Pablo przewracał się w łóżku po raz enty, uważając, aby nie obudzić Andresa, który spał spokojnie u jego boku z wypchanym osiołkiem w ramionach. Prychnął, leżąc na plecach i przesunął dłońmi po twarzy, tłumiąc jęk frustracji dłonią. Ciekawość go zżerała, nie było sensu leżeć tam i nic nie robić, więc powoli wstał i wrócił do kuchni, gdzie zostawił laptopa i przeczytał e-maila po raz setny. Czy to był żart? Wszystko wydawało się uzasadnione. Wszedł na swoje konto, gwałtownie zmniejszając jasność ekranu, gdy biel oślepiała go w ciemnościach kuchni, i przewijał stronę w dół, aż zauważył przycisk „poproś o fakturę"; w końcu mógł dowiedzieć się, kto zapłacił za niego. Marszcząc brwi na myśl o tym, że nie widział tego wcześniej, pobrał plik PDF dokumentu.
Jego szczęka prawie dotknęła krawędzi stołu i musiał kilka razy otworzyć i zamknąć oczy, sądząc, że nadal jest w środku snu.
Faktura na adres: Pedro González López
Pablo trzasnął laptopem. Pedri? Pedri?!!! Czy zapłacił za tytuł magistra?! Skąd wiedział... czy go szukał? Co próbował zrobić? Dlaczego wydawał się niezdolny do zaprzestania wścibstwa w jego życie? Próbował zignorować supeł w żołądku na myśl, że Pedri chciał wykonać ten gest dla niego i zamiast tego skupił się na fakcie, że zrobił to bez pytania o pozwolenie.
***
Tego dnia nie miał zajęć, więc po odwiezieniu Andresa do szkoły udał się w jedyne miejsce, o którym wiedział, że może spotkać Pedriego: ośrodek szkoleniowy. Dotarł na miejsce i zauważył grupę ludzi czekających na zewnątrz, marszcząc brwi na widok liczby młodych dziewczyn krzyczących na samochód, w którym Hector Fort rozdawał autografy na lewo i prawo, podczas gdy jego matka prychała z irytacji, patrząc na zegarek. Na uboczu stali chłopcy, którzy wydawali się prowadzić transmisję na żywo na TikToku: „Tak, Araujo już wyszedł. Tak, Ferran też", prychnął jeden z nich, rozkładając koszulkę z numerem 8, którą trzymał w ramionach, „Po raz tysięczny Pedri jeszcze nie wyszedł.
Dokładnie to, czego potrzebował. Stał w cieniu drzewa, aż rozpoznał Porsche przejeżdżające obok krat wejściowych. Jego serce przewróciło się na widok kanarka o opalonej skórze, potarganych włosach i okularach na czubku głowy, jego karmelowe oczy zwrócone prosto w promienie słońca. I cholera, znowu był rozproszony. Na szczęście dla niego, postanowił zatrzymać się i podpisać, opuszczając szybę i będąc otoczonym przez setki ludzi, „Tak, tak, szybko, proszę. Muszę jechać", zaśmiał się, chwycił marker i szybko podpisał. Pablo nie miał przy sobie nic, ale to wystarczyło, aby zwrócić uwagę Pedriego, więc zamknął oczy, błagając o wybaczenie za poziom, do którego się zniżył, i udawał fanboya, krzycząc jego imię, mając nadzieję, że rozpozna jego głos i będzie wiedział, że trafił w środek, gdy numer osiem zatrzymał się z ręką w górze i otwartymi ustami, unosząc szyję, aby zajrzeć między różne głowy, podążając za znajomym głosem. Pablo przesunął się bokiem, by spotkać się wzrokiem z kanarkiem, który szybko się otrząsnął z figlarnym uśmiechem, zanim odpowiedział. Czy zamierzał go zignorować? Nie żeby miał jakiś plan: nie mógł oskarżyć Pedriego przy wszystkich, ale zrobił się czerwony ze złości, gdy ktoś za nim zatrąbił, a Pedri zamknął okno i szybko odjechał, podnosząc rękę, by przeprosić.
I zadał sobie trud, żeby przejść pół godziny, żeby pogadać z tym imbecylem? Zirytowany odszedł, uderzając stopami w leżące dookoła kamienie. Głupi González. Szedł dalej, mrucząc do siebie, gdy telefon w jego kieszeni wibrował.
„Cariño, cieszę się, że do mnie przyszedłeś" 😉
Pablo wpatrywał się w ekran z zakłopotaniem, ale oczywiście mógł to być tylko Pedri. Kto jeszcze?
CZYTASZ
El futbolista | Pedri & Gavi
FanfictionPablo miał zbyt wiele zmartwień, żeby pomyśleć o zakochaniu się. Ale Pedri był wart ryzyka. (Tłumaczenie autor @Barca, Ao3)