༄3༄

19 5 10
                                    

Samolot na lotnisku w Słowenii wylądował tuż po 2 w nocy. Liina była przyzwyczajona do nocnych wypraw, dlatego ani razu nawet nie przymknęła oczów podczas lotu.

Przemierzając lotnisko jedynie z torbą zarzuconą na ramię zastanawiała się, jakby tu dostać się do Planicy. Na lotnisku, mimo że środek nocy, było pełno ludzi, ale dziewczyna nie należała do osób, które proszą o pomoc, dlatego postanowiła poradzić sobie sama.

Myśląc chwilę przewijała kontakty w telefonie, aby sprawdzić, czy może nie miała tu numeru któregoś ze Słoweńców. Kiedyś była na imprezie urodzinowej Domena Prevca, więc na pewno czyjś numer musiała mieć. Jej wzrok zatrzymał się na podpisie "Bor Pavlovčič". W końcu chłopak zakończył karierę, a od czasu do czasu wysyłali sobie jakieś nic nie znaczące memy. Bor przecież mieszkał w Rateče, a ta jakże wspaniała wioska była tuż obok Planicy.
Nie zostało nic innego jak zadzwonić. Wiedziała, że była nieludzka pora, ale czemu by nie?
No i bingo. Już po paru sygnałach odebrał.

— O matko — powiedział pierwsze co — Kowadło ci na łeb spadło, że dzwonisz?

— Miło mi — mruknęła próbując się nie zaśmiać. — Na twoje nieszczęście nie tym razem. Mam sprawę.

— Nie ma kurwa opcji, żadnego torta dla Prevca nie robię — zarzekł się od razu Bor.

— Debilu chcesz po mnie przyjechać na lotnisko? Teraz? — zignorowała jego wcześniejsze oznajmienie. — Proszę — dodała ciszej wierząc, że sie zgodzi.

— Ale teraz?

— Nie kurwa wczoraj — parsknęła — Czekam na lotnisku w Lublanie.

— Kurwa co ja z tobą mam — burknął coś jeszcze pod nosem. — Za godzinę będę.

Nim zdążyła mu podziękować, Pavlovčič się rozłączył. Liina pokręciła głową i siadła sobie na jednym z krzeseł. Torbę rzuciła na drugie i jedynie przeglądała różne rzeczy w telefonie. Erik narazie się nie odzywał, co w sumie było jej na rękę bo nie musiała wielce wymyślać, że wcale do niego nie przyleciała. No właśnie... Dlaczego w ogóle tu przyleciała? Sama sie nad tym zastanawiała, ale nie znała dokładnej odpowiedzi. Może trochę dlatego, żeby się z nim znowu zobaczyć, a jednocześnie odpocząć od Mico, który ostatnio był strasznie upierdliwy.

Przez tą godzinę oczekiwania dziewczyna zdążyła przesłuchać połowę swojej żałobnej playlisty, bo tylko na taką Muzykę miała obecnie ochotę. Zjadła nawet parę ciastek, które swoją drogą zakosiła bratu i prawie przysnęła, ale nie pozwoliła sobie na to, dlatego po jakimś czasie kręciła się wokół, by nie siedzieć. Ludzi przybywało, jak i odchodziło, przez co ruch cały czas był spory.
Liina miała to szczęście, że była "tym mniej znanym dzieckiem" słynnego Janne, dlatego nikt jej nie zaczepiał.

W końcu na horyzoncie zjawił się sam Bor. Wyglądał prawie tak samo, jak wtedy, gdy się spotkali. Tylko tyle, że włosy miał rozpieprzone tak, jak Andrea Capregher humor, gdy wywalił się na Skalite.

— Witaj — powiedział i wyściskał dziewczynę. Oczywiście musiał przypadkiem nadepnąć na jej buta. — Przysięgam będę ci to wypominać do końca życia.

— No już bo ci kisiel w gaciach się zwarzy — mruknęła odsuwając się z jego objęć. — Zawieziesz mnie do hotelu i tyle mnie będziesz widział. Spotkamy się na dłużej w marcu.

— Następnym razem zrobię ci baner powitalny na pół lotniska — wzruszył ramionami i ruszyli w stronę samochodu chłopaka.

×°×

Z samego rana Erik wstał wraz z Tate'm na śniadanie. Ten drugi oczywiście dobre pół godziny picował się w łazience, dlatego Erik postanowił pójść już na dół, by sobie zająć dobre miejsce w hotelowej restauracji. Już na korytarzu dołączył do niego Jason, który wcale nie wyglądał jakby miał prawie osiemnaście lat. Tak, stwierdził to Erik, który wyglądał tak dojrzale, że wcale go baby w sklepie nie pytały o dowód.
Chłopak chyba zaczynał tęsknić za towarzystwem Casey'a i Andrewa, którzy całe życie grali w pokera. Zwłaszcza, że ostatnio w Austrii dołączył do nich Kevin, jak i Decker. Wtedy już w ogóle było zabawnie, gdy Dean za dużo wypił po nieudanej drużynówce i zaczął grozić, że obetnie Bicknerowi te kłaki Jezusa Chrystusa.

𝐓𝐡𝐞 𝐥𝐚𝐬𝐭 𝐥𝐨𝐬𝐬 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz