15. Mogłabyś być jego matką

1.1K 189 26
                                    




Harper

Bywają dni, w które wraz z otwarciem oczu, masz przeczucie, że wszystko pójdzie nie tak i ten dzisiejszy jest tego doskonałym przykładem. Z niewiadomego powodu budzę się przed szóstą, co niezwykle mnie irytuje, zwłaszcza, że próby ponownego zaśnięcia nie przynoszą upragnionych rezultatów. Kolejną przyczyną mojego niezadowolenia jest, spowodowana niewyspaniem, opuchnięta skóra pod oczami i pojedynczy siwy włos, który dostrzegam na swojej głowie, gdy tego ranka dokonuję rewizji swojej aparycji w lustrze.

To wszystko potęguje mój zły humor, co z kolei nie wróży nic dobrego. Jednak z całych sił staram się nie spisywać tego dnia na straty. Biorę gorący, relaksujący prysznic, stojąc pod dyszą tak długo, aż pozbędę się chociaż połowy przytłaczającego mnie napięcia, nakładam na twarz wymyślną maseczkę w płachcie i wyrywam pęsetą tego cholernego włosa, co wcale nie jest najlepszym pomysłem, bo pozbycie się tej małej oznaki mojej starości przynosi mi zaskakujący ból.

Niestety, choć fizycznie czuję się już nieco lepiej i, co ważniejsze, tak też się prezentuję, nie udaje mi się pozbyć mojego podłego nastroju niewiadomego pochodzenia. Na domiar złego, kiedy już zdaję się akceptować swoją porażkę, los postanawia przetestować moją cierpliwość. Właściwie nie los, a mój nieznośny sąsiad, który przypomina mi o swoim istnieniu w najgorszy możliwy sposób – puszczając swoją ulubioną piosenkę. O cholernej siódmej rano.

You know I've seen her in her uptown world

She's getting tired of her high class toys

And all her presents from her uptown boys

She's got a choice

Uptown girl

Nie słyszałam tej dennej piosenki od kilku dni i, jeśli mam być szczera, zupełnie nie brakowało mi wyjącego do ucha Billy'ego Joela, a już na pewno nie tęskniłam za pogwizdywaniem mojego irytującego sąsiada. Jego popisy doszczętnie wyprowadzają mnie z równowagi, a jeszcze bardziej wkurza mnie fakt, że nie mogę nic z tym zrobić, bo tym razem zakłóca mój spokój o bardziej cywilizowanej porze.

W obawie przed samą sobą i przed tym, że jeśli ten facet będzie gwizdał jeszcze kilka sekund dłużej, wparuję do jego pokoju i uduszę go własnymi rękami, postanawiam wybrać nieco bardziej cywilizowane rozwiązane i ewakuuję się ze swojej kajuty. Niestety spokój, którego tak bardzo dzisiaj potrzebuję, zostaje zakłócony w momencie, gdy ruda, nadpobudliwa wiewiórka, zwana także Ruby, staje na mojej drodze. Cóż, nie tyle staje, co dosiada się do mojego stolika podczas śniadania i ani myśli zostawić mnie samą.

– Dzień dooobry – zaczyna śpiewnie, gdy zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. – Jak się miewasz, Harper?

– W porządku – mamroczę w odpowiedzi, nie chcąc wdawać się z nią w rozmowę, co szybko okazuje się niemożliwe.

– Jak zwykle oszczędna w słowach – chichocze, spoglądając na mnie z tym swoim szerokim, promiennym uśmiechem i błyszczącymi z radości oczami. – Nie dalej, kochana, na pewno masz mi do powiedzenia coś więcej niż to. Wiesz, jak koleżanka koleżance.

– Mam się świetnie, Ruby – wzdycham, po czym zanurzam usta w kawie.

Moja „koleżanka" nie łapie aluzji, którą podświadomie jej posyłam i wpatruje się we mnie niecierpliwie, prawdopodobnie licząc, że gdy tylko przełknę łyk mojego americano, zdradzę jej coś więcej.

– Nie wyspałam się – dodaję, jakby miało to sprawić, że ta świruska się ode mnie odczepi, choć, szczerze mówiąc, sama w to nie wierzę.

Sail awayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz