Rozdział 5.

13.8K 1.2K 337
                                    

PHOENIX

Przez cały tydzień próbowałem przekonać się, że nikt mnie nie śledził. Gdy zyskałem wystarczającą pewność, wróciłem do biura. Nie to, żebym narzekał na pracę zdalną, ale niektóre sprawy ciężko było załatwić przez komputer.

Na szczęście Seth nie zadawał pytań, gdy wyjaśniłem mu, że potrzebowałem kilka dni dla siebie, kryjąc się za nagłym przeziębieniem. Miałem obniżoną odporność, to też nikogo to przesadnie nie dziwiło.

Z satysfakcją przyjąłem fakt, że nastał piątek. To oznaczało tylko jedno – znów zobaczę Arielle. To już trzeci tydzień, gdy próbowałem ją złapać czy zyskać jakąkolwiek możliwość kontaktu z nią, ale telefon jak milczał – tak nic się nie zmieniło.

W zeszłym tygodniu byłem nawet bardziej urzeczony jej tańcem, a może po prostu to ona robiła na mnie tak paraliżujące wrażenie.

Tamtego dnia zająłem miejsce przy barze, skąd miałem dużo lepszy widok na scenę, a jednocześnie mogłem znaleźć się bliżej tancerki. Zdawało się, że wciąż czułem ten dreszcz podniecenia, który narastał w mojej piersi w oczekiwaniu na pokaz.

Znałem wyłącznie jej imię, ale dla mnie była czymś więcej niż imieniem. Fakt, ten zlepek liter w jakiś sposób wpływa na naszą osobowość, nadaje nam charakter, ale nieważne, czy miałaby na imię Arielle, Camilla czy chociażby Jane. Miałem wrażenie, że połączyło mnie z nią coś duchowego, czego nie potrafiłem opisać.

Dlatego tak cholernie zamarzyłem o tym, by poznać ją osobiście.

Owinąłem palce wokół nietkniętej szklaneczki z whisky. Nie zamierzałem pić, po prostu zamówiłem ją, by mieć pretekst do siedzenia w tym właśnie miejscu. Światła przygasły, a gdy szum rozmów ucichł zagłuszony przez pierwsze dźwięki muzyki elektronicznej, mój puls przyspieszył. To tak, jakby nie tylko mózg, ale całe ciało wyczekiwało chwil, by móc ujrzeć ją ponownie.

Światło reflektorów skupiło się wyłącznie na niej. Arielle poruszała się z gracją, a każdy jej krok był niezwykle rozważny, opanowany do perfekcji. Jej długie, kruczoczarne włosy spływały kaskadowo po jej plecach, synchronizując się z każdym ruchem dziewczyny. Z obecnego punktu widzenia byłem w stanie wyłapać więcej szczegółów jej wyglądu, w tym mocny makijaż, który mimo wszystko nie ukrywał jej młodzieńczej buźki i ciemnobrązowe oczy, niemal jak u łani.

Nie miałem pewności, czy była miejscowa, ponieważ cechy jej twarzy i budowa ciała wskazywały na azjatyckie pochodzenie. Czymkolwiek została pokryta jej skóra, lśniła od drobinek brokatu.

Mój ulubiony moment rozpoczął się w momencie, gdy tancerka wspinała się w górę długich, winno-czerwonych szarf, a jej ruchy były płynne, zmysłowe. Każdy skręt jej ciała był niczym niewypowiedziana poezja, to coś zupełnie nie z tego świata, nigdy nie widziałem czegoś tak pięknego.

Czułem, że była poza jakimkolwiek zasięgiem, jakby została stworzona, by podziwiać ją z daleka, a jednak to nie powstrzymywało mnie od przychodzenia tutaj co tydzień.

Jedwabny materiał owijał ciasno jej nogi i talię, a gdy wyciągnęła ramiona, koniuszki palców muskały powietrze, jak gdyby próbowała sięgnąć gwiazd. Wydawało się, że sięgała bram wolności, niczym ptak latami więziony w klatce, i chociaż wyjście z niej było tuż na wyciągnięcie ręki, Arielle zaczęła opadać, powoli i zmysłowo, odplątując się z węzłów.

And I wish I could change it
And we're always gonna be contaminated

And oh, I know what we need

White Lies +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz