5; „You hit me so hard, i saw stars"

26 4 1
                                    

pov: Jisung

Z samego rana, obudziły mnie głośne krzyki
które - tak jak myślałem - były spowodowane mną. A raczej tym, że poprzedniej nocy mnie nie było w domu. Przetarłem oczy, i leniwie wstając miałem mroczki przed oczami. Najwidoczniej za szybko stanąłem na nogi.
Włożyłem moje kapcie w koty na stopy, i skierowałem się do drzwi mojego pokoju.

— Pierdolony gówniarz, myśli, że może sobie robić co chce. Ha, chyba w dupie mu się poprzewracało. Nie dość, że nie było go na noc, to jeszcze spał nie wiadomo gdzie. Nawet się nie uczuł! Kurwa, zaraz mu przypierdolę — Ojciec podniósł głos. W jego oczach panowała złość, lub coś podobnego do burzy. Nie chciałem na niego patrzeć, lecz on zrobił to pierwszy. — Książę wstał! W końcu! Coś ty kurwa robił tamtej nocy? Czy ty jesteś jakiś zjebany? Myślisz, że co? Że możesz sobie robić, co ci się tylko będzie podobać? Jak zaraz się nie ogarniesz, to możesz się szykować na wpierdol. I to porządny wpierdol. — Popatrzał na mnie z furią na twarzy. Nienawidziłem tej miny. Wyglądał w tedy, jak ludzie z moich koszmarów. Każdy z nich, był okrutny i bezlitosny. Chciałbym o tym wszystkim zapomnieć.

— Halo halo, to, że ojciec sobie pogadał, nie znaczy, że możesz się obrócić na pięcie i wyjść. — Tym razem odezwała się matka. Jej głos nie był przepełniony złością, a żalem. To było coś, czego nie byłem w stanie zrozumieć. Zanim zdążyłem jednak zorientować się, że właśnie idzie w moją stronę, poczułem jej rękę na moim policzku.
Właśnie dostałem w twarz od własnej matki.
Zajebiście. Nie byłem w stanie zareagować. Pojedyńcze łzy spływały mi po policzku. Jedyne, na co miałem w tedy ochotę, to zapaść się pod ziemię, i już nigdy nie wychodzić do ludzi. Do nikogo. — Miałeś się w tedy uczyć. Jak oblejesz kolejny test z matematyki lub historii, możesz się przegnać nie tylko z telefonem, ale i z jedzeniem. Nie po to tyle pracuję, żebyś ty się opierdalał i strzelał na nas jakieś fochy, wychodząc sobie z domu. Robię to, żebyś mógł się uczyć i potem mieć dobrą pracę, zarabiać tyle ile ci się tylko wymarzy, oraz żebyś był dobrze wychowany.

— Ale czy ty nie rozumiesz, że tak mnie nie wychowasz? Weźcie się w końcu ogarnijcie, kurwa mać, bijecie własne dziecko! Co wy odpierdalacie?! No pytam się! Jesteście jacyś zjebani, żeby nie dawać mi oddychać, żebym się tylko uczył i robił to co wy chcecie. To moje życie. Jak kurwa tak bardzo mnie nie chcecie, to mnie gdzieś oddajcie. Proste. — Znów poczułem coś na moim policzku. Tak jak się spodziewałem, była to ręka mojej mamy. Jak tu żyć?

— Wypierdalaj.

Popatrzałem się na ojca który stanął przed moją rodzicielką, gapiąc się na mnie, jakbym właśnie kogoś zabił.

— Nie słyszysz co mówię? WYPIERDALAJ!

Tak szybko jak mogłem, wziąłem buty w rękę, i na pożegnanie pokazałem im mojego wielkiego środkowego palca. Wkurwili się bardziej, ale teraz miałem to gdzieś. Przecież właśnie wyjebali mnie z domu. Z domu, w którym miałem się czuć bezpiecznie, miło i co najważniejsze - miłość rodziców. Jednak nie czułem nic z tych uczuć. Na ich miejsce pojawiły się te gorsze - smutek, poczucie winy, i wieczny strach, przed tym co jeszcze może mi się stać.

Nie wiedziałem gdzie mam iść. Nie było żadnego miejsca, w którym byłbym w stanie mieszkać. Chciałem sięgnąć po telefon, jednak zdałem sobie sprawę, że schodząc na dół, nie wziąłem go ze sobą. Jedyne co mogłem zrobić, to pójść na policję. Ale po chuj? Rodzice by chyba mnie zamordowali. I to nie ironicznie. Po prostu by to zrobili. Nie chcą stracić tego „pięknego wizerunku” wśród sąsiadów, nauczycieli czy rodziców innych dzieci.

Tak więc, nie pozostało mi nic innego niż spanie znów na placu zabaw. Szedłem w jego stronę, nie wiedziałem co, lub kogo tam spotkam. Miałem tylko wewnętrzną nadzieję, że nikogo ze szkoły tam nie będzie.

[...]

Była 20:30, a może później. Cały dzień spędziłem na placu, nie robiąc dosłownie nic. Leżałem pod zjeżdżalnią, pytając Boga - o ile w ogóle istniał - czemu mam takie chujowe życie. Niestety, tak jak się spodziewałem, nikt mi nie odpowiedział na moje pytanie. Czułem się, jakbym powoli zaczynał się robić martwy. Nie tylko w środku, ale też na zewnątrz. To było okropne uczucie.

Nagle usłyszałem, jakby ktoś szedł w moją stronę. To trochę było przerażające. Podniosłem się, i zauważyłem zarys jakiejś kobiety, na oko 40 lat. Podeszła do mnie bliżej, i patrzyła się tak przez chwilę. Miała ciemne włosy, lekki makijaż, sukienkę w różnokolorowe kwiaty oraz białe szpilki. Przez chwilę miała na nosie okulary, po czym je ściągnęła i znów założyła.

— Co ty tu robisz? Mamy zaraz 22. Powinieneś być w domu, czyż nie?

— Yy.. Jakby to p-powiedzieć... No nie mam.. domu?.. — Czułem gulę w gardle. Ledwo mogłem się odzywać.

— Chodź, jak ci na imię?

— Jisung.. Han Jisung, proszę pani.

— Mów do mnie Eun-ji. Możesz u mnie spać. Może nawet dogadasz się z moim synem, co ty na to?

— Dobrze pani... Eun-ji. Dziękuję, mam wielki dług wdzięczności u pani.

— To drobiazg, spokojnie.

Przez całą drogę do domu pani Eun-ji, próbowała nawiązać ze mną jakiś kontakt, i pytała się o wiele rzeczy. Dzięki temu dowiedziała się jak trafiłem na ulicę. Jestem jej wdzięczny, ale czy jej syn... nie będzie miał jej tego za złe?

-----------------------------------------------------

866 słów.
Dziś się trochę rozpisalem, ale mam nadzieję że podoba wam się rozdział. Miłego dnia/nocy!! (możesz zostawić gwiazdkę? będę bardzo wdzięczny!!!<3)

The same feelings for you | minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz