[8] Jezioro

22 4 8
                                    

12 lipca 2005r.

Jednym z najwcześniejszym wspomnień mojego dzieciństwa jest wyjazd nam morze Bałtyckie. Rodzice bardzo chcieli mi pokazać polskie morze, więc pewnego dnia spakowaliśmy się i wyjechaliśmy w nocy na ponad dziesięciogodzinną wyprawę na północ kraju. Większość drogi przespałam na kolanach mamy, która siedziała razem ze mną na tylnych siedzeniach auta. Pamiętam, jak w radiu leciały hity lata, których nazw już dawno zapomniałam.

Władysławowo było małe, ale bardzo zatłoczone przez turystów. Miasteczko te wydawało się nie mieć nic specjalnego do zaoferowania, oprócz kilku dużych plaż i wielu budek z lodami oraz zabawkami prosto z Chin. Mnie, jako dziecko, interesowały te kolorowe pierdoły, które można było kupić, a moim rodzice nie byli zbyt chętni do podarowania mi jednej z nich, ale za to kupili mi dmuchane motylki na ramiona do pływania, które nadrukowane miały morskie żółwie. Sama wybierałam.

Jednego dnia tata wszedł ze mną do zimnej wody morza Bałtyckiego, ucząc mnie pływać. Najpierw byłam w dmuchanym kółku, który podtrzymywał mnie na powierzchni. Jednak kiedy chciałam spróbować sama, dmuchaniec został mi zabrany i próbowałam ruszać ramionami i nogami tak, jak pokazywał tata.

- Dobrze, Verusia - mówił. - Tylko nieco szybciej.

Dawałam z siebie wszystko, aż w końcu stwierdziłam, że jestem zmęczona. Całe szczęście, że miałam motylki, które i tak utrzymywały mnie na powierzchni. Udawałam, że umarłych z wykończenia, na co tata się śmiał. Wyciągnął mnie na swoje ramiona i zaczął ich głębiej.

- Tato, boję się - wyznałam.

- Nic ci nie będzie, skarbie - zapewniał. - Jestem przy Tobie, a ze mną nic ci nie grozi.

Na płyciźnie jeszcze byłam w stanie dotknąć nogami gruntu, a kiedy tata wrzucił mnie na głęboką wodę, przez chwilę znalazłam się pod wodą. To dziwne, ale nie spanikowałam, tylko od razu się wynurzyłam. Chwilę mi zajęło, zanim ogarnęłam, co się stało. Po chwili zaczęłam się śmiać, bo było to fajne. Motylki pomagały mi.

- I co, Verusia? - pytał. - Strasznie było?

- Chce jeszcze raz! - mówiłam radośnie.

I tak kilka razy jeszcze tatko wrzucił mnie do wody, za każdym razem wynirzalam się po kilku sekundach. Aż ostatnim razem motylki wyślizgnęły mi się z rączek. Poleciałam na same dno, widząc tatę od pasa w dół pod wodą. Tata jednak szybko zareagował i wyciągnął się od razu, jak się zorientował. Kiedy byłam już w jego ramionach, kaszlałam wodą, a on wycierał ręką moje mokre włosy z twarzy i przyglądał mi się z troską.

- Wszystko w porządku, Vercia? - był zmartwiony.

- Tak - mówiłam. - To było straszne.

- Ale żyjesz - zauważył. - Mówiłem Ci. Nic ci ze mną nie grozi. Zawsze cię ochronię.

Był moim superbohaterem, z którym niczego się nie bałam. Mój wzór do naśladowania i chciałam być tak odważna i silna, jak on był w tamtym czasie.

***

3.06.2019r

Gdy już się ogarnęliśmy, wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy w dalszą drogę. GPS pokazuje nam osiem godzin drogi, więc nie ma tak źle, jednakże Bojan dopiero drugi raz robi taką trasę i nie jest pewny, czy jednak dzisiaj dojedziemy. Zaproponowałam, że w razie czego spróbuję sama wejść za kółko, ale nie obiecuję gładkiej jazdy. Powiedział, że się nad tym zastanowi.

Zajechaliśmy do sklepu, który był po drodze. Wielki market, taki jak wszędzie, z ogromem wyboru. Wzięliśmy trochę dobrych rzeczy, głównie na śniadanie, by nie musieć szukać restauracji, które takowe podają. Chwilę nam to zajęło, ale po dwudziestu minutach ruszyliśmy dalej.

Przysięgasz? | [Bojan Cvjeticanin] by CHARLIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz