Następnego dnia postanowiłam się wybraćybrac ego dnia postanowiłam się ć się do Jenny, żeby wszystko z nią obgadać. Już miałam otwierać drzwi gdy usłyszałam głos mojego męża.
- Gdzie się wybierasz?- stał z założonymi rękoma przypatrując mi się.
- Do Jenny, pogadać- odpowiedziałam.
- Nie powinnaś nigdzie wychodzić. Dzisiaj jedziemy do pracy- stwierdza.
- Harry- przytulam się do niego- wiem, że dzisiaj praca, ale chcę się z nią spotkać zanim wyjedzie z Nickiem- mówię. Nick to dwa lata starszy od nas chłopak Jenny. Spotykają się od roku, ale ja wiem, że to coś poważniejszego jak głupie zakochanie.
- No dobrze, ale masz być w domu przed 16- mówi.
- Dobrze tato- śmieję się i całuję go w usta.
- Tato? Wolał bym tatusiu, ale o tym to kiedy indziej. Leć- śmieje się
- Pa!- krzyczę i wychodzę. Dziwi mnie to, że nie chciał, żebym szła do Jennifer. Może chce spędzić ze mną więcej czasu? Albo nie chce, żebym wygadała się przyjaciółce? Ups, za późno Styles. Ona zawsze wszystko wie.
***
-Jak to zaproponował ci pracę?!- pyta zdziwiona brunetka gdy kończę opowiadać tą całą sytuację.
- No normalnie. Wiedział, że studiowałam psychologię i mimo tego, że przerwałam naukę chciał, żebym u niego pracowała. To trochę dziwne, ale 10 tysięcy miesięcznie to dużo.
-Ile?!!! O Boże, wy niedługo milionerami zostaniecie. A nie uważasz, że ten cały Ronald...
- Richard- poprawiłam ją.
- Że ten cały Richard coś knuje?
- Szczerze też mi to przeszło przez myśl, ale ten koleś zachowuje się jak profesjonalista.
- Czyli psychopata- stwierdza brunetka.
- Oj nie przesadzaj.
- Nie przesadzaj? Mam ci przypomnieć jak płakałaś jak Harry wracał z pracy. Jak się kłóciliście, a później jak znalazłaś te dokumenty i bałaś się wystawić nos z domu. Mam?!
- Nie- spuszczam wzrok- przepraszam Jenny, ale to może być nasza szansa. Może w końcu będziemy mieli swój własny dom, a nie będziemy musieli wynajmować nie wiadomo od kogo.
- Wiem Becca, zawsze marzyłaś o własnych czterech ścianach.
- I o dziecku- rozmarzyłam się.
- Staracie się?- pyta zdziwiona.
- Nie, jeszcze nie rozmawiałam o tym z Harrym. Na razie chcę trochę popracować.
***
- Już jestem!- krzyczę gdy przekraczam próg domu.
- Hej skarbie- podbiega do mnie i mocno mnie całuje- zrobiłem obiad, chodź- ciągnie mnie w stronę jadali.
- Hazz..? Co się dzieje?- pytam, bo teraz zachowuje się tak jak na początku naszego związku.
- Nic- uśmiecha się- już nie można przygotować obiadu dla mojej cudownej żonki.
- Gadaj co zrobiłeś?- pytam i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.
- Porysowałem auto- mówi i ze zdenerwowania pociera kark. Zawsze tak robi.
- Co!? Jak?
- Chciałem wstawić motor. Byłem pewny, że się zmieści.
- Harry- jęknęłam- mówiłam, żebyś motor stawiał z tyłu domu, albo w altance.
- No wiem, przepraszam- spuścił wzrok. Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Chłopak szybko mnie objął i pocałował w głowę.
- Wybaczysz mi?- zapytał z tym słodkim uśmiechem.
- Po jednym warunkiem. To ty jedziesz to załatwić- mówię mają na myśli rysę na aucie.
- Dobrze, kocham cię wiesz?
- Ja ciebie też- odpowiadam i zabieram się za zjedzenie posiłku.
Następnie idę się wyszykować. Ubieram czarne jeansy, czerwoną koszule i czarną marynarkę. Do tego dobieram czarne klasyczne szpilki i czarną torbę. Wyglądam teraz jak kobieta pracująca? Chyba tak- uśmiechnęłam się sama do siebie. Zeszłam do salonu gdzie czekał na mnie Harry, który był ubrany dość podobnie. Jednakże jego koszula była szara.
- No no pani psycholog, ale pani seksowna- mruczy mi do ucha gdy ubieram płaszcz.
- Pan psycholog też dzisiaj nienagannie wygląda- śmiejemy się na nasze słowa i dajemy sobie namiętnego buziaka.
***
Docieramy do pracy po pół godzinie. Wygląda to jak szpital. Co się dziwić, skoro znajdują się tu sami chorzy ludzi. Chorzy psychicznie mam na myśli. To nie są ludzie, którzy się czymś zatruli. Oni nie rozumieją nas, a może to my ich nie rozumiemy?
- Dzień dobry państwo Styles- wita się z nami recepcjonistka. Ma rude włosy i piękne czekoladowe oczy. Rzadko spotykane. Na plakietce miała napisane Cloe.
- Dzień dobry- witamy się i kierujemy do biura Richarda. Po usłyszeniu krótkiego proszę wchodzimy do biura. Wystrojone jest nowocześnie jednak dalej można się bać. Mroczne i zimne kolory to podstawa tego pomieszczenia.
- Witajcie- przywitał nas uradowany mężczyzna- Rebecco gotowa na pierwszy dzień w pracy?- pyta i poprawia marynarkę od szarego garnituru.
- Mam nadzieję. – uśmiecham się do niego.
- Dobrze, w takim razie proszę oto lista- podał mi kartkę- tutaj masz sale, nazwiska i streszczenie sytuacji danej osoby. Do każdej z nich masz pójść i z nimi porozmawiać, a wszystko spisuj tutaj- podał mi bardzo gruby notes i długopis- pod koniec każdego tygodnia mamy spotkania i wtedy omawiamy to co powiedzieli nam ci ludzie. Sądzę, że dasz sobie radę- uśmiecha się do mnie.
- Dam, proszę się nie martwić- mówię.
- A więc w takim razie życzę miłej pracy- mówi, a my opuszczamy jego biuro. Harry prowadzi mnie do miejsca gdzie wszyscy pracownicy najczęściej przesiadują. To miejsce wygląda trochę jak pokój nauczycielski. Z jednej strony są drzwi, które prowadzą do stołówki. Wszystko w jednym miejscu.
- Widzimy się tutaj o 20, dobrze? Wtedy coś zjemy- mówi Harry i lekko mnie całuje.
- Dobrze, do zobaczenia- mówię wcześniej dając mu mój płaszcz, o którego mnie poprosił. Gdy szłam już korytarzem do pierwszego pacjenta jeszcze raz spojrzałam na drzwi pokoju. Zobaczyłam jak Harry go opuszcza. W ręku trzymał notes taki sam jak mój i wyglądał cholernie seksownie w tej koszuli. Boże, jak ja go kocham.
Gdy zatrzymałam się przy pokoju 146 usłyszałam krzyki. Nie wiedziałam co się dzieje. Z jednej strony chciałam uciekać, ale z drugiej w tej sali znajdowała się osoba chora psychicznie, a moim zadaniem było z nią porozmawiać. Spojrzałam na listę.
Imię i nazwisko: Matthew Blue
Wiek: 28
Życiorys: W 2008 zamordował swoją narzeczoną, od tego czasu twierdzi, że ją widzi i słyszy. Samookalecza się. W 2010 roku został złapany na próbie zabójstwa swojego przyjaciela. Zamknięty na oddziale od października 2011roku.
Ten życiorys jest jak z jakiegoś piepszonego horroru! Dobra Becca, spokojnie, oddychaj, dasz radę.
Otwieram drzwi i zamieram. Dwudziestoośmiolatek wisi na lampie...
---------------------------------------------------
Znowu mam lekkie opóźnienie, przepraszam.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i w niczym się nie pogubiliście skoro rozdział pojawia się raz na tydzień :)
Jeśli chodzi o Richarda to dajcie mi się rozkręcić okay :)
5kom=next
