Wszystko wydawało się być takie samo. Różowe, pudrowe ściany i białe firanki. Lampka w kształcie kwiatka rozświetlała różową poświatą po całym pokoju.Bardzo lubiłam kwiatki. To jedyna rzecz, jaką pamiętałam sprzed apokalipsy i która została ze mną do teraz. Nadal uwielbiałam wszelkiego rodzaju rośliny.
W takim samym wzorze była pościel w moim dawnym pokoju. Tym w Atlancie.
Szorstka, pomarszczona dłoń gładziła mnie po policzku, a ja czułam że mogłam odpłynąć. Byłam na tyle bezpieczna, by zasnąć.
– Śpij już, mirabelko. – mruknęła wymijająco babcia.
Nigdy nie była wylewną osobą i obawiałam się od zawsze, że to po niej odziedziczyłam to ograniczenie emocjonalne, mieszczące się w łyżeczce od herbaty.
– Babciu?... – przytłumiony głosik rozszedł się po małym pokoiku, sprawiając że nieznacznie na mnie spojrzała. – Dlaczego mama mnie nie kocha?
Siwowłosa kobieta westchnęła i zabrała rękę z mojego policzka. Pamiętałam doskonale ten dzień. Ten, w którym ciocia wysypała się, że moja mama wcale nie zginęła, tylko mnie zostawiła.
Babcia najzwyczajniej w świecie wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, cukierku. – Przykryła mnie szczelniej małą kołderką i ucałowała w czoło. – Dobranoc, Lynnie.
Nie zadowalała mnie ta odpowiedź. Jako mała dziewczynka z orzechowymi warkoczykami miałam swoje zasady, tak jak obecnie. Podniosłam się z łóżka i zerknęłam na kobietę, która kierowała się do wyjścia.
– Kochasz mnie, babciu? – zapytałam głośniej, na wypadek gdyby mnie nie usłyszała.
Bardzo chciałam to usłyszeć.
Kobieta tylko zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok, jakby się mnie wstydziła.
Błyszczące, wręcz mieniące się orzechowe oczyska małej Lynn wręcz błagały o to jedno słowo. ,,Kocham''.
– Dobranoc.
Po tych słowach, kobieta zamknęła za sobą drzwi, zostawiając sześcioletnie dziecko bez odpowiedzi i mechaniczną wymianą miłości, której nigdy nie było.
W końcu kto chciał wychowywać małe dziecko, które od urodzenia było spisane na straty?
Poczułam, jak szybko moje ciało wróciło do rzeczywistości. Usiadłam w pozycji półsiedzącej, czując jak moja koszulka była całkowicie pokryta wodą. Nie tylko ona, z moich oczu także skapywały pojedyncze kropelki.
Nie byłam pewna, czy był to pot, czy raczej łzy.
To drugie bardzo rzadko się zdarzało. Od najmłodszych lat babcia kazała mi nie okazywać słabości, jaką był dla niej płacz.
Potem pojawił się Negan, który wydawał się dolać oliwy do ognia. Wykrzykiwał za każdym razem, że mam wstać, otrzepać kolana i iść dalej. Gdy ktoś umierał, kazał robić to samo.
Delikatnie poruszyłam się na łóżku, które pod moim ciężarem lekko zaskrzypiało. Spod fioletowych rolet przeciskało się słońce, więc najprawdopodobniej było już grubo po godzinie ósmej.
Zwlokłam się powolnie z łóżka i pomaszerowałam schodami do pokoju Negana. Chciałam tamtego dnia mieć wolne, całkowicie odciąć się od szwendaczowego zgiełku i po prostu odpocząć. Ciągła podróż między dwiema osadami nie należała do najprzyjemniejszych.
CZYTASZ
Ci, którzy żyją...[CARL GRIMES]
Fiksi Penggemar"Mors malum non est, sola ius aequum generis humani". Śmierć nie jest złem, a jedynie prawem obowiązującym cały rodzaj ludzki. 1 miejsce w #carlgrimes 1.09.2024