25.07.2015

15 5 0
                                    

Tego dnia po raz kolejny w życiu miałam trening. Było samo południe, więc jak zapewne nietrudno się domyślić temperatura była nie do zniesienia. Zwłaszcza, że graliśmy na korcie zewnętrznym.

A tak właściwie to Tyler z moim tatą grali. Ja tylko robiłam ćwiczenia z podbijaniem piłki na najróżniejsze sposoby. Od rakiety do ziemi, od rakiety w górę i od ziemi, od rakiety obracam rakietę i z drugiej strony. Chociaż z początku było to dla mnie trudne, to po ćwiczeniach na korcie i w domu doszłam do wprawy, że zaczynałam się nudzić.

W trakcie robienia mojego zadania przyglądałam się treningowi starszego brata. Starałam się wyłapać jak najwięcej detali, aby później wypaść jak najlepiej. Jednak po pół godziny robienia w kółko tego samego stwierdziłam, że pora coś zmienić. Dlatego gdy tylko zobaczyłam, że Tyler wiąże sznurówki wykorzystałam swoją szansę.

-Tato mogę poodbijać przez siatkę?- zapytałam łapiąc go za koszulkę.

Mój ojciec uśmiechnął się. Widać było, że cieszył się, że tenis zyskał moją sympatię. Gdy wróciliśmy do domu po pierwszym treningu pożyczyłam od Tylera rakietę (która była na mnie o dwa rozmiary za duża) i zaczęłam ćwiczyć. Z kolei po kolejnej wizycie na korcie rodzice powiedzieli mi, żebym wybrała zajęcia na które chcę chodzić, gdy pójdę do szkoły, bo każdy z mojego rodzeństwa musiał się na coś zapisać. Mieliśmy mieć swoje zainteresowania. Chociaż bardzo mi się podobały zajęcia z tańca, na które chodziłam pod koniec przedszkola, to wybrałam tenis.

-Tyler pozbieraj piłki, ja z Summer za chwilę wrócimy- rozkazał zdejmując z oczu okulary przeciwsłoneczne.

-Dobrze- odparł mój brat i też tak zrobił.

-Chodź za mną- zarządził tato, wychodząc przez furtkę.

Wyszłam za nim idąc w kierunku recepcji.

-Poproszę o mini siatkę- oznajmił mój rodzic do recepcjonistki, którą zasłaniała mi lada. Widziałam tylko czubek jej głowy- dopłacę później.

Po chwili podała ona podłużną torbę i ruszyliśmy na zewnątrz, jednak zamiast wrócić do Tylera doszliśmy do mini kortu. Na hardzie były wyklejone linie, a po bokach wystawały słupki do siatki, którą mój tato zaczął montować.

-Dlaczego nie pójdziemy na duży kort?- zapytałam troszkę rozczarowana. Chciałam grać na pełnym wymiarze.

-Powodów jest kilka. Jednym z nich jest taki, że ten korcik jest darmowy

-A reszta?

-Czego?

-Powodów.

-Jego wymiary są dla ciebie idealne- dodał nieco podirytowany. Nie lubił jak się z nim dyskutowało, ale najwyraźniej stwierdził, że lepiej zaspokoić moją wiedzę.

-Tyler też kiedyś na takim grał?- dociekałam.

-Tak. Jak zaczynał.

Potrzebowałam to usłyszeć. Nie chciałam być traktowana i uważana za gorszą od brata. Wręcz liczyłam, że będę lepiej grała niż on w moim wieku.

-Masz jeszcze jakieś pytania?- upewnił się, a ja pokręciłam głową.

-W takim razie zaczynajmy- oznajmił tata i podał mi czarno-niebieską rakietę- póki co będziesz grała wypożyczoną rakietą, ale jeśli naprawdę spodoba ci się tenis, to zastanowimy się z mamą nad zakupem nowej.

Aż cicho pisnęłam z radości. Bardzo chciałam mieć swoją rakietę, a gdyby udało mi się rodziców namówić na jakąś różową to nadrobiłaby brak stroju w cekiny.

Na początku tato wytłumaczył mi jak wyglądają forehand i backhand. Gdy kiwnęłam głową, że rozumiem zaczeliśmy ćwiczenia. Pierwsze polegało na podbiciu piłki i przebiciu jej na drugą stronę. Nie szło mi świetnie, ale słabo też nie.

-Musisz zmienić uchwyt- zwrócił mi uwagę tata.

W sumie ćwiczyliśmy tak kilka minut, po których mój ojciec wrócił do Tylera, a ja zaczęłam odbijać od ściany.

Rakieta, ściana, hard.
Rakieta, ściana, hard.
Rakieta, ściana, hard.

Umiałam zrobić trzy uderzenia. Przy czwartym piłka, którą odbijałam lądowała pod linią, która wyznaczała siatkę lub uciekała mi tak, że nie umiałam jej dosięgnąć. Strasznie się tym frustrowałam. Chciałam być świetna tu i teraz, ale nie umiałam.

-Bądź spokojniejsza- doradził mi tata, gdy ukradkiem obejrzał jedną z moich prób, po której tupnęłam nogą- dziś zrobisz trzy uderzenia, jutro cztery, pojutrze już sześć, albo i więcej. Wystarczy, że będziesz cierpliwa i konsekwentna w ćwiczeniu. Nie poddawaj się dlatego, że raz czy dwa coś ci nie wyszło. Każdy kiedyś zaczynał, ale koniec końców nie to jest ważne. Ważne jest kiedy i dlaczego skończył oraz to jak się pracowało przez cały ten czas.

-A co jeśli ćwiczenie nic nie da?

-Zawsze da, tylko czasami nie od razu i nie na taką skalę jak by się chciało. Ciężka praca zawsze się zwraca.

Zapamiętałam te słowa, ale jeszcze przez bardzo długi czas w nie nie wierzyłam.

Krew, Pot i ŁzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz