༄16༄

12 3 13
                                    

Tydzień później

Liina siedziała na kanapie i wgapiała się monotonnie w telewizor. Vikersund oglądała już w domu. Musiała dzielić czas na treningi i inne różne rzeczy, jak na przykład zmiana na restauracji Tii. Dlaczego nadal się na to godziła? Nadal nie wiedziała.
Oslo nie skończyło się zbyt pozytywnie. Kontuzja Kristoffera sprawiła, że chłopak spędził cały wieczór z Liiną, póki nie pojechała na lotnisko. Było jej szkoda przyjaciela, bo naprawdę rozkręcił się, a tak się skończyło. Przesiedzieli parę dobrych godzin w restauracji hotelowej zajadając się makaronem i rozmawiając o różnych głupotach. Dopiero po północy finka skoczyła pożegnać się z Erikiem i resztą chłopaków, a następnie pojechała z Arttim na samolot.

Dziewczyna zmieniła pozycję i mocniej przytuliła się do poduszki. Ten konkurs, który dane jej było oglądać w telewizji, też nie był powalający. Vikersundbakken po modernizacji nie była już tą samą skocznią.

— O. Moje Vikersund — mruknął Janne i dosiadł się na kanapę. Otworzył puszkę piwa i się napił. — Pamiętam jak Schlierenzauer odstawił tam szopkę. Stare czasy.

— Kto tego nie pamięta — parsknęła cichym śmiechem. Wyciągnęła dłoń do ojca, a ten podał jej puszkę. Wzięła dużego łyka. — A teraz chujowo.

— Wcale się nie dziwię — westchnął Fin. — Ale ten twój Erik nieźle se radzi.

Liina spiorunowała go wzrokiem, ale zapomniała, że mierzyła sie właśnie spojrzeniem z Janne Ahonenem.

— Nie rób tak, bo Ci tak zostanie — burknął i spojrzał ponownie na telewizor.

— Tak jak tobie? — wypaliła. Ich spokój przerwał nikt inny jak Mico.

Zawiesił się na framudze i zaczął gapić się to na Liinę, to na ojca, to na ekran. Coś podejrzanie milczał. Siostra zmierzyła go wzrokiem powstrzymując się od komentarzy.

— I co tak stoisz jak pizda w burdelu — odezwał się Janne. Mico od razu oprzytomniał. Zamrugał szybko oczami i odbił się od framugi.

— Wcale nie — odparł cicho. — Tak o przyszedłem.

— To idź sprawdzić do swojego pokoju czy Cię tam nie ma, a jak nie będzie, to tam zostań — polecił mu ojciec.

Jego najstarszy syn burknął coś pod nosem, ale zniknął z zasięgu jego wzroku. Janne westchnął głośno i znowu napił się alkoholu.

— Pierdolenie — powiedział jakby sam do siebie.

— W sensie? — zapytała Liina. Zawody się skończyły, więc Janne wziął pilota i przełączył na jakieś swoje programy.

— Twój brat to jakiś ułomny jest — stwierdził — Ostatnio ma wahania nastroju jak baba w ciąży. To ty się wyciągnęłaś, a on nie.

— Mam to uznać za komplement? — wstała.

— Nazywaj to sobie jak chcesz. I tak jesteś moim najnormalniejszym dzieckiem, którego nie muszę się wstydzić — powiedział.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem. Takie słowa od Janne. Naprawdę szacun.
Poszła do swojego pokoju, ale po drodze zauważyła, że drzwi do menelni Mico zostały otwarte. Zajrzała przez framugę, ale dojrzała jedynie jeden wielki syf.
Pokręciła głową i poszła do siebie.

Następnego dnia miała mieć trening, dlatego teraz rzuciła się na łóżko i zajrzała w telefon, który zostawiła na poduszkach. Spam tiktoków od Arttiego i nieodebrane połączenie od Eetu. Postanowiła oddzwonić.
Parę sygnałów, aż w końcu Nousiainen raczył odebrać telefon.

— Witaj! — krzyknął ze śmiechem. — Co tak szybko uciekłaś z tej Norwegii. Nie zdążyliśmy pogadać.

— No przepraszam — mruknęła. — Jak wrócisz, możesz od razu do mnie przyjechać. Pójdziemy na deski.

— To mi się podoba. I ze mną polecisz do Planicy. Nie przyjmuje odmowy.

— Tak, lecę z tobą do Planicy — powtórzyła jego słowa.

Rozmawiali przez dobre pół godziny, póki Eetu nie oznajmił, że musi szybko się spakować i lecieć z chłopakami na samolot do Finlandii. Cała ich rozmowa kręciła się wokół Raw Air, deskorolek i jakości ręczników hotelowych. Żyć nie umierać.

×°×

— Mówiłem, że przylecę za półtorej tygodnia — westchnął Erik, wchodząc do mieszkania. Telefon trzymał na szyi, bo obie dłonie miał zajęte bagażami i nartami.

— Załatwić Ci bilet? — zapytała Annika.— Mogę poprosić..

— Nie — przerwał jej — Nie chcę od nich żadnych pieniędzy — powiedział stanowczo.

— Ale..

— Ann... Błagam cię. Nie mam dziesięciu lat, żebyś wszystko za mnie robiła. Naprawdę — mruknął opadając na kanapę w salonie.

— Erik, nie zrozum mnie źle. Przecież wiesz, że z nimi nie spiskuję i zawsze będę po twojej stronie...

— Ale ja to rozumiem przecież. Po prostu nie chcę nic od nich brać. Nie po tym, jak się zachowali. Nie po tym wszystkim.

— Nie możesz sobie wypominać tego... — powiedziała zachrypniętym głosem — Miałeś prawo...

— Dość.... — poprosił ją — Nie chcę o tym mówić.

Chwilę później się rozłączył i odrzucił telefon na bok. Oparł się na łokciach i zakrył twarz dłońmi. Wziął głęboki wdech i wydech, po czym całkowicie opadł na plecy. Miał już szczerze dość. Annika chciała dobrze, a on jak zwykle musiał zachować się tak okropnie względem niej.
Jesteś obrzydliwym chamem, Erik
Pomyślał, ale skarcił się sam w myślach.
Powoli spojrzał na górę bagażów. Nie chciało mu się za to zabierać. Nie dziś. Miał dwa dni na ogarnięcie się, dlatego tej nocy chciał w końcu odpocząć.

Po godzinie spędzonej w łazience, jak to sobie powiedział, bo tak, ruszył od razu na swoje łóżko. Opadł na nie jeszcze mocniej niż wcześniej na sofę. Przymknął oczy i zaczął rozmyślać o wszystkim. O zawodach, o samym sobie. I o Liinie. Szczerze czekał na środę. Wtedy mieli się zobaczyć w końcu. Może i miał obsesję na jej punkcie, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Ta dziewczyna była jego największym skarbem, na który mógł patrzeć całą wieczność. Jej blond włosy, błyszczące tęczówki. Zakochał się w niej do szału i nie było opcji, aby zmienił zdanie.
Wtedy przez głowę przeszły mu jedne słowa Liiny.

" Widzisz, oboje jesteśmy zagubieni i oboje próbujemy się odnaleźć... "

Nawet nie wiesz, że miałaś rację. Dzięki tobie znalazłem lepszą wersję siebie — mruknął w poduszkę. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Sen przyszedł szybko. Wręcz za szybko.

𝐓𝐡𝐞 𝐥𝐚𝐬𝐭 𝐥𝐨𝐬𝐬 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz