Alice zniknęła.
Alice zniknęła.
Alice zniknęła.
Te słowa zadziałały na mnie jak wiadro zimnej wody. Szybko zerwałam się z łóżka i zaczęłam wydzwaniać do Jenny. Niestety nie odbierała. Wtedy wpadło do mojej głowy, że może siedzi z Nickiem. Gdy wybierałam numer chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki ręce trzęsły mi się nie miłosiernie. Nie mogłam ustać w jednym miejscu.
- Hej Becca, jak tam LA!- krzyknął.
- Hej Nick, jest może koło ciebie Jennifer?
- Tak, Becca co się dzieje? Jesteś jakaś podenerwowana- zapytał.
-Nic nic, musi ci się wydawać, podasz ją?- oplatające moje ciało ramiona Harrego sprawiły, że poczułam się lepiej i byłam w stanie racjonalnie myśleć.
- Skarbie co się dzieje. Nick mówi, że jesteś strasznie zdenerwowana- usłyszałam głos brunetki.
- Jenny, musisz mi pomóc.
- Oczywiście, że ci pomogę. Tylko w czym? Becca nie denerwuj mnie, tylko mów!
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o Alice?- zapytałam, chociaż najpierw mogłam opuścić pokój, bo teraz mierzyłam się z Harrym wzrokiem. No tak, mamy zakaz rozmawiania o naszych pacjentach z innymi.
- Tak, coś nie tak z nią?
- Dzisiaj prawdopodobnie spotkałam jej ojca.
- Co?! Jak?! Też siedzi w psychiatryku?!
- Tak jakby. Szpital należy do niego.
- Co?! Boże Becca, co ty wygadujesz? Jak?- dwudziestodwulatka była wyraźnie zdzwiona. Mój małżonek chyba nie mógł znieść tej rozmowy, bo po chwili opuścił nasza sypialnię. Wiem, że czeka nas ciężka rozmowa.
- Alice uciekła ze szpitala, nie wiem co się dzieje. Zaraz po tym jak Cloe mi to powiedziała coś przerwało połączenie. Proszę cię, czy możesz sprawdzić czy wszystko z nią w porządku? To ja ją w to wpakowałam, a teraz może jej coś grozić. Proszę cię, proszę.
- Oczywiście. Pojadę jutro z samego rana i od razu cię poinformuję.
- Dziękuję, do usłyszenia.
- Trzymaj się, pa.
Wzięłam głęboki oddech, teraz czeka mnie najgorsze. Nienawidzę się kłócił z Harrym. Ostatnio rzadko to robiliśmy i nie chcę wracać do tego okresu, gdzie nawet najmniejsza wymiana zdań kończyła się spaniem w osobnych pomieszczeniach.
- Harry?- zapytałam po cichu. Stałam parę kroków za nim.
- Becca, dlaczego? Składałaś przysięgę, nie możemy nikomu nic mówić. Nie zdajesz sobie sprawy co może się teraz wydarzyć- odwraca się w moją stronę i mocno przytula. Szczerze to spodziewałam się rzucaniem jakimiś wyzwiskami, a w najgorszym wypadku przedmiotami.
- Harry, co ty wygadujesz? Co może się stać?
- To nie jest normalny szpital psychiatryczny- mówi dość tajemniczo.
- Zdążyłam zauważyć- mruknęłam. Razem usiedliśmy na kanapie.
-Gdy zacząłem tam pracować, wszystko zapowiadało się świetnie. Nie trudna praca, dobre wynagrodzenie, ale później Richard zaprosił mnie do swojego gabinetu. Groził mi.
- Jak to ci groził?
- King wraz z Ross'em wymyślili nowy lek. Chociaż lekiem nie można tego nazwać. Chcieli to przetestować to na mnie. I zrobili to.
- O mój Boże!- zakryłam usta dłonią- czyli to twoje zachowanie...
- To były skutki uboczne- wytłumaczył.
- Dlaczego się na to zgodziłeś?!
- Nie miałem wyboru.
- Jak to nie miałeś?! Zawsze jest wybór!
- Nie gdy chodzi o ciebie- wyszeptał.
- Zaraz, jak to o mnie.
- Zagrozili mi, że jeśli nie zrobię tego co karzą odbiorą mi ciebie. Nie mogłem się nie zgodzić, za bardzo się bałem!
- Jezu Chryste- w moich oczach pojawiły się łzy. Gdy myślałam, że w końcu ułożyliśmy sobie życie coś strasznego musiało się stać- Musimy to rzucić!
- Nie możemy.
- Niby czemu, damy im wypowiedzenie.
- To tak nie działa Rebecco. Jak to zakończymy nie będziemy mieli życia, a w najgorszym wypadku skończymy w jednej z celi. Myślisz, że z kim ja rozmawiam? Z byłymi pracownikami.
- A ja?! Dostałam darmowy pokaz egzorcyzmów. Jak ja mam się z tym czuć! Nie wiem co się tam dzieje, ale musimy się tego dowiedzieć Harry. Tam są pozamykani normalni ludzie, nic niewinni. Pamiętasz Matt'a, który popełnił samobójstwo zanim weszłam do jego pokoju?
- Tak.
- Razem z Cloe trochę poszperałyśmy w papierach. On nie był psychiczny. Był medium. Jego rodzina od zawsze zajmowała się kontaktami ze zmarłymi. Jego narzeczona po prostu się bała być z nim. Nawet jak od niego uciekała, coś było nie tak. Cloe rozmawiała z jej przyjaciółką, uważała, że Matt rzucił na nią jakąś klątwę lub zaklęcie, ale to nie była prawda.
- Więc o co chodziło?
- Kiedyś w to nie wierzyłam, ale prawdopodobnie ktoś chciał się z nią skontaktować. Przez to, że była z Blue w jakiś dziwny sposób otrzymała coś w rodzaju daru i sama mogła kontaktować się ze zmarłymi. Jednak to ją przerosło. Jak twierdzi Alice, Lucy, narzeczona Matta, próbowała się z nim kontaktować, nikt oprócz jego rodziny o tym nie wiedzieli, aż do pewnego czasu. Gdy Richard odwiedził rodzinę Blue zobaczył co dzieje się z Mattem i zamknął go u siebie.
- To brzmi jak jakiś pieprzony horror.
- Od samego początku tak twierdzę.
- Wierzysz w te całe kontaktowanie się z duchami? Bo dla mnie to takie trochę nierealne.
- Jestem wierząca, wiem, że istnieje takie coś jak życie po śmierci, ale nie mam pojęcia czy tak po prostu można się kontaktować, nie wiem jak takie coś wygląda. Musielibyśmy porozmawiać z rodziną Matta, może wtedy udałoby się nam czegoś dowiedzieć.
- To dobry pomysł, ale jak. Nie mamy nic co by było z nim związane.
- Ty może nie, ale za to masz dziewczynę, która w liceum była hakerem- uśmiechnęłam się do niego.
- Że co?!- zapytał zdziwiony- jak?
- Nie lubię się chwalić. Sądzę, że musimy czekać na telefon od Jenny. Zaczynam się obawiać, że nasza delegacja ma coś wspólnego z tym, że Alice zniknęła.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież praca, a pacjenci to coś całkiem odległego.
- Właśnie nie Harry, to coś co nas z nimi łączy. Tym bardziej jak zaprzyjaźniasz się z pacjentem.
- Przyjaźnisz się z Alice?
- Można tak powiedzieć. Mam z nią po prostu dobry kontakt.
- Wiesz co, uważam, że jak na dzisiaj mamy dość przygód. Jestem wykończony. Za dziesięć godzin musimy stawić się u Ross'a. Chodźmy spać- wstał i złapał mnie za rękę kierując się do sypialni.
-------
Witam!
Wiem, szok, dodałam rozdział po dwóch tygodniach, a nie po miesiącu.
Piszcie jak wam się podoba! Zapraszam na pozostałe ff! :)