Rozdział 10 •Znikneła•

111 8 8
                                    

Venom

-Jak kurwa zniknęła?- spytał z niedowierzaniem Jasper. Dziewczyna trochę mocniej wtuliła się w Swojego chłopaka.
-Nie krzycz na nią.- Wtrącił się Raise.
-Ona też była tu uwięziona.- Dodał sweter.
-Pragnę zauważyć że twoja koleżanka jest już bezpieczna, a nikt nie wie gdzie jest Davis. Prawdopodobnie jest w niebezpieczeństwie, więc dziewczyna powinna powiedzieć co się stało.- Do rozmowy wtrącił się Luca. Wszyscy spojrzeli na chłopaka z szokiem, oprócz mnie. To był jeden z tych nielicznych momentów kiedy Luca potrafił być opiekuńczy. Zwykle światkiem takich wydarzeń byłem ja lub Layla. A tym razem pokazał drugą stronę w obecności większej ilości osób. -Czemu tak na mnie patrzy cię?- spytał mniej przyjemnie.
-Nie spodziewałem się że umiesz być normalny. Zwłaszcza dla Viv.- Zaczął się z niego śmiać Jasper.
-Nie jestem aż tak bezduszną osobą za jaką mnie masz.- prychnął Luca.
-Dobra koniec, nie kłóćcie się.- powiedziałem. -Lea, co się stało?- starałem się być spokojny, ale to było trudne. Dziewczyna westchnęła i przytuliła się ponownie do Raisa.
-Przyszło do nas trzech facetów. Dwóch z nich wzięli mnie na pierwsze piętro gdzie zabandażowali mi nos, a trzeci został żeby jej pilnować. Kiedy wychodziliśmy Vivien była nieprzytomna. Jak wróciliśmy już jej nie było, tak jak tego mężczyzny.- Powiedziała mocniej się wtulając w swojego chłopaka. Vivien musiała spróbować uciec. Wątpiłem że udało jej się uciec, musieli ją złapać i teraz wracali. Wyjąłem telefon i wybrałem numer jednego z moich ludzi.
-Słucham?- spytał głos po drugie stronie.
-Przeszukajcie teren do okoła. Szukamy ciemno włosej, wysokiej dziewczyny z niebieskimi oczami.- Starałem się opisać Vivien na tyle żeby ją rozpoznali. W tamtym momencie byłem pewien że ją znajdą.
-Trzeba ją zatrzymać?
-Nie, to moja partnerka i macie ją znaleźć.- Rozkazałem i się rozłączyłem. Spojrzałe ma Raisa i jego partnerkę. Chłopak trzymał twarz dziewczyny w dłoniach i całował. -Powinniście pojechać do szpitala.- Zwróciłem się do Lei. -Lekarz powinien zobaczyć ten nos.
-Racja, zaraz tam pojedziemy.- odpowiedział mi Raise.

***

Wstałem z kanapy. Przespałem się jakieś dwie godziny. Prawie całą noc nie spałem martwiąc się o Vivien. Moi ludzie przeszukali cały las do okoła szpitala, ale nie znaleźli jej. W między czasie zadzwonił do mnie Raise. Pojechali z Leą do szpitala żeby sprawdzić czy nie złamała nosa. Na szczęście okazało się że nic wielkiego z nim nie jest. Chłopak zapewnił że dalej będzie mi pomagał z odnalezieniem Vivien. Doceniałem chęć jego pomocy. Moi przyjaciele różnie zareagowali na wiadomość że Viv dalej była w niebezpieczeństwie. Layla wpadła w lekką histerie. Płakała przytulając się do Luci. Uspokoiła się dopiero po podaniu jej melisy i leków uspokajających. Thomas po tej informacji naćpał się tak że aż zemdlał. Wszyscy byli w rozsypce w tym ja. Nie mogłem się pogodzić z tym że Vivien była dalej w niebezpieczeństwie.
-Może mogłem coś jeszcze zrobić?- Zastanawiałem się głośno.
-Venom.- Zaczął Jasper. Rozmawiałem taras z nim i Cameronem. Thomas spał w swojej sypialni. Layla była sam na sam z Luca i spokojnie rozmawiali o sytuacji. -Zrobiłeś co mogłeś.- dokończył surowo chłopak.
-Uratujemy ją.- Dodał Cam. -Może się położysz? Nie śpisz od prawie trzech dni.- Zasugerował.
-Nie.- odpowiedziałem krótko. Nie wyobrażałem sobie jak mógł bym spać spokojnie, kiedy ktoś mógł się znęcać nad młodą.
-Venom kurwa.- krzykną z wyrzutem Jasper. -Ledwo się trzymasz na nogach. W tej chwili idziesz spać.- Powiedział surowo. Już chciałem się kłócić, ale do rozmowy znów wtrącił się Cameron.
-Tak padnięty jej nie pomożesz.- Dodał.
-Dobra!- Krzyknąłem. Miałem dość tej dwójki i tylko dlatego się zgodziłem. Wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem w stronę sypialni.

Vivien

Otworzyłam oczy, leżałam sama w piwnicy. Nigdzie nie było Lei. Znikneła. Zaczełam się bardzo martwić. Może odpyskowała komuś i teraz ją biją gdzieś w innym pokoju? Musiałam jej jakoś pomóc. Tylko jak? Jedyną myślą jaka przychodziła mi do głowy był Raise. Chłopak Lea na pewno jej pomoże. Musiałam uciec i sprowadzić tu chłopaków. Oni będą wiedzieli co zrobić. Chciałam się podnieść, ale poczułam taki ból że zrezygnowałam na chwilę z tego powodu. Bolał mnie mój bok oraz cała twarz. Pamiętałam że facet kopał mnie w tamte miejsca. Mimo bólu postanowiłam że muszę się podnieść. Z każdym ruchem czułam coraz mocniejszym ból. W końcu udało mi się stanąć na nogi. Podeszłam do szafki i otworzyłam szufladę. Wyjełam z niej potłuczone szkło. Miałam nadzieję że się nie pokalecze. W szufladzie był też nóż, ale postanowiłam go zostawić. Zaczełam iść w stronę wejścia do pomieszczenia. Złapałam za klamkę i pomału pociągnęłam w dół. Chwilę się wahałam i przygotowując się do działania. Szybko otworzyłam drzwi, za nimi stał jakiś facet. Nie przyglądałam się mu za długo.
-Co ty...?- Przerwał kiedy zaatakowałam go ostrym szkłem. Chwilę później facet oparł się o ściane i się po niej osunął. Szybko wruciłam do pomieszczenia i zaczełam wspinać się do okna. Uderzyłam pięścią w szybę roztrzaskując ją. Wyszłam za pewnie rozcinając sobie skórę na nogach. Zaczełam biec gdzieś w głąb lasu. Biegłam jak najszybciej mogłam. Musiałam uciec jak najdalej od tego miejsca. Słyszałam jak ktoś biegnie za mną. Zaczełam skręcać co jakiś czas między drzewa, ale on dalej za mną biegł. Byłam osłabiona i szybko ubywało mi sił. Byłam poraniona i osłabiona. W pewnym momencie potknęłam się o jakąś gałąź. Upadłam na ziemię. Szczęście w nieszczęściu że udało mi się podeprzeć rękami tak żeby nie zrobić swojej twarzy większej krzywdy. Starałam się szybko podnieść, ale nie udało mi się. Ból był tak ogromny że nie mogłam się jak kolwiek ruszyć. Facet dobiegł do mnie złapał za moją koszulkę i pociągnął do tyłu. Jęknełam głośno kiedy moje plecy wygięły się boleśnie.
-Myślałaś że uciekniesz?- prychnął. Byłam przerażona. Za tą ucieczkę na pewno mocno mi się dostanie. Boże co ja zrobiłam? -Co chciałaś pobiec do chłoptasia? Zobaczysz, teraz pożałujesz.- Powiedział wrogo. W końcu stanełam na nogi. Chociaż nie do końca. Niby stałam, ale tak na prawdę facet musiał mnie podtrzymywać. Mężczyzna ciągną mnie w stronę budynku szpitala. Starałam się stawiać samodzielnie kroki, ale słabo mi to wychodziło. Kiedy już widzieliśmy budynek zatrzymał nas męski głos.
-Nigel, stój!- krzykną nie znany mi chłopak.
-Co tu robisz?- spytał zaskoczony.
-Znaleźli nas. W budynku są ludzie Venoma i Raisa. Ledwo udało mi się uciec.- Oznajmił facet. Nie mogłam uwierzyć że Jaiden tu był. Przyszedł mnie uratować. Tylko że mnie tam nie było. Stałam na jakimś podniesieniu i patrzyłam na budynek w którym byłam przetrzymywana. A teraz był tam mój chłopak.

===
Jak rozdział? Przepraszam za wszystkie błędy. Ogólnie akcja się nie kończy. Mogę wam zdradzić że Vivien przeżyje prawdziwy koszmar. Postaram się żeby były perspektywy ekipy z Nowego Orleanu.

Chcę też podziękować wszystkim za te komentarze, naprawdę dobrze mi się piszę tą historię z takimi czytelnikami.

Dobra to tyle pa!

(1094 słów)






Jeden wyścig, dwóch króli || Venom i I wanna fall ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz