- Kurwa, kurwa, kurwa! - krzyknął, kopiąc koce, które miał między nogami, ostatni budzik, który nastawił, wciąż bez przerwy dzwonił w pokoju, a on wiedział, że kiedy zadzwonił, będzie miał poważne kłopoty. To był tak zwany „alarm śmierci", kiedy zadzwonił, miał kłopoty aż po szyję. Podskoczył i roztargnionym wzrokiem obserwował przewrócone poduszki i koce leżące niemal na podłodze, ale nie było czasu, żeby je poprawić. Szybko pobiegł do łazienki, zakładając swój strój treningowy, doskonale wiedząc, że jego koledzy z drużyny będą go za to wyśmiewać, wepchnął szczoteczkę do zębów w usta i ze złością otworzył szafę w poszukiwaniu swojej torby podróżnej, ale z obrzydzeniem zdał sobie sprawę, że nie opróżnił jej od ostatniego razu, kiedy jej używał. Wyrzucił wszystko na podłogę, zajmie się tym później, i wepchnął pierwsze czyste rzeczy w zasięgu ręki, nie wiedząc, czy są faktycznie czyste. Boże, był taki obrzydliwy, a potem zastanawiał się, dlaczego nie może znaleźć poważnego partnera. Zostawił szczoteczkę do zębów w łazience i zszedł na dół, przeskakując po dwa stopnie naraz, z torbą podróżną zwisającą mu z ramienia: gdyby Xavi go zobaczył, oznaczałoby to jego koniec.
- FER! - krzyknął, wsuwając buty. Musiał to powtórzyć, ponieważ jego brat zdawał się udawać, że go nie słyszy, ale jego torba biurowa wciąż tam była, znak, że nie wyszedł.
- Czego chcesz?
- Czemu mnie kurwa nie obudziłeś? - zaklął, biegnąc po klucze i z przygnębieniem patrząc w stronę kuchni, nie mając nawet czasu na zjedzenie śniadania.
- Masz 23 lata, Ped, powinieneś być „Panem Odpowiedzialnym" już dawno temu. Jeśli znów wylądujesz na ławce, to będzie to na twojej głowie - uśmiechnął się, jedząc parującego croissanta mu w twarz, który sprawił, że ślinił się na sam widok. Jego brat zdawał się to zauważać i wziął jeszcze większy kęs, gdy również podnosił swoje rzeczy - Co? Chcesz kawałek? - powiedział, machając nim przed sobą.
- Jebać to! Nie mam czasu! - wydusił, zanim pogorszył sprawę, słysząc, jak ten dupek śmieje się za jego plecami.
- Bądź grzecznym chłopcem Pepi! Zakładam się na ciebie w sobotę!
Ten poranek nie mógł być gorszy. Tak myślał, gdy utknął w korku, a telefon wciąż dzwonił, ale jego zirytowany rozmówca zdawał się rezygnować. „Otrzymałeś nową wiadomość od Ferrana" oznajmił mechaniczny głos jego samochodu, nacisnął, by przeczytać, ponieważ i tak jechał wolniej niż żółw, a teraz nadeszła katastrofa.
„Hermano, gdzie jesteś?"
„Ped, masz duże kłopoty. Xavi szaleje".
Kurwa!
Złapał za telefon komórkowy, żeby wysłać wiadomość głosową: „Bracie, utknąłem w korku i wstałem późno. Nie wiem, czy zdążę" wysłał, czekając na odpowiedź.
„Już jesteś pół godziny spóźniony. Będziesz musiał to nadrobić, wiesz" - odparł.
„Wiem..." - odpowiedział, rozglądając się dookoła. Przyłożył dłoń do brzucha, który nie przestawał bulgotać z głodu. To było trochę głupie iść na trening, nic nie jedząc, ale to był wynik jego własnych działań. Prychnął, opierając głowę o kierownicę i szarpnął, gdy przypadkowo zatrąbił. Zmrużył oczy, gdy mężczyzna przed nim, który zostawił drzwi otwarte z powodu upału, wysiadł i spojrzał na niego z ukosa.
- Po co, do cholery, trąbisz? Nie widzisz, że jest kolejka? Nie mogę przeskoczyć innych.
- Przepraszam, nie zrobiłem tego celowo - westchnął, podnosząc okno na wszelki wypadek. Mężczyzna spojrzał na niego, szeroko otwierając oczy, jak ludzie, gdy ktoś go rozpoznał, i wykonał gest przepraszający ręką, zanim wrócił tą samą drogą, którą przyszedł.
CZYTASZ
El futbolista | Pedri & Gavi
FanfictionPablo miał zbyt wiele zmartwień, żeby pomyśleć o zakochaniu się. Ale Pedri był wart ryzyka. (Tłumaczenie autor @Barca, Ao3)