„Szanowni państwo, zbliżamy się do stacji Warszawa Centralna".
Głos kierownika pociągu wyrwał mnie z zamyślenia. Cholera jasna, nawet nie zauważyłem, że już prawie jestem na miejscu! Nie wiedziałem ile mam czasu, zanim skład wtoczy się ciężko na peron, więc spanikowany zatrzasnąłem książkę i rzuciłem ją z powrotem na puste miejsce. Nie przeczytałem całej i byłem właśnie gdzieś w połowie, no ale trudno. Teraz ważniejsze było zdjęcie walizki z półki („Po jaką cholerę zabrałem tyle gratów?") i poczłapanie w stronę wyjścia z pociągu.
Musiałem przyznać, że książka (o dziwo!) okazała się dobra i nawet mnie zainteresowała. Na tyle, że praktycznie straciłem rachubę czasu i bite trzy godziny śledziłem losy... gejowskiego klubu! No bo o tym przecież traktowała, mimo że wszystko widziane było oczami głównego bohatera (geja oczywiście). W sumie bardzo dobrze się złożyło, że przez całą drogę nikt się do mnie nie dosiadł. Myślę, że byłoby mi trochę niezręcznie czytać tę właśnie książkę w obecności kogoś obcego, wgapiającego się w okładkę i widniejący na niej tytuł. Oczywiście wiadomo, co ta osoba by sobie o mnie pomyślała. Z jednej strony miałem w dupie, co sądzi o mnie ktoś obcy i kogo prawdopodobnie już nigdy w życiu nie zobaczę, ale jednak z drugiej strony...
„Dobra, dosyć. W tej chwili nie ma czasu na takie bzdety. Najwyższy czas się stąd ewakuować".
Zarzuciłem plecak i pociągnąłem walizkę w stronę wyjścia z przedziału. Nim jednak wyszedłem na korytarz, zatrzymałem się i raz jeszcze spojrzałem na książkę. Wreszcie podszedłem do niej, zabrałem z siedzenia, po czym wrzuciłem do plecaka.
„A co mi tam. Przynajmniej będę miał co czytać w hotelu. Wyrzucić mogę później".
Pociąg wyraźnie zwalniał, a ja stałem samotnie przy drzwiach. Nigdy nie lubiłem tego momentu. Raz, że nie było wiadomo, po której stronie znajduje się peron i trzeba było się rozglądać to w jedną, to w drugą stronę (niesamowicie mnie to denerwowało), a dwa – jakoś do tej pory nikt nie wpadł na to, by ujednolicić sposób otwierania drzwi. Czasem był to przycisk (więc lepsza opcja), czasem ciężka wajcha, którą trzeba było przekręcić, jednocześnie popychając drzwi (sposób szczególnie przeze mnie znienawidzony, bo kiedyś niemal wypadłem tak na peron). W warszawskim metrze przynajmniej pojawiał się komunikat informujący, z której strony otwierają się drzwi. Tutaj trzeba było domyślić się samemu.
Skład wtoczył się już na dworzec i teraz mogłem ustawić się przy właściwych drzwiach. Nagle przejście prowadzące do następnego wagonu otworzyło się i pojawiła się w nim duża, czerwona walizka, a tuż za nią pchający ją facet z zarzuconą na ramię czarną torbą na laptopa. Mężczyzna postawił walizę pod ścianą i rozejrzał się. A ja... zamarłem...
Naprawdę, nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło. Jasne, zdarzyło mi się już nieraz obejrzeć ukradkiem za jakimś przystojnym gościem. Kilka razy nawet zobaczyłem w ich spojrzeniu zainteresowanie, ale wtedy szybko przywoływałem się do porządku i na tym rzecz się kończyła. Podobały mi się kobiety! Koniec, kropka. Sprawa zamknięta.
Ale teraz... Ja pierdolę! Nie mogłem oderwać od niego wzroku! Facet był mojego wzrostu lub odrobinę od mnie niższy i ubrany w granatowe, dopasowane jeansy oraz szaro-niebieski, dość obcisły sweter bez żadnych rysunków lub napisów. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest bardzo proporcjonalnie i po prostu świetnie zbudowany, choć bez przesady. Nie żaden mięśniak, tylko normalny, ale dość wysportowany facet. Sweter gładko opinał się na ramionach, bicepsach i wyraźnie zarysowanej klatce piersiowej. Nieznajomy miał krótko obcięte, lekko kręcone włosy w kolorze ciemnego blondu, sterczące trochę niesfornie w kilku miejscach i szczupłą, przyciągającą spojrzenie twarz. Nosił także krótką, starannie przystrzyżoną brodę w identycznym kolorze co włosy, okalającą policzki i łączącą się z włosami na skroniach. Nos miał prosty i niemal idealnie symetryczny, a brwi gęste i jasne, wręcz trochę zbyt idealne jak na faceta. Natomiast niżej znajdowały się bystre i niesamowicie błękitne oczy. Całości dopełniały drobne zmarszczki mimiczne w kącikach oczu i ust, które tylko dodawały mu uroku. Mężczyzna był młodszy ode mnie, ale z pewnością już po trzydziestce. Obstawiałem, że ma około trzydzieści trzy... no, może trzydzieści pięć lat. To już tak maksymalnie.
CZYTASZ
Niewłaściwe pytanie (Poza nawiasem - Tom I)
Fiction généralePierwszy tom cyklu "Poza nawiasem". Kiedy cały świat w jednej chwili rozpada się jak domek z kart, a to, czego udało się doświadczyć przez całe życie, nagle wydaje się niekompletne i wysoce niewystarczające, kiedy prawda o samym sobie okazuje się zu...