13. Dasz mi kolejnego klapsa?

1.4K 196 17
                                    








Harper

Maxwell Nelson w dzieciństwie został upuszczony na głowę.

Wielokrotnie.

Nie potrafię znaleźć innego wytłumaczenia na to, że stoi przede mną i ze śmiertelnie poważna miną oświadcza, że zmierza nauczyć mnie pływać. Wpatruję się w niego z lekko rozchylonymi ustami, cierpliwie czekając, aż się zaśmieje i przyzna, że żartuje, ale nic takiego nie następuje. Jego obojętny wyraz twarzy nie zmienia się nawet przez moment, co oznacza, że jeśli chcę uzyskać od niego wyjaśnienia, muszę sama o nie poprosić.

– Nie podejrzewałam cię o poczucie humoru, Gburze – zaczynam.

– I słusznie – odpiera. – Bo go nie mam. A to nie był żart, Harper.

Tak, to pewne.

Ten mężczyzna doznał poważnego uszkodzenia mózgu.

– Nigdzie z tobą nie pójdę, Nelson – oznajmiam, zakładając ręce na piersi.

– Pójdziesz – upiera się. – To nie są negocjacje, Zołzo – dodaje, a w jego głosie trudno nie usłyszeć nuty irytacji.

– Oszalałeś. Nie wiem, co strzeliło ci do głowy i skąd ta nagła chęć, by nauczyć mnie pływać, ale... – zaczynam, ale mężczyzna nie daje mi dokończyć.

– Minimalizuję straty – wchodzi mi w słowo, wprowadzając mnie w jeszcze większą konsternację.

Mam wrażenie, że z każdym kolejnym wychodzącym z jego ust zdaniem, wiem coraz mniej. Maxwell zarzuca mnie ogólnikami, po których nie sposób domyślić się, o co właściwie mu chodzi, choć nie stanowi to dla mnie wielkiego zaskoczenia. Stojący naprzeciwko mnie brunet jest prawdopodobnie najbardziej tajemniczym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek poznałam i zdążyłam już przywyknąć do tego, że nigdy nie mam pewności, co naprawdę ma na myśli.

– Musisz mówić jaśniej, Gburze. Nie jestem dziś w formie, by rozszyfrowywać twoje zagadki – mamroczę.

Być może najgorsze objawy kaca w końcu zniknęły, a ja zostałam uleczona nadmierną dawką leków przeciwbólowych i całodziennym zalegiwaniem w łóżku, ale wciąż nie jestem w najlepszym stanie. A już na pewno nie odzyskałam stuprocentowej trzeźwości umysłu, która pozwoliłaby mi zrozumieć półsłówka Maxwella.

– Minimalizuję straty – powtarza lekceważącym tonem, próbując tym samym pokazać swoją wyższość, a ponieważ nie reaguję, kontynuuje – fakt, że nie potrafisz pływać, zepsuł mi już dwa wieczory i naprawdę nie mam ochoty, by nastąpiło to po raz trzeci.

Brzmi na szczerze niezadowolonego, co z jakiegoś powodu niesamowicie mnie irytuje. Wkurza mnie, zachowując się tak, jakbym prosiła go o ratunek z opresji, podczas gdy to on przyczepił się do mnie, zgrywając księcia na białym koniu. W dodatku nieudolnie, bo jedyne, co Nelson ma wspólnego z rycerskością, to jego zakuty łeb.

– Podsumowując, nie zamierzam dłużej cię niańczyć, Zołzo – oznajmia z wyższością.

– Całe, kurwa, szczęście – burczę pod nosem, nawet nie próbując ukryć tego, że wyprowadził mnie z równowagi. – Jesteś w tym absolutnie do dupy.

Maxwell odpycha się od framugi i ponownie tego wieczoru staje ze mną oko w oko, przez co wydaje się jeszcze większy niż zwykle. Blokuje drzwi swoim postawnym ciałem i patrzy na mnie z góry, co w połączeniu z faktem, że nie mam dziś na sobie obcasów, sprawia, że czuję się o wiele drobniejsza od niego.

– To nie ja jestem „do dupy". – Powtarza po mnie zgryźliwie. – A ty wyjątkowo nieznośna. Nawet siły specjalne nie byłyby w stanie nad tobą zapanować – dodaje, dumny ze swojego przytyku.

Sail awayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz