CZĘŚĆ II - Rozdział III

22 2 0
                                    

Wpadłem do restauracji równo o dziewiętnastej. Lekko spocony i zdyszany, ale przynajmniej zdążyłem. Swoje prywatne problemy musiałem teraz odłożyć na bok. Oczywiście wiedziałem, że zaatakują mnie ponownie jak tylko zostanę sam, ale teraz musiałem o tym na chwilę zapomnieć i zapanować nad sobą. Miałem pracę do wykonania.

Restauracja była gustowna i zapewne droga. Na szczęście wszystko opłacała firma. Duża sala główna była jasno oświetlona, a z kilkunastu ustawionych równo stolików tylko kilka było zajętych.

– Przepraszam, jestem tu umówiony. Z panem Thornem. Tomasz Malicki – zagadnąłem recepcjonistę. Ten zmierzył mnie wzrokiem, po czym zajrzał powoli do zeszytu, a następnie wskazał mi drzwi po drugiej stronie sali.

– Pan Thorn czeka na pana w Zielonym Pokoju. To nasze dodatkowe pomieszczenie, przeznaczone do prywatnych spotkań – odpowiedział sztywno recepcjonista. Najwidoczniej bardzo przejmował się swoim miejscem pracy i stanowiskiem. A może po prostu ja tu nie pasowałem, zwłaszcza w tym, w czym przyszedłem.

Stwierdziłem, że mam to gdzieś. Podziękowałem mu z bezczelnym uśmiechem i ruszyłem do Zielonego Pokoju. Już od wejścia zauważyłem, że nazwę ma adekwatną. Wszystko tu było zielone, począwszy od dywanu, poprzez grube zasłony i kolor ścian, po obicia krzeseł. Przynajmniej odcienie były różne.

Mój rozmówca siedział przy dużym, okrągłym i jedynym w tej sali stoliku. Przeglądał właśnie menu, więc miałem okazję mu się przyjrzeć. Okazał się wysokim, barczystym facetem po pięćdziesiątce, lekko łysiejącym, z siwymi, krzaczastymi brwiami i dużym, garbatym nosem. Na tym nosie miał okrągłe okulary, a ubrany był w białą koszulę i czarne spodnie od garnituru. Z oparcia krzesła zwieszała się czarna marynarka.

„A miało nie być formalnie..." – pomyślałem, notując w pamięci, by przy najbliższej okazji powiedzieć co nieco Jackowi.

Gdy podszedłem, mężczyzna spojrzał na mnie i odłożył menu.

– Hello, Mr. Thorn – zagadnąłem, wyciągając rękę. – My name is Tomasz Malicki. My boss, Jacek Waryński, sends you his regards. He would like to apologize to you for not being able to come here in person. Buissness activities.

„Na przykład posuwanie Rafała w jaccuzi w górskim hotelu...".

Mężczyzna uśmiechnął się i podał mi dłoń.

– Nie ma problemu, panie Tomaszu. Christopher Thorn. Pan Jacek wszystko mi wyjaśnił w mailu. Proszę spocząć – powiedział... czystą polszczyzną! A ja zbaraniałem...

Chwilę mi zajęło zanim otrząsnąłem się z zaskoczenia, po czym szybko zająłem miejsce. Od razu też pomyślałem, że Adam spokojnie by tu wystarczył. Nie musiałbym się tłuc do Warszawy. No ale wtedy...

– Przepraszam – rzuciłem. – Nie wiedziałem, że mówi pan po polsku. W dodatku tak płynnie.

Mój rozmówca zaśmiał się wesoło.

– To ja przepraszam. Nigdy nie mogę się powstrzymać przed tym drobnym psikusem. Wszyscy Polacy reagują dokładnie tak samo, jak pan.

Spojrzałem na niego uważnie, ale nie wyglądało na to, że się nabija. Po prostu miło się uśmiechał.

– A więc faktycznie nie jest pan Polakiem? – zapytałem, bo jednak zainteresował mnie ten człowiek.

– Tylko w połowie, chociaż obywatelstwo mam brytyjskie – odparł, jakby mówił o najbardziej zwyczajnej rzeczy na świecie. – Moja matka była Polką, a ojciec Anglikiem. On zadbał o moje brytyjskie maniery, a ona o naukę polskiego.

Niewłaściwe pytanie (Poza nawiasem - Tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz