Prolog

65 9 4
                                    

***********************************************************************************************

Notka od Charlie:

Postać Bojana jest oparta głównie o wygląd piosenkarza z Joker Out. Wszystkie wątki i historie zawarte w opowiadaniu są zmyślone i nie mają oparcia o prawdziwe życie Bojana Cvjeticanina. 

Więc dlaczego on?

Jego osobowość i sposób bycia mnie fascynuje, a wyglądem pasował mi do tej powieści, która siedzi w mojej głowie od kilku lat. A poza tym dałam wam mały smaczek, byście się nie znudzili. 

Miłego czytania!

***********************************************************************************************


Mieliśmy dwanaście lat. Chodziliśmy po lesie, jak co dzień. Było cudownie ciepło. Niosłam na plecach czerwoną torbę z kilkoma strzałami, własnoręcznie zrobionymi z gałęzi, a w ręku wycięty patyk z naciągniętą cięciwą, a raczej elastycznym sznurkiem. Bojan z niebieskim plecakiem na ramieniu i długim kijem w ręku szedł tuż przy moim ramieniu. Na głowie miał przywiązaną białą chustę niczym wojownik. Ja identyczną chustą zawiązałam moje długie czarne włosy w kucyk. Obserwowaliśmy leśne życie zwierząt i wsłuchiwaliśmy się w dźwięki natury. Podążaliśmy w stronę naszego stałego miejsca, w którym zbudowaliśmy bazę. Po drodze rozmawialiśmy o naszych planach na najbliższe dni wakacji. Co roku spędzaliśmy je w mieście, bo nasi rodzice byli zapracowani, przez co nawet w wakacje nie było nigdy mowy o wyjeździe gdziekolwiek. 

Mieszkaliśmy wtedy w Lublanie w Słowenii. Mogliśmy się szwendać, gdzie chcieliśmy, bo rodzice nie mieli o nas żadnych obaw. Dobrze wiedzieli, gdzie nas szukać. Nie urodziłam się we Słowenii, ale przeprowadziłam się tu kilka lat wcześniej. Bojan był pierwszą osobą, którą poznałam. Mieszkaliśmy tuż obok siebie i wierzyłam, że ta przyjaźń będzie wieczna.

Bojan zatrzymał się nagle.

- Veronika, patrz! - wskazywał na małą rudą wiewiórkę, która spoglądała na nas z drzewa. - Nasz obiad.

Zaśmiałam się. - Dobra, już to załatwiam.

Schowaliśmy się za najbliższym krzewem, by móc zapolować. Wzięłam gałązkę, udającą strzałę, naciągnęłam ją na mój prowizoryczny łuk i wycelowałam w wiewiórkę. Strzeliłam i... chybiłam o jakieś co najmniej dwa metry. Roześmiani wyszliśmy zza zarośli i poszliśmy dalej, w kierunku rzeki. Bawiliśmy się tak codziennie, odkąd się poznaliśmy. Oboje byliśmy odludkami, więc złapaliśmy wspólny język. 

Dotarliśmy nad rzekę, do miejsca, które wyznaczyliśmy sobie jako naszą bazę. Dwa duże głazy, wyższe od nas, a pomiędzy rozłożone koce i pełno różnych rzeczy znalezionych w lesie lub wyniesionych z domu. Nad głazami zrobiliśmy dach z grubych gałęzi, a na nie wyłożyliśmy materiałową, nieprzemakalną płachtę. Przesiadywaliśmy tu godzinami, a dzisiaj szykowaliśmy się na, wtedy, najważniejsze wydarzenie w naszej przyjaźni. Stwierdziliśmy, że musimy wykonać ceremonię inicjacyjną, by przypieczętować nasz duet. Zadaniem było znaleźć dwa kamienie, które będą odzwierciedlać wyglądem charaktery właścicieli. Każdy szukał dla siebie. Grzebaliśmy na brzegu rzeki tak długo, aż znaleźliśmy kamienie idealne. Nie wiemy do teraz jakim cudem trafiliśmy na prawie identyczne płaskie czarne kamienie w nieregularnym kształcie owalu, które miały małą dziurkę. 

Patrzyliśmy na to z niedowierzaniem, tak jakby to było przeznaczenie. Wzięłam dwa rzemyki, które wisiały na gałęziach, gdzie trzymamy różne wisiorki czy breloki, zrobione z rzeczy znalezionych w lesie. Przewlekliśmy sznureczki przez dziurki w kamykach i w ten sposób zrobiliśmy dwa bliźniacze naszyjniki. Wyszło lepiej, niż się spodziewaliśmy. Wisiorki położyliśmy w koszu z gałęzi i postawiliśmy na mniejszym głazie, który robi nam za stół. 

Przysięgasz? | [Bojan Cvjeticanin] by CHARLIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz