Rozdział 3

29 15 0
                                    

– Cana, czy naprawdę uważasz, że błąkanie się po lasach pozwoli ci się uwolnić od tego planu?

– A czy ty uważasz – odpowiedziałam Ti – że powinnam wziąć udział w tej idiotycznej misji? Może najlepiej jak od razu dam się zapłodnić temu wstrętnemu ptaszysku?!

– Opanuj się Cana, bo zaraz znowu zmienisz się w Wilka i nie porozmawiamy! – przyjaciółka podeszła do mnie i mnie uścisnęła, mimo że od trzech dni biegałam po lasach w skórze Wilka i dopiero teraz zrzuciłam wilcze futro i zmieniłam się w człowieka.

– Czy wiedziałaś, że jestem inna?

– Accalio! Nie jesteś inna! Jesteś wyjątkowa! To duża różnica. Poza tym, masz szansę uratować świat przed Orsonem! To chyba fantastycznie! Całe życie trenowałaś, by móc coś osiągnąć i teraz to wreszcie staje się namacalne.

– Czy ty słuchałaś co ci mówiłam? Oni chcą, żebym zrobiła sobie dzieci z tym pierzastym, zadufanym w sobie, okropnym dupkiem!

– Chyba ty nie słuchałaś! Przecież to ma być ostateczność, do której nigdy nie dojdzie. Poza tym to jest tylko teoria, więc nikt was nie zmusi do testowania jedynie "teorii". Zresztą pomyśl jakimi desperatami musieliby być królowie, gdyby chciało im się czekać kilkanaście lat, aż mały fae dorośnie na tyle, by mieć siłę i odpowiednie umiejętności, by walczyć z Orsonem. To niedorzeczne. A już najbardziej nie do pomyślenia jest to, że Urlic sądzi, że zmusi cię kiedykolwiek do małżeństwa.

Słowa przyjaciółki nieco mnie ukoiły. Tiona jako jedna z nielicznych potrafiła do mnie dotrzeć, chociaż wiedziałam, że wojna tak naprawdę trwa od ponad stu lat, i kolejnych kilkanaście, by zdobyć przewagę jest niczym. Z tych rozmyślań wybiło mnie dalsze paplanie Tiony.

– A już w ogóle abstrahując od tego pomysłu, i skupiając się na księciu... Książę nie wydaje się być ani trochę tak okropny, jak go opisujesz. Trochę mu się przyjrzałam i wydaje mi się, mówiąc delikatnie, że go nie doceniasz! Może małżeństwo z nim w cale nie byłoby takie złe? Wiesz, równie dobrze mogłaś trafić na jakiegoś Minotaura, albo co gorsza, karła!

– Ty jesteś naprawdę szalona! – krzyknęłam do niej, ale mimochodem roześmiałam się.

Nie umiałam ocenić, jak bardzo odpychający z wyglądu jest Arlie, bo moja nienawiść do jego arogancji przyćmiewała wszystko. Z pewnością nie był ani Minotaurem, ani karłem... Wiedzialam, że muszę w końcu stawić czoła tym rewelacjom, o których się dowiedziałam. Tego było po prostu za dużo jak na jeden raz. Spojrzałam na Ti, kiwnęłam jej głową na pożegnanie, po czym w locie wstrzeliłam się w wilcze futro i odbiegłam. Postanowiłam pobiegać jeszcze kilka godzin i wrócić do mojego pokoju.

W komnacie już czekała na mnie pachnąca kąpiel, przekąski, wino, woda.

Ogarnęłam się, umalowałam, na tyle, na ile umiałam i wsmarowałam pachnące olejki.

Gdy czułam, że moja skóra już jest idealna, ubrałam się w skórzane spodnie i obcisłą bluzkę, w których czułam się najwygodniej. Moje brązowe długie włosy spięłam w luźny kok i postanowiłam zmierzyć się z rzeczywistością.

Wyruszyłam do sali obrad. Przeszłam zaledwie połowę drogi, gdy usłyszałam pogardliwy komentarz.

– Proszę, proszę, a któż to postanowił zrzucić wreszcie swoje futro i wywiązać się ze swojego zadania?

– Słuchaj ty – odwróciłam się gwałtownie do Arliego i spojrzałam w jego ciemne oczy, w których błyszczały chochliki, jakby ta potyczka słowna była dla niego świetną zabawą – ptaku! Po pierwsze to trudno nazwać moim zadaniem jakiś idiotyczny plan, który przyniosłeś tutaj ze swoim ojcem, a po drugie, jesteś ostatnią osobą na całym Parrasie, która może wypowiadać się na temat mojej wilczej natury! A już w ogóle zostaw kwestię mojego futra lub też jego braku w spokoju!

Wolf tales: IlluminationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz