Rozdział IV

43 13 12
                                    

Szedł powolnym krokiem nucąc jakąś piosnkę pod nosem. Nie ważne jak bardzo się starał, nie mógł przypomnieć sobie skąd ją zna. Być może jego matka śpiewała mu ją na dobranoc, gdy ten był mały? Często to robiła, dopóki nie urodził się jego brat Issel. Eztzal miał wtedy cztery lata i wcale nie był zadowolony z faktu, że jakieś małe, głośne, a w dodatku brzydkie stworzenie zabiera mu mamę. Czuł się zazdrosny. Nikt już nie poświęcał mu całego swojego wolnego czasu. Jego matka zawsze powtarzała mu, że jest już duży, a Issel nie potrafi sobie poradzić sam. Kilka miesięcy później kobieta ponownie zaszła w ciąże i urodziła córkę. Nazwała ją Silva. To właśnie wtedy Eztzal doszedł do wniosku, że kiedy rodzi się nowa, paskudna istota reszta musi ustąpić jej miejsca.

W końcu dotarł na miejsce. Studnia nie była zbyt szeroka, ale głęboka. Przypomniał sobie jak jego ojciec powiedział mu pewnego dnia, że prostytutki wrzucają właśnie w takie miejsca swoje niechciane dzieci. Wtedy nie wiedział kim były owe prostytutki. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz. Kiedy już miał zabrać się za nabieranie wody usłyszał jak ktoś woła jego imię. Odwrócił się w stronę głosu.

- Eztzal! Jak miło cię widzieć!-

Jego oczom ukazała się drobna dziewczyna. Eztzal ją znał. Miała na imię Doris i często bawiła się z jego siostrami, choć była od nich starsza o kilka lat. Chłopak od zawsze uważał ją za urokliwą. Miała lśniące, blond włosy, które sięgały jej do pasa i piękne brązowe oczy. Gdy dobiegła do studni, Eztzal mógł dostrzec jej rumiane policzki i delikatne piegi znajdujące się na nich.

- Doris. Dawno cię nie widziałem. Jak leci? - uśmiechnął się do niej, choć w głębi duszy nie podobało mu się, że dziewczyna przyszła.

To nie tak, że go irytowała. Wręcz przeciwnie. Uwielbiał jej charakter, ale nie podobał mu się fakt, że matka dziewczyny i jego własna liczyły na coś więcej niż tylko przyjaźń pomiędzy nimi. Znali się bardzo długo i choć wiele chłopców z okolicy zazdrościło Eztzalowi, ten nie podzielał ich entuzjazmu. Nie czuł nic więcej do dziewczyny niż tylko przyjacielską sympatię.

- Świetnie! Postanowiłam, że zacznę pracować. Mam przecież już piętnaście lat. Chce pomóc matce. Stwierdziłam, że praca u boku króla, będzie dobrym pomysłem - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Położyła obok siebie wiadro, które po chwili chwycił Eztzal.

- Daj. Pomogę ci - rzucił do niej, a dziewczyna nawet nie myślała odmówić - A więc praca u króla... Nie boisz się? Na pewno słyszałaś plotki o tym jak kończy służba.

- Cóż... Może troszkę, ale próbuję sobie wmówić, że to tylko plotki! Jestem pewna, że król wcale nie jest AŻ TAK surowy. -

- Obyś miała rację - mruknął Eztzal kręcąc kolbą od studni, by wiaderko od niej zanurzyło się w wodzie. Zaciekawiło go to co mówiła dziewczyna. Zapewne wiedziała jak dostać tą posadę. On nie miał bladego pojęcia, jednakże znał gadulstwo Doris i był pewien, że ta zaraz wszystko mu powie.

- Nie musisz się tak o mnie martwić. - powiedziała, bawiąc się pasemkiem swoich złocistych włosów. Jej wzrok nie podobał się Eztzalowi. Czuł się jakby go nim pożerała - Dziś w południe odbywają się nabory na służbę. Wszyscy chętni mają ustawić się przed główną bramą do zamku. Pewnie wojownicy króla będą po kolei każdego prowadzić na rozmowę z nim. 

- Mhm... Stresujesz się? - zapytał nagle, nie do końca wiedząc jak poprowadzić dalej tą rozmowę. Przelał wodę z wiadra od studni do tego dziewczyny. Odstawił go na ziemię po czym zabrał się ponownie za kręcenie korbą.

- Nie.. tak, nie wiem! Chyba jednak trochę tak. Będę mimo wszystko rozmawiać z królem, o którym rzadko kiedy mówi się dobrze. Co jeśli uzna mnie za zbyt głupią nawet na służkę? Albo co gorsza za brzydką! Myślisz, że kieruje się wyglądem?

- Wątpię. Podobnież ma zbyt mało służby. Kierowanie się wyglądem by mu się nie opłaciło. Poza tym nawet jeśli, to ty nie masz o co się martwić.

- Ah Eztzal jesteś taki miły i czarujący. Zawsze wiesz co powiedzieć bym czuła się lepiej.

Eztzal nie odezwał się. Uśmiechnął się tylko i wrócił do swojego zajęcia. Wlał wodę do obu swoich wiaderek i na samą myśl, że teraz będzie musiał nieść trzy na raz zrobiło mu się nieprzyjemnie. Narobiłby wstydu jeśli dziewczyna w jego obecności niosłaby ciężkie wiadro z wodą. Spojrzał ukradkiem na dziewczynę. Ta przypatrywała się mu badawczo opierając o studnie i niepozornie bawiąc się swoimi włosami. Eztzal nie potrafił zrozumieć o co jej chodziło. Złapał za trzy wiadra i poczuł jak jego ręce już tracą siły. Gdzieś w głębi duszy przeklinał Doris za to, że przyszła, ale wiedział, że dzięki niej zdobył potrzebne informację.

- Chodź. Odprowadzę cię do domu - mruknął pod nosem po czym ruszył w stronę domu dziewczyny. Ta nie mieszkała daleko od niego, za co aktualnie dziękował bogom. Nie patrzył na nią. Nie chciał by pomyślała sobie, że się jej przygląda.

Jego myśli ponownie pochłonął dwór królewski. Czy będzie w stanie pracować u króla? Jak często będzie go widział? O co ten spyta go na wstępnej rozmowie? Obawiał się wielu rzeczy. Nie był kompletnie przygotowany psychicznie na spotkanie z władcą królestwa. Z tyranem, który nie miał litości! Z jego rozmyślań wyrwało go szturchnięcie dziewczyny. Spojrzał na nią zdezorientowany.

- Eztzal! Czy ty w ogóle mnie słuchasz?! O kim tak myślisz?! To niekulturalne, myśleć o jakieś osobie spędzając z kimś innym czas! - krzyczała na niego. Eztzal nie rozumiał skąd myśl, że myślał o KIMŚ.

- Wybacz Doris. Ostatnio coś się zawieszam. Proszę.. Powtórz co mówiłaś. -

- Pytałam co powinnam założyć na spotkanie z królem. Nie mam bladego pojęcia! Przecież nie mogę przynieść wstydu mojej rodzinie. -

Reszta drogi minęła Eztzalowi na słuchaniu Doris. Musiał przyznać, że nie do końca interesowały go jej problemy. Miał swoje własne, o wiele bardziej poważne niż kolor jakiejś tam sukienki. Kiedy w końcu stanęli przed domem dziewczyny oddał jej wiaderko i pożegnał się z przyjemnym uśmiechem na twarzy. Chciał już odejść, gdy nagle dziewczyna złożyła na jego policzku delikatny pocałunek. Eztzal spojrzał na nią zdezorientowany.

- Dziękuję za pomoc! - dziewczyna krzyknęła rumieniąc się mocno po czym szybko uciekła do domu.

Eztzal jeszcze chwilę stał przed domem dziewczyny. Nie rozumiał co właśnie się stało. Nie czuł żadnych motylków w brzuchu, ale jego policzki zapłonęły. Skierował się w stronę chatki, czując, że jego ręce drżą. Co jeśli ktoś to widział?

°"Rise of the Unseen: A Thalorian Tale"°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz