Rozdział 9

102 11 17
                                    

Lloyd

To wszystko raczej nie powinno tak wyglądać, a ja nie powinienem się tak czuć. Czuć się jakby był odpowiedzialny za tę dziewczynę. Bo nie byłem, a ona tak naprawdę nic mnie nie obchodziła. Chciałbym żeby ona zniknęła, bo wiedziałem, że gdy zostanie jeszcze chwilę, to ja całkowicie się w niej zatracę.

Nie można było powiedzieć, że Emory była ładna, bo ona była wręcz przepiękna, ale jednocześnie czułem to jak bardzo jej dusza jest brudna. Wiedziałem, ze ona też to wiedziała. Inaczej nie wymuszałaby wymiotów, gdyby nie czuła się brudna.

Zastanawiało mnie też to skąd znają się z bratem Lorraine. Ta czarno włosa dziewczyna jest z nami już od kilku dni i zaczęła powoli działać mi na nerwy, nawet bardziej niż Walker, a to już był wyczyn.

Siedziałem w kuchni jedząc jogurt, nie wiedząc również czyj on jest. Zazwyczaj w naszej lodówce wszystko jest podpisane, tak by nikt inny czasem tego nie zabrał. Jednak nawet ten sposób nie zadziałał na wygłodniałego Cole'a, który zaraz po treningu pakował swoją głową w szafki i szuflady, szukając czegoś do jedzenia. Zazwyczaj było to jedzenia Jaya lub Kai'a, którzy później nieźle się wkurzali i nie odzywali się do niego kilka dni. Zabawne było patrzeć na to, jak skaczą sobie do gardeł o byle gówno.

Teraz w całym klasztorze było cicho, tak jak nigdy. Czułem się jakbym był tu sam, a przecież wszyscy byli w środku. Nya, Lorraine i Pixal siedziały w sterowni, Kai, Jay i Cole grali na konsoli w salonie, który był zaraz obok mnie, a Emory dalej spała w swoim pokoju. Nie wiedziałem tylko, czy Zane jest z dziewczynami, czy u mistrza Wu.

Wrócili już kilka dni temu i zbiegiem okoliczności stało się to dokładnie wtedy kiedy, my wyszliśmy na poszukiwania mojego ojca. Było dla nich wielkim zaskoczeniem, że przyprowadziliśmy ze sobą trójkę nieznajomych osób, z czego dwie były nieprzytomne i ranne. Wujek nie naciskał, dobrze wiedział, że i tak mu powiem o tym co działo się przez dosłownie jeden niecały dzień. Właśnie, czy tylko mnie wydaję się wręcz abstrakcyjne to, że wszystko co się wydarzyło trwało niecały jeden dzień!? To wręcz niemożliwe, że nad ranem jakiś tydzień temu przez moje okno wpierdala się jakaś dziwna blondyna i próbuje mi wmawiać, że oszalałe, później okazuje się, że wszyscy poza mną ją znają, a na sam koniec do przedstawienia dołącza mój kochany ojciec.

To nie było zabawne, nawet odrobinę.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że patrzyłem na tę dziewczynę co chwilę. Sprawdzałem czy się czasem nie obudziła przez pięć minut, gdy mnie koło niej nie było, chciałem wiedzieć czy ją coś bolało, czy cierpiała, ale czułem się tak bezsilny, gdy ona nie reagowało na trzask drzwi lub ruch jej łóżkiem. Wiedziałem, że w ten sposób odpoczywa, ale dla mnie to była dosłowna tortura.

Torturą było też to, że zaczynało mi zależeć, a wiedziałem, że nie powinno.
Gdy skończyłem jeść, wyrzuciłem opakowanie do kosza i znów miałem zamiar iść do jej pokoju, jednak zatrzymał mnie Kai, który trzymał puste opakowanie od pizzy.

- A ty zjadłeś tylko ten jogurt? - zapytał wpatrując się we mnie. - Może zamówić ci coś do jedzenia?

- Nie dzięki, nie jestem głodny. - powiedziałem chcąc szybko zakończyć rozmowę, jednak czując wzrok chłopaka na sobie zatrzymałem się w bezruchu.

- Lloyd...

- Wiem co chcesz powiedzieć Kai, ale to nie ma sensu, więc nawet nie próbuj.

The Guardians of light Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz