Rozdział 11

377 40 81
                                    

Obiecałam sobie, że nie będę więcej płakać. Miałam być silna i choć spotkanie z Kosiarzem wywołało u mnie dreszcze i niepokój, czułam, że zdołam zachować zimną krew.

Dopóki nie wymówił wyrażenia „przybranej rodziny".

Dwa słowa, niby niepozorne, roztrzaskały moją delikatną maskę spokoju. Chciałam krzyknąć. Sama dowiedziałam się od mojej babci dopiero kilka miesięcy temu i wciąż nie potrafiłam poukładać sobie tego w głowie.

Gdy przyparłam mojego ojca do muru, potwierdził słowa swojej matki, lecz zarazem kazał przysiąc, że nigdy więcej nie poruszę tego tematu. Powiedział, że kiedy w dniu narodzin mojej siostry ktoś podstawił im koszyk z noworodkiem pod drzwi, razem z żoną uznali to za znak i postanowili nas wychować jako bliźniaczki.

Nikt oprócz nich i babci nie wiedział o tej tajemnicy. Nawet moje rodzeństwo nie miało pojęcia. A fakt, że wyglądałyśmy z Nelią podobnie, sprawiał, iż tylko głupiec zakwestionowałby nasze pokrewieństwo. Jedynie dawny, brązowy kolor oczu różnił mnie od reszty. Pełne usta, subtelne piegi czy nawet kształt brwi były niemal identyczne jak u brata i siostry.

Rodzice również wychowywali nas tak samo, nigdy nikogo nie faworyzowali. Mimo to gdy tylko babcia wykrzyczała w przypływie złości, że jestem przybłędą, która nie należy do ich rodziny, zakiełkowało we mnie poczucie wstydu. Potajemnie rosło miesiącami, a ja miałam wrażenie, że muszę jakoś odpłacić mamie i tacie za wszystko, co mi zapewnili. Mogli przecież tamtego dnia zostawić mnie w koszyku i skazać na śmierć. Zamiast tego ofiarowali bezpieczeństwo i miłość, jakbym była ich dzieckiem.

Naprawdę próbowałam zakopać ten sekret w najgłębszym rowie mojej pamięci. Prawie mi się udało. Wróciłam do normalności, traktując go jak niewyraźne echo, zagłuszone przez ważniejsze sprawy.

Jednakże, gdy podczas wyżynek palec Kosiarza wylądował na Nelii, zrozumiałam, że nadszedł czas zapłaty. Choć w głębi serca wiedziałam, że po moim odejściu będą rozpaczać tak samo, wolałam, by stracili przybraną córkę zamiast biologicznej.

Babcia zapewne zatańczyła ze szczęścia, gdy usłyszała o moim zesłaniu do Głuszy Śmierci.

Sama przez ostatni tydzień starałam się spychać te myśli w tył głowy, ale nie potrafiłam ich dłużej ukrywać. Nie po tym, gdy Kosiarz jakimś cudem wypowiedział je na głos.

Wstyd i żal powróciły niczym zaraza, która miała rozprzestrzenić się w moim sercu i ponownie zasiać wątpliwości w związku z tym, kim tak naprawdę jestem.

Mężczyzna zostawił mnie samą w klaustrofobicznym korytarzu, a ja miałam wrażenie, że brakowało mi powietrza.

Tym razem nie mogłam po prostu wypłakać tego do poduszki. Nie chciałam nikomu wyjawić sekretu rodziny, lecz potrzebowałam towarzystwa. Tein i Zanea spędzali obecnie czas ze swoimi demonami, więc została mi tylko jedna opcja.

Z trudem odnalazłam drogę powrotną do sypialni naszych opiekunów i zapukałam do drzwi Lysandra.

Na szczęście nie musiałam długo czekać, już po chwili mi otworzył, a ja od razu wślizgnęłam się do jego pokoju. Lydia siedziała w bibliotece, jednak Aneas czy Dea mogli być w pobliżu.

— Nie przypominam sobie, żebym zaprosił cię do środka. — Skrzyżował ramiona, a ja zorientowałam się, że nie miał na sobie koszulki.

— Mógłbyś coś na siebie założyć? — szepnęłam, upewniając się, by zamknąć drzwi.

— Mam zasłonić taki ładny widok? — zapytał, lecz podszedł do szafy.

— Chcę o czymś porozmawiać. Tak na poważnie. — Zmuszałam się do głębokich oddechów. Tylko w ten sposób powstrzymywałam płacz.

— Oczywiście. — Luźna biała koszula, którą wybrał, ani trochę nie przypominała ciemnej garderoby Czarnego Oddziału. Zastanawiałam się, skąd ją wziął.

Być może to w niej przeszedł swoją noc w Głuszy Śmierci.

Wskazał, bym siadła na niewielkim łóżku, a sam przysunął sobie krzesło. Nachylił się w moją stronę, podczas gdy ja przyciągnęłam nogi do piersi.

— A więc? — Zdobył się na poważny ton.

— Jak ty to zrobiłeś? — Oparłam podbródek o kolana. — Jak odciąłeś się od przeszłości?

Skrzywił się i uniósł wzrok w stronę sufitu.

— Obawiam się, że w moim wypadku nie było to zbyt trudne. — Wzruszył ramionami. — Moja matka zmarła przy moich narodzinach, a ojciec mnie nienawidził. Nie wyglądałem jak ktokolwiek z rodziny... — wskazał na białe włosy. — więc uznali, że matka musiała zdradzić ojca. Całe nasze miasteczko mnie wyklęło, nazwało synem demona. Prawie mi ulżyło, gdy Kosiarz mnie wybrał.

Powiedział to z nonszalancją, która nie pasowała do treści jego słów.

— Tak mi przykro... — Poczułam potrzebę, by złapać go za rękę, lecz zanim zdążyłam ją zrealizować, Lysander pokręcił głową.

— Nie jesteśmy tu by się nade mną użalać. Tęsknisz za rodziną?

Przez ułamek sekundy chciałam mu wyznać troski, które przez miesiące obciążały moje serce. Szczególnie teraz, gdy on także się przede mną otworzył. Jednakże nie potrafiły mi one przejść przez gardło.

Skinęłam.

— Jest tyle rzeczy, które chciałabym im przekazać. Dałabym wiele, by ich zobaczyć, nawet ostatni raz.

Westchnął.

— Nie próbuj — poradził. — Kosiarz by się dowiedział. Nikt do końca nie wie, na jakich warunkach działa jego talent, ale on zawsze widzi takie rzeczy.

— Nie zaryzykowałabym. — Nieważne, jak bardzo chciałam uciec, nie mogłam tak narażać swojej rodziny. — Po prostu... mam wrażenie, że sobie nie radzę. Utknęłam tutaj i... staram się skupiać na treningach, ekscytować nowym talentem, pogłębiać więź z Adirem, ale jakaś część mnie nie może pogodzić się, że straciłam wcześniejsze życie. I już nie wiem, jak ją uciszyć. — Pojedyncza łza spłynęła po moim prawym policzku. — Za każdym razem, gdy myślę, że mi się udaje, coś się dzieje i ta tęsknota, bezradność... one powracają. Silniejsze. A ja nie potrafię już sobie z nimi poradzić.

Zacisnęłam szczękę.

— Czy coś takiego stało się dzisiaj?

Przytaknęłam.

— Nie wiem, co mam zrobić — stęknęłam.

— Czas... z czasem to stanie się łatwiejsze. Uwierz mi. Nie twierdzę, że kiedykolwiek minie, ale gdy po raz pierwszy pojedziesz na granicę i zobaczysz czarne smoki, zrozumiesz, że twoje cierpienie zapewni ochronę tym, których kochasz. Co nie zmienia faktu, że ta sytuacja jest ciężka i niesprawiedliwa.

Położyłam głowę na kocu, a on wstał z krzesła i podszedł do biurka. Z pojedynczej szuflady wyjął kilka kartek.

— Pióro i atrament powinnaś mieć w swoim pokoju. — Położył papier obok mnie.

— Każesz mi pisać esej, żeby odwrócił moją uwagę? — Zamknęłam oczy.

— Nie... ale to też. Pomyślałem, że powinnaś napisać listy do twojej rodziny. Umieść w nich to, co chcesz im przekazać.

— Przecież nie będę mogła ich wysłać, prawda?

— Przynajmniej trochę sobie ulżysz. A potem je spalisz i wyobrazisz, że im je wysyłasz, a oni je czytają.

— Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

— Nie zaszkodzi spróbować. — Usiadł obok i otarł mi łzę z policzka. — A jeśli one nie pomogą, wymyślimy coś innego.

Krwawy KsiążęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz