Rozdział IX

20 6 0
                                    

- A więc chcesz mi powiedzieć, że Thyreos naprawdę przesunął tak twoją rękę? - Doris patrzyła na Eztzala z ukosa.

- Ja wiem, że to brzmi absurdalnie, ale tak... No i uciekłem, ale musiałem wrócić. Więcej się do mnie nie odezwał i wyglądał na złego. Jego mina wyglądała mniej więcej tak - Eztzal zaczął naśladować swojego władcę, wyglądając przy tym jak zdenerwowany chłopiec.

Doris wybuchnęła śmiechem, jednak po chwili zakryła swoje usta dłonią. Zatrzymali się przed drzwiami kuchni. Było wcześnie rano, a słońce ledwo wzeszło nad królestwem. Większość służby pomagającej w kuchni zajmowała się wypiekaniem pieczywa.

- Muszę już iść. Pewnie tym razem poprosi mnie bym go karmił - Eztzal przewrócił wymownie oczami, kładąc ręce na biodrach.

- To brzmi lepiej niż mycie go - stwierdziła dziewczyna.

- To zależy jak by chciał być karmiony - zaśmiał się cicho po czym poklepał dziewczynę po ramieniu na pożegnanie.

Poszedł do komnaty swojego króla. O dziwo nie stresował się tak jak wcześniej. Być może dostrzegł, że Thyreos wcale nie jest aż taki straszny jak mówią ludzie. Przynajmniej nie dla niego. Zapukał tak jak zwykle, po czym wszedł do środka. Król leżał jeszcze w łóżku, okryty purpurową pościelą. Eztzal ukłonił się delikatnie. Miał dobry humor, a na jego twarzy gościł delikatny uśmiech.

- Co się tak szczerzysz jak głupi do sera?- zapytał Thyreos podnosząc jedną brew.

- Czy nie mogę mieć dobrego dnia? - odparł Eztzal z nutką ironi w nosie.

- Podejdź - rzucił Thyreos, a Eztzal wykonał posłusznie jego rozkaz.

Nagle w komnacie rozległ się dźwięk uderzenia. Uśmiech Eztzala zniknął, a swoją dłoń położył na policzku. Piekł jak cholera. Spojrzał na Thyreosa w szoku. Nie rozumiał dlaczego jego władca go uderzył, w dodatku z taką siłą.

- Naucz się do mnie odzywać. Nie jesteś moim kolegą tylko sługą rozumiesz? Ciesz się, że dostałeś tylko w policzek. Mógłbym kazać cię wychłostać.

Eztzala zatkało. Poczuł nieprzyjemne uczucie zaciskającego się gardła i skręt w żołądku. Delikatnie odsunął się od łóżka Thyreosa.

- Nie masz nic do powiedzenia? Byłeś taki wyszczekany -

- Przepraszam wasza wysokość - szepnął Eztzal czując jak jego odwaga wyparowuje w jednej chwili

- Pomijając fakt twojego braku wychowania, mam dziś dość ważne spotkanie z duchownymi. Będziesz mi towarzyszyć. Normlanie nie musiałabym tego, ale znając twoją wyszczekaną mordę, muszę napomnieć, że masz być cicho -

- Nie odważyłbym się odezwać mój Panie, ale jeśli mogę spytać o czym będziecie dyskutować?

- Nie powinno cię to interesować - mruknął pod nosem Thyreos - Nic wielkiego. Potrzebujemy znaleźć sposoby... Sam zobaczysz. Nie pytaj mnie o takie rzeczy. Nie powinieneś wtykać swojego nosa wszędzie gdzie można.

- Wybacz Wasza Wysokość. Pójdę po śniadanie -

- Nie. Nie prosiłem cię o to. Nie jestem głodny. Nie mam czasu. Muszę się zająć papierkową robotą - podniósł się z łóżka. Dopiero wtedy Eztzal zauważył, że władca jest kompletnie nagi.

Poczuł jak jego policzki oblewają się rumieńcem. Nie mógł tak po prostu wyjść, dlatego też odwrócił głowę w bok. Nagle do jego uszu dobiegł śmiech władcy.

- Nie zamierzasz uciec? Obawiasz się, że cię ukarze? Biedactwo -

Eztzal ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczami. Zacisnął delikatnie pięści. Nie wiedział co odpowiedzieć Thyreosowi. Poczuł nagle oddech mężczyzny przy swoim uchu. Thyreos gwałtownie złapał go za szczękę i przekręcił jego głowę.

°"Rise of the Unseen: A Thalorian Tale"°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz