To był dzień, który zapamiętam. Nie dlatego, że wydarzyło się coś wyjątkowego, ale dlatego, że wewnątrz mnie coś się przesunęło, jakby nareszcie pękła jakaś zastała zapora, której obecność przez tyle lat tylko podświadomie czułam. Może to nie był wielki przełom, nie było dramatycznych słów, wybuchów emocji, ale ten dzień zapisał się w mojej pamięci jako moment, kiedy coś we mnie zaczęło się zmieniać. Zmiana, która miała być długim, trudnym procesem, miała swój cichy początek tutaj. Siedziałam obok Chaibi, w ciszy, która nie była już dla mnie taka duszna jak wcześniej. Kiedyś, jeszcze nie tak dawno temu, każde nasze milczenie wypełniałam swoją myślami. Niekoniecznie tym, co chciałam powiedzieć, ale raczej tym, co powinnam powiedzieć, co by brzmiało najlepiej. Tym, jak kierować rozmową, jak być tą, która zawsze ma odpowiedź, zawsze potrafi przejąć kontrolę nad sytuacją. Przecież musiałam. Tak było bezpieczniej. A teraz? Teraz było inaczej. Teraz czułam, że być może ta kontrola, której tak desperacko się trzymałam, nie była wcale najważniejsza. Zaczynałam rozumieć, że to nie ja jestem odpowiedzialna za wszystko. Że nie muszę nad wszystkim panować, nad wszystkimi relacjami, myślami innych, ich uczuciami. Chaibi siedziała obok mnie – tak inna ode mnie, a jednocześnie teraz wydawała mi się bardziej ludzka, bardziej rzeczywista, niż kiedykolwiek przedtem. Może dlatego, że zaczynałam ją widzieć bez tej kalki, bez moich lęków, które wcześniej projektowałam na nią.
Spojrzałam na nią ukradkiem. Jej oczy były wciąż pełne tej dziwnej, kosmicznej głębi, jakby miały w sobie cały wszechświat. A jednocześnie, były pełne ciepła, które dotychczas ignorowałam. Przypominałam sobie te wcześniejsze chwile, kiedy próbowałam ją zmieniać, korygować, dostosowywać do tego, co uważałam za „normalne", za to, co było mi znane. Teraz, gdy patrzyłam na nią, zaczynałam pojmować, jak bardzo była sobą, niezależna od moich oczekiwań. Nie mogłam jej zmienić, ani nie powinnam. I może właśnie na tym polegała akceptacja. Nie na zrozumieniu wszystkiego, nie na tym, by całkowicie się z kimś zgadzać, ale na przyjęciu go takim, jakim jest. Na otwarciu się na to, co w kimś obce, dziwne, a nawet niepokojące – i zaakceptowaniu tego bez warunków.
-Chaibi– zaczęłam niepewnie, ale w jej oczach nie było nic, co sugerowałoby, że mam się bać jej reakcji. –Myślę, że... że przez długi czas próbowałam cię zmieniać. Może nawet sama nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Nie odpowiedziała od razu, ale jej spojrzenie się nie zmieniło. Wciąż była tu, wciąż słuchała. Czasami cisza może być odpowiedzią, jakiej potrzebujesz.
–Wiesz, to nie było fair- kontynuowałam, choć mówić te słowa było trudniej, niż myślałam. –To tak, jakbym próbowała cię wcisnąć w coś, czym nie jesteś. Jakbym wymagała, żebyś dopasowała się do mojej wersji świata, mojego sposobu myślenia.
To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to fakt, że kiedy mówiłam te słowa, nie czułam wstydu ani lęku. Wcześniej, gdyby ktoś wskazał mi taki błąd, poczułabym się odsłonięta, zdemaskowana. Ale teraz czułam coś innego – ulgę. Jakby ciężar, którego tak długo nie dostrzegałam, zaczął się unosić. Może to było to, czego tak naprawdę potrzebowałam: zrozumienie, że nie muszę być doskonała. Że mogę popełniać błędy, i to jest w porządku.
-Nie musisz mnie przepraszać– powiedziała w końcu Chaibi. Jej głos był spokojny, a jednocześnie miał w sobie coś, co zmiękczyło całą atmosferę. –Ludzie próbują zmieniać to, czego nie rozumieją. To normalne. Ale nie jesteś zła.
Zawahałam się na chwilę, przetwarzając to, co powiedziała. Były to słowa, które przyjęłam z wdzięcznością, ale gdzieś w środku czułam, że na nie nie zasłużyłam. Jednak zamiast kontynuować mój wewnętrzny konflikt, skupiłam się na jej obecności. Wcześniej widziałam w niej tylko to, co było dla mnie niezrozumiałe, teraz widziałam więcej.
CZYTASZ
Chaibi&Emily - Odyseja tolerancji
Novela JuvenilWitaj w świecie pełnym emocji, tajemnic i niezwykłych przemian! Nasza opowieść zabiera cię w podróż, która zaczyna się w momentach codzienności, by eksplodować w nieoczekiwane zwroty akcji i odkrycia. Bohaterowie, zmagając się z własnymi demonami i...