CZĘŚĆ III - Rozdział VII

7 1 0
                                    

Hotel rzeczywiście był blisko. Przez całą drogę szliśmy obok siebie, nie odzywając się. Obaj zatonęliśmy we własnych myślach. Nie było potrzeby rozmawiać. Wreszcie stanęliśmy pod dużymi, szklanymi drzwiami, które rozsunęły się, ukazując oświetlony, trochę prostacko urządzony, ale przestronny i czysty hol. To był ten moment, by wreszcie powiedzieć „cześć", podać sobie dłonie, a może nawet uścisnąć się i po prostu się pożegnać. Nie mogłem jednak wydobyć z siebie głosu. Nie miałem siły, by odwrócić się i odejść. Zrozumiałem, że dotarłem do granicy, do tej ostatniej linii, której nie wolno mi było pod żadnym pozorem przekroczyć. Tuż za nią była przepaść. I długa droga w dół, bez szans na ratunek i przeżycie.

Grzegorz też stał bez słowa. Wyprostowany, nieruchomy jak posąg i... piękny. Patrzył na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami, w których widziałem zarówno smutek, jak i ogień. Było tam wszystko jednocześnie: pożądanie, nadzieja, strach, niepewność... Jeden wielki kocioł uczuć i pragnień.

„Nie pytaj..." – błagałem w myślach. „Proszę, nie zadawaj tego pytania...".

– Chcesz wejść?

A jednak to zrobił... Jego głos zabrzmiał bardzo cicho, niemal jak szept. Prawie jak pieszczota...

„Nie, nie mogę!" – wrzeszczałem sam do siebie. „Chcę! Tak bardzo chcę, ale... nie mogę! Ja po prostu...".

– Tak... – odparłem niemal niesłyszalnie.


Gdy wjeżdżaliśmy windą na piąte piętro i później, idąc do pokoju, nie wypowiedzieliśmy nawet słowa. Szedłem za nim jak w transie, niemal nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje. Jednocześnie byłem wszystkiego bardzo świadomy. To było tak strasznie dziwne i wykluczające się, że niemal szalone., a ja brnąłem w to szaleństwo. Obaj brnęliśmy.

Grzegorz też był zdenerwowany. Widziałem jeszcze w windzie, że rozpaczliwie chce mnie pocałować, ale ostatecznie nie zrobił tego. Pamiętał, co mu mówiłem i uszanował to. Ale w pewnej chwili złapał mnie za rękę, a ja pozwoliłem na to. Zauważyłem, że drży. Nie wiedziałem czy z podniecenia, czy właśnie ze zdenerwowania. Patrzył mi w oczy, a jego źrenice wciąż płonęły.

Po wejściu do pokoju zdążyłem tylko zauważyć, że jest znacznie mniejszy i skromniej urządzony niż ten, w którym nocowałem w Warszawie, ale schludny i wyglądający po prostu dobrze. Na więcej nie było czasu. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, Grzegorz przywarł do mnie i gwałtownie wpił się ustami w moje. Całował mnie zachłannie, niemal nie pozwalając na wzięcie oddechu i jednocześnie zdzierając z moich ramion kurtkę. A ja robiłem to samo. Nasze języki odnajdywały się wzajemnie i splatały jak długo nie widziani przyjaciele. Przecież znały się już. Już posmakowały siebie nawzajem...

W pewnej chwili Grzegorz oderwał się ode mnie, a potem delikatnie, ale stanowczo popchnął mnie w głąb pokoju. Zsunąłem buty (on w międzyczasie zrobił to samo) i ruszyłem do tyłu, powoli i posłusznie, patrząc mu głęboko w oczy. Wreszcie moje nogi natrafiły na łóżko. Straciłem równowagę i runąłem na nie, pociągając go za sobą.

Opadł na mnie całym ciałem, wgniótł mnie w pościel i ponownie zaczął całować, na co chętnie odpowiadałem. W pewnej chwili podniósł się i ściągnął przez głowę koszulkę, którą rzucił niedbale w kąt (korzystając z okazji, zrobiłem to samo). W końcu mogłem zobaczyć, jak naprawdę wygląda. Wyobraźnia nie była już potrzebna – wszystko miałem przed sobą. Okazało się, że naprawdę był przepięknie zbudowany. Żadnego grama zbędnego tłuszczu, tylko wyraźne, suche mięśnie. Silna, wypukła, bezwłosa klatka piersiowa, potężny sześciopak i wąska ścieżka krótkich, ciemnych włosów biegnąca od pępka w dół i niknąca pod paskiem spodni... Byłem bliski szaleństwa i czułem jak niemal rozsadza mnie erekcja. Już dawno nie byłem tak podniecony. A może... nigdy?

Niewłaściwe pytanie (Poza nawiasem - Tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz