo na serie powitań. Przytknąłem kartę do czytnika i zaszyłem się w swojej jaskini. Zrzuciłem plecak obok biurka, opadłem na fotel i uruchomiłem komputer. Przejrzałem nocne raporty, odpowiedziałem na maile i od czasu do czasu ogarniałem problemy na serwerach. Byłem w połowie obalania puszki energetyku, gdy głos Mirandy wydobył się z interkomu.

White Lies +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz