[4] Karczma

20 5 7
                                    

10 czerwca 2010r.

Dziadek Marko dopiero co kupił kampera, a już wyjeżdżał nim w dalsze podróże po Słowenii. Podjechał on tego dnia do nas, by się nim pochwalić. Z moim ojcem oglądali każdy zakamarek silnika, sprawdzali wytrzymałość kół i zachwycali się małymi detalami w środku. Mama w tym czasie przyglądała się małej kuchni, którą ciężko tak nazwać. To był malutki blat z bardzo małym zlewem, a obok przenośna kuchenka elektryczna na kabel. Oczywiście jeszcze wąska szafka nad zlewem, by schować w niej chociaż parę naczyń. Z tyłu kampera było łóżko, które rozkładało się, dzięki czemu mogły spać na nim dwie osoby, ale trzeba było wtedy odsunąć jedną półkę. Obok prowizorycznej kuchni była obita miękką skórą ławeczka, a przed nią składany duży stolik, który rozłożony zajmuje całą powierzchnię jadalni. Prysznic i toaleta były w osobnych, małych kabinach o szerokości metr na metr i dwadzieścia centymetrów, które zbudowane były między sypialnią a jadalnią. Wszystko to na małej powierzchni średniego kampera. 

Siedziałam z Bojanem z przodu, ja na miejscu pasażera, a Bojan przy kierownicy. Zachwycaliśmy się pojazdem i udawaliśmy, że jest nasz i za chwilę wyruszymy w daleką podróż.

- Następny przystanek - zakłada okulary przeciwsłoneczne niczym policjanci, których oglądaliśmy w serialach. - Zagrzeb, Chorwacja!

- Trzymajcie się siedzeń! Jedziemy na przygodę naszego życia! - opowiadałam, jakbym była przewodnikiem. - Czeka nas wiele atrakcji, takich jak szukanie skarbów Morza Śródziemnego czy też polowanie na koralowce - pilocik do radia służył mi za mikrofon.

- W sumie pojechałbym na taką podróż dookoła świata - stwierdza, ściągając okulary i obracając się do mnie. - Najpierw zaliczyć Europę, potem Azję, Afrykę...

- W każdym kraju znaleźć coś cennego i sprowadzić do domu - dokańczałam. - Zrobić swoje domowe muzeum i wystawić na oglądanie. 

- To musiałyby być jakieś artefakty - zastanawiał się. - Może polowalibyśmy na rzadkie gatunki zwierzyny.

- Czy duchy lasu byłyby zadowolone, że zabijamy zwierzęta dla kolekcji, a nie dla pożywienia? - pytałam poważnie.

- Racja, głupi pomysł - machnął ręką. - Ale zbieranie skarbów to plan idealny.

- Pojedziemy razem?

- Obiecuję ci, że jak dorosnę, to zabiorę cię w podróż do każdego państwa, jakie istnieje na ziemi - uśmiechnął się, kładąc dłoń na lewej piersi. 

- A może ja zabiorę ciebie? - zaśmiałam się, uderzając go pięścią w ramię.

- No zobaczymy, kto będzie pierwszy - podał mi dłoń. - Załóżmy się.

Złapałam jego dłoń.

- Ten, kto pierwszy dorobi się kampera, zabiera tego drugiego w podróż dookoła świata - powiedział, na co kiwnęłam głową.

- Wchodzę w to!

Ktoś musiał przeciąć nasz zakład, więc zawołałam mamę. Ta zjawiła się w parę sekund.

- Mamo, przetnij nam dłonie - poprosiłam.

Patrzyła na mnie zdziwiona, wręcz przerażona prośbą. Nie wiem, czy do końca zrozumiała, co powiedziałam, bo miałam wrażenie, że za chwilę będzie gotowa na długie przemówienie o tym, jak głupie pomysły mamy z Bojanem.

- O czym ty...

- Mamy zakład, ale nie mogę przeciąć rąk - pokazywałam jej manualnie, o co mi chodzi, przejeżdżając ręką po naszych złączonych dłoniach. - Wiesz...

Przysięgasz? | [Bojan Cvjeticanin] by CHARLIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz