MaxwellIdę za nią.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, a jednak gdy ona rusza do przodu, nie zważając na moje polecenia, ja także do robię.
Pilnowanie tej niezrównoważonej, pretensjonalnej wariatki, która ma tendencje do wyrażania swoich śmiałych opinii na prawo i lewo oraz zdecydowanie za często odwiedza open bar, nie leży w moim interesie. A jednak z jakieś pieprzonego powodu rezygnuję z powrotu na statek i postanawiam upewnić się, że Zołza bezpiecznie trafi do swojego pokoju.
Po prostu chcę uniknąć zbędnych problemów, a przynajmniej taką wersję przyjmuję, gdy dorównuję jej kroku, przez co po raz kolejny tej nocy znajdujemy się blisko siebie. Cóż, w zasadzie już samo spędzanie czasu z Harper stanowi problem, ale odnoszę wrażenie, że dużo mniejszy, niż ten, który zafundowałaby wszystkim, ginąc w pierwszym z portów.
Zatem niech będzie.
Ten jeden raz poświęcę się dla ogółu i przez kilka kolejnych godzin będę miał tę nieznośną kobietę na oku.
I żeby było jasne: robię to dla innych, nie dla niej.
Rozum usilnie podpowiada mi, że daleko mi to altruistycznej natury i nigdy wcześniej nie robiłem nic, mając na względzie dobro pozostałych, ale wyciszam te kpiące nawoływania mojego umysłu i skupiam się na tym, co dzieje się tu i teraz. A właśnie tu i właśnie teraz, Harper odrzuca swoje, zapewne piekielnie drogie, obcasy na piasek, a następnie beztrosko wbiega w ocean, pozwalając, by jego fale zmoczyły dół jej sukienki.
Sukienki tak ciasnej, że materiał przylega do niej niczym druga skóra, otulając dokładnie każde, nawet najmniejsze zaokrąglenie kobiecej sylwetki, którą brunetka niewątpliwie posiada. Nie sposób nie zwrócić uwagi na jej duże, kształtne pośladki, wcięcie w talii czy perfekcyjnych rozmiarów biust, gdy stale paraduje przede mną w bikini lub kreacjach tak obcisłych, że mogę prześwietlić każdy centymetr jej ciała.
I robię to. Za każdym pieprzonym razem, gdy pojawia się obok mnie ze swoim wysoko zadartym nosem i tymi pełnymi, wydętymi wargami, które wygina w różne strony, gdy myśli nad tym, jak mi się odgryźć, patrzę na tę nieznośną kobietę i jej irytująco perfekcyjny wygląd. Nie potrafię jej zignorować, choć naprawdę bardzo bym tego chciał i to wkurza mnie w niej jeszcze bardziej.
Niedorzecznie atrakcyjna, zmanierowana Zołza.
Przerywam wewnętrzną dyskusję, którą toczę sam ze sobą, nie mogąc dojść do kompromisu i przenoszę swoją uwagę na główną przyczynę owej konfrontacji. Harper stoi już w wodzie po kolana, całkowicie niezruszona swoją zmoczoną sukienką i wpatruje się w fale z delikatnym uśmiechem na ustach. W zasadzie nie jestem pewien, czy jej usta rzeczywiście wyginają się w uśmiechu, a może to coś na kształt pijackiego zawieszenia, ale to ostatnie, czym się w tej chwili przejmuję, bo skupiam się jedynie na tym, że kobieta robi kolejny krok w stronę oceanu.
Ja pierdolę.
– Nie uważasz, że jest nieco za późno na kąpiel, Zołzo? – pytam kpiąco i zbliżam się do niej o kilka metrów, by mogła mnie usłyszeć. Wciąż dzieli nas spory dystans, bo ja stoję na brzegu, podczas gdy ona jest już pod uda zanurzona w pierdolonym Atlantyku.
– Nie uważasz, że nie powinno cię to obchodzić, gburze? – odpyskowuje, co zupełnie mnie nie zaskakuje. Właściwie dokładnie tego się po niej spodziewałem.
Harper zawsze musi rzucić swoje B w odpowiedzi na moje A i jestem przekonany, że wymyśliłaby cały nowy alfabet, by móc ciągnąć nasze potyczki w nieskończoność. Nie muszę znać jej dobrze, by wiedzieć, że uwielbia wygrywać, a co za tym idzie – to do niej musi należeć ostatnie słowo. Odnoszę wrażenie, że nawet, gdy ja milczę, ona także chce to robić, w dodatku dużo bardziej wymownie, by pokazać mi swoją wyższość.
CZYTASZ
Sail away
RomanceLuksusowy statek, najpiękniejsze porty Europy, drinki wliczone w cenę i... grupa singli poszukujących miłości. Ta trzydziestodniowa przygoda na pełnym morzu dla niektórych jawi się jako wakacje marzeń, lecz dla Harper Bennett to prawdziwy koszmar. K...