~~••♡••~~
Otworzyłam ciężkie powieki i przez kilka sekund nie mogłam zrozumieć co się dzieje.
Obudziłam się, ale dlaczego, do cholery, dlaczego ja spałam?
Przyjrzałam się sufitowi, zobaczyłam żyrandol i w ułamku sekundy podniosłam się i usiadłam na łóżku niemal na baczność.
Gdzie ja jestem???
Przerażanie w mojej głowie rosło, rozglądałam się dokoła pokoju i nie rozpoznawałam zupełnie nic.
Bam. Bam. Bam. Bam. Moje serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, ale tak nieprzyjemnie. To było okropne. Niemiłe.
Szybko zaczęłam analizować sytuację. Spojrzałam na siebie. Miałam bluzkę, sweter, miałam spodnie. Jedynie buty leżały równo ułożone pod łóżkiem.
Boże. Gdzie ja jestem?! Cicho wstałam i ubrałam buty. Znalazłam swoją kurtkę i torbę.
Nacisnęłam delikatnie klamkę i otworzyłam drzwi.
– Dokądś się wybieramy?
– Nie wydurniaj się Arek, co się dzieje, dlaczego tu jestem?
– Ha! To dobre, nic nie pamiętasz kochanie?
– Bardzo zabawne. Czego nie pamiętam?
– Wczorajszego wieczoru.
– Arek, co się dzieje? Przerażasz mnie.
Byłam przerażona, Arek stał w swojej kuchni jak gdyby nigdy nic i uśmiechał się złośliwie pod nosem. Byłam przerażona, zupełnie nie pamiętałam skąd się tutaj wzięłam. Za oknem wciąż było ciemno, ale był już ranek. Musiałam wydostać się stąd. Bałam się go i bałam się tego miejsca.
– Czy możesz odprowadzić mnie do drzwi?
– A nie wolisz zostać na śniadanie? W moje usługi noclegowe wliczone jest śniadanie.
– Arek, pokaż mi drzwi. Muszę stąd wyjść. Boję się ciebie. I nie chcę tutaj dłużej być.
Powiedziałam surowo, a oczy Arka zaszły chwilową mgłą. Po chwili zapłonął w nich ogień złości, ale ten zaraz zgasł.
– Jasne, przepraszam cię. Tylko się wydurniałem. Padłaś w aucie. Nie chciałaś mi powiedzieć gdzie mieszkasz. Mówiłaś pod nosem, czekaj, jak to było „odwal się zboczeńcu, nie podaję obcym swojego adresu".
Tak, to mogłam być ja po piwie. Ale żebym aż tak nic nie pamiętała? Arek spojrzał na mnie ciepło i po chwili nieco wyluzowałam.
Nie zmieniło to faktu, że na karku dalej miałam ciarki i zwyczajnie musiałam odejść. Arek łaskawie pokazał mi drzwi. Wyszłam w pośpiechu. Nie miałam pojęcia gdzie jestem i co mam ze sobą zrobić, ale wiedziałam, że moje zaufanie do Arka obniżyło się jeszcze bardziej, a nigdy nie było wysokie.
Ciągnęło mnie do niego, ale to było niedorzeczne. Nic o nim nie wiedziałam. Tak samo, jak nie wiedziałam nic o Kubie...
Po wyjściu z osiedla zobaczyłam małą kawiarnię, więc weszłam po kawę na wynos. Musiałam szybko dostarczyć do organizmu cukier i kalorie, żeby stanąć na nogi.
Potrzebowałam pomyśleć.
Wysłałam szybkiego SMS-a do Izy, że już wyszłam, żeby się nie martwiła. A chwilę po wysłaniu SMS-a wpadłam na pomysł, że muszę jechać na uczelnię, póki nikogo tam nie ma. W gruncie rzeczy więc to co napisałam Izie, było prawdą.
Nie wspomniałam jednak, że jestem dalej w ciuchach z wczoraj, wyglądam jak gówno i mam kaca życia po wypiciu... dwóch piw. To mnie przerażało.
Dość szybko odnalazłam przystanek autobusowy i zaczęłam ogarniać połączenia na uczelnię. Nie było to zbyt daleko, chociaż tyle.
Muszę najpierw sprawdzić, czy nie stała mi się żadna krzywda, a kiedy tylko upewnię się, że nic mi nie jest, będę musiała zastanowić się co zrobić z Kubą. Byłam przerażona, nie każdego dnia podejrzewałam, że podano mi C4H8O3. Właściwie, to nigdy nie miałam takich podejrzeń. Boże, niech to nie będzie prawdą, niech to nie będzie prawdą.
Wstąpiłam do apteki koło przystanku. Moje myśli były pochłonięte, a ja byłam rozerwana od środka. Zachowanie Arka rano było przerażające, ale przecież nie podałby mi GHB. Prawda?! Bez kitu, mam jego wizytówkę, wiem, jak się nazywa. Teraz wiem nawet gdzie mieszka. Byłam w jego samochodzie.
Gdy podjechał mój autobus otworzyłam portfel i zaczęłam szukać jego wizytówki. Wpisałam nazwę firmy w Google i zaczęłam szukać informacji na jej temat. Ręce mi się tak trzęsły, że nie zauważyłam, że autokorekta poprawiła pierwsze słowo, a zaraz potem drugie. Google nic więc nie pokazywało, a ja wmówiłam sobie, że na pewno podał mi pigułkę gwałtu. Skoro jego firma nie istnieje, on jest podejrzany. Chwile grozy, natłok myśli, byłam przerażona. Powtarzałam w głowie tylko znajome „nie będę płakać, nie będę płakać".
Wzięłam głęboki wdech.
Po chwili drugi.
Sprawdziłam jeszcze raz.
Nazwa firmy Define Estate. Moja autokorekta poprawia na delfiny estera.
Dobra, spokojnie.
Wdech. Wydech.
Define Estate. Jest. Istnieje. Jest. Mają oddział w Krakowie. Strona. Klik. Strone legitna, wszystko okej. Teraz agenci. Jak ich znależć.
Google. Jest coś. Centralny Rejestr Pośredników w Obrocie Nieruchomościami PFRN.
Formularz, dobra, dawaj go, jak on się nazywał. Jest. Arkadiusz Niesiecki. Strona muliła niemiłosiernie. Jest, wyszukiwanie skończone. Taki agent istnieje. Dobra, uff. Może jednak nie jestem pod wpływem pigułki gwałtu. Może to tylko moje urojenia.
Do labu po prostu wbiegłam. Zaryglowałam za sobą drzwi, chociaż była siódma i wiedziałam, że mam co najmniej czterdzieści pięć minut. Szybko zaczęłam szukać probówek. Wyciągnęłam z torby igły, które kupiłam rano w aptece. Jedną nakłułam palec i nakropiłam tyle krwi ile mi się udało do probówki. Drugą próbowałam wcisnąć sobie w żyłę w łokciu.
To było idiotyczne, dlaczego nie poprosiłam kogoś o pomoc? Nie umiałam zrobić gwałtownego ruchu i mocno wbić igłę, więc babrałam się z tym jak głupia. Auć, cholera jasna! Jeszcze raz. Źle. Powtórka.
Źle. Jeszcze raz. Dopiero po kilku minutach udało mi się wbić. Gdyby ktoś oglądał mnie z boku, miałby niezły ubaw.
Udało się. Krew nie chciała lecieć. Cholera, dlaczego nie nic piłam?
Jestem odwodniona. Dobra, leci. Szybko zabezpieczyłam igły i schowałam do torby. Weszłam na zaplecze labu i wzięłam potrzebne mi odczynniki. Po dwudziestu niemiłosiernie długich minutach miałam swoją odpowiedź.
CZYTASZ
Ouh là là! [ZAKOŃCZONE] 18+
Roman d'amourUla - młoda, zabawna, zapracowana i strasznie zakompleksiona. Trochę trzepnięta. Kuba - pewny siebie, jeszcze zabawniejszy i bardzo zajęty. Zwykle zrównoważony. Gdy los krzyżuje ich drogi, wiadomo, że to przeznaczenie. Co może pójść nie tak? Obydwoj...