[9] Lublana

19 4 5
                                    

4.06.2019r.

Ruszyliśmy w drogę, która w ciemności wydawała się trudniejsza, niż za dnia. Musiałam zagadywać Bojana, by został przytomny jak najdłużej, bo oboje byliśmy już zmęczeni. Z nudów zaczął puszczać mi muzykę swojego zespołu, który okazał się być świetnym indie rockiem, podobnym stylem do Arctic Monkeys. Głos Bojana naprawdę mi się podobał i gratulowałam mu świetnej dyspozycji. Wróżę im świetlaną przyszłość.

W trakcie drogi jednak usnęłam, nawet nie wiem w którym momencie. Zaczęłam śnić... lub też po prostu moje wspomnienia postanowiły mnie nawiedzić w trakcie fazy REM. Moja głowa bowiem jest w stanie, w którym analizuje chwilę na pomoście, naszą wspólną grę i zbyt bliski kontakt fizyczny, jak na dwójkę przyjaciół. Może tylko mi się wydaje, że tak się nie zachowują przyjaciele, bo nie miałam takowego przez cały okres dojrzewania, tylko właśnie to normalne, że czasem się przytulają, patrzą sobie w oczy i odczuwają wobec siebie ogromne zaufanie. Czuję się jakbym dopiero uczyła się życia i była nieświadoma otaczającego mnie świata. Ta niewiedza może mnie zgubić, bo w jakiś sposób Bojan zaczyna mi się podobać i na razie nie jestem w stanie potwierdzić, czy to tylko moja wyobraźnia, czy też realia. A nawet jeśli, to on już ma wybrankę. Znaczy... no niby nie wie, co dokładnie czuje, jednak nie chcę robić sobie samej nadziei.

Nie mogę dopuścić do siebie myśli o jakiejkolwiek szansie u niego.

Bojan wybudza mnie, gdy stoimy. Otwieram ciężko oczy i przyglądam się przyjacielowi, mając nie do końca wyraźny obraz.

- Verka, budzimy się - mówi spokojnie, dotykając mojego kolana.

- Pusti me spat [Daj mi spać] - mówię, stękając cicho.

- Smo v Ljubljani [Jesteśmy w Lublanie] - oświadcza.

Podnoszę głowę i widzę, że stoimy na ulicy, którą tak dobrze pamiętam za czasów dzieciństwa. Jest wyremontowana, a drzewa, które niegdyś dawały dużo cienia, dziś zostały ścięte, a szkoda, bo to były wielkie kasztanowce, przy których zbieraliśmy dojrzałe kasztany i robiliśmy z nich świetny użytek. Były naszą amunicją do broni, której używaliśmy w lesie do strzelania w ptaki i wiewiórki.

Wstaję z fotela, by wziąć swoją walizkę i wychodzę z kampera. Staję na ładnym chodniku z kostki brukowej i spoglądam na dom Bojana, który nic a nic się nie zmienił, biała elewacja tylko trochę się ubrudziła od braku czyszczenia jej od kilku lat. Przyjechaliśmy tutaj, by się wyspać przed następnym dniem, kiedy to w końcu pojedziemy do dziadka Marko. Ale zaraz po nim patrzę w lewą stronę, gdzie stoi mój stary dom. Ogrodzenie zostało wymienione na murek ceglany, a dach został naprawiony i teraz pięknie prezentuje się w świetle lamp ulicznych. Nowa rodzina tworzy tam swoją historię, może jakaś inna dziewczyna lub chłopak śpi w tym samym pokoju, co ja, ma te same rozterki i spędza czas na tej samej podłodze w salonie. Nie mogę tam podejść, bo moja historia tam zakończyła się osiem lat temu.

Bojan podchodzi do mnie i dotyka mojego ramienia. Zauważa, gdzie patrzę.

- Chodź do domu - mówi. - Nie chcesz poznać tych ludzi, uwierz mi.

Odwracam do niego głowę.

- Dlaczego? - dziwię się.

- To są starzy ludzie, nie mający nic lepszego do roboty, jak narzekać na wszystko - tłumaczy. - Miałem sporo problemów przez nich.

- Nielegalne imprezy? - podnoszę jedną brew.

- Może - uśmiecha się kącikiem ust.

Śmieję się cicho, jeszcze ostatni raz spoglądam w stronę starego domu i idę z Bojanem do wejścia. Jest już dawno po północy, miasto śpi i ucichło wokół. Stajemy przy drzwiach, gdzie Bojan zaczyna otwieram kluczem zamek.

Przysięgasz? | [Bojan Cvjeticanin] by CHARLIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz