༄18༄

15 3 19
                                    

Erik leżał na kanapie i monotonnie wgapiał się w sufit. Leczył kaca, co nie szło mu zbyt dobrze. Mało pamiętał ze wczorajszego dnia, jedyne co zostało mu w pamięci to moment, gdy Abi próbowała jakoś do niego dotrzeć, bo trzymała go za ramiona i coś stale mówiła. Ale co? Tego nie zakodował.
Zrobiło mu się trochę głupio, że odwalił taką manianę. Po co właściwie tyle wypił. Teraz ledwo mógł leżeć, a co dopiero wstać. Nawet nie chciało mu się sięgać po telefon, na którym pewnie był gigantyczny spam.

Za urządzenie złapał dopiero po godzinie, gdy stwierdził, że już ma dość bezczynnego gapienia się w górę. Zmęczonymi oczami przeglądał powiadomienia. No tak, oczywiście nieodebrane połączenia od Anniki. Chcąc nie chcąc musiał do niej oddzwonić.

— Żyjesz? — zapytała na wstępie. Chłopak zamrugał oczami i kaszlnął.

— No żyje, żyje — westchnął przeciągając się, aż coś strzeliło mu w łokciu. — Kurwa.

— Erik, co tam się dzieje?

— Nie nic, pakuje się po prostu — zmyślił na szybko. — Coś się stało, że dzwoniłaś?

— Dobrze wiesz, że czasem dzwonię tak po prostu. Nie mam w tym żadnego interesu, po prostu chcę z tobą pogadać jak siostra z bratem.

— Mhm — mruknął i przekręcił się na bok — Nic się nie stało — zapewnił ją.

— No ja mam nadzieję. Masz już bilety?

— Ogarnę któregoś dnia.

— Erik. — upomniała go.

— No, kurwa, co — oburzył się — Dobrze wiesz, że wcale nie chcę tam lecieć. Lecę tylko i wyłącznie dla ciebie. Nic więcej. Nie będę z nimi rozmawiał swobodnie, mam to gdzieś. Jeśli trzeba będzie, to se nawet hotel załatwię.

— Błagam Cię, nie mów tak.

— Przecież tak jest — ciągnął nadal — Zaraz to nigdzie nie polecę i będę miał ich w dupie.

Annika już nie kontynuowała tematu. Cicho oznajmiła, że musi coś zrobić i się rozłączyła.
Erik chciał odrzucić telefon na poduszkę, ale zrobił to zbyt mocno i takim sposobem urządzenie wylądowało z hukiem na podłodze. Chłopak przeklinał siebie i swoje życie. Zebrał się z kanapy, żeby w końcu się ogarnąć. Obiecał sobie, że już nigdy się tak nie nawali.

×°×

— Masz jeszcze to — Mico wrzucił siostrze do walizki plastikową siekierę. Liina uniosła brew i na niego spojrzała.

— Po co mi to? — zapytała zirytowana. Blondyn rządził się jej bagażem jak niewiadomo co.

— A skąd wiesz, czy nie trzeba będzie kogoś zabić — mruknął głupio, ale po chwili pisnął i zrobił unik, a zabawka odbiła się obok niego o ścianę i poleciała na podłogę z trzaskiem. — Za co?

— Za miłość do ojczyzny i mrożonej chińszczyzny — wyrecytowała swoje powiedzenie.

— Nienawidzę Cię — burknął.

— I vice, kurwa, versa — wzruszyła ramionami i usiadła na walizkę, żeby ją zamknąć. — No i co się tak gapisz.

— Mam nadzieję, że któregoś dnia pierdolnie Ci, gdy posadzisz swoją dupę.

— A ja mam nadzieję, że niedługo twoja dupa to wyląduje na ulicy poza moim domem — wtrącił się Janne wchodząc bezceremonialnie do pokoju Liiny. Rzadko tu bywał, jednak gdy ta dwójka zaczęła się kłócić, musiał przyjść ich wyjaśnić.

— Ale pocisk — mruknęła cicho młodsza Ahonen i zaśmiała się pod nosem. Mico posłał jej mordercze spojrzenie.

— Pocisk to dostaniesz w ryj, jak się nie ogarniesz — obruszył się i oparł o framugę. Janne westchnął i przetarł twarz dłonią.

𝐓𝐡𝐞 𝐥𝐚𝐬𝐭 𝐥𝐨𝐬𝐬 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz