Stałam w wilczej skórze i nie mogłam pojąć, co się właśnie wydarzyło.
Sądząc po błądzącym wzroku Arliego, on też był zaskoczony swoją przemianą w Wilka. Tyle tylko, że to nie ukoiło moich zszarganych nerwów. To mnie jeszcze bardziej rozjuszyło!
Jak to pierzaste czupiradło śmiało?! Ze wszystkich zwierząt na całym Parrasie, jak mógł zmienić się akurat w Wilka?!
Nie poświęcałam tej myśli już więcej czasu. Rzuciłam się na Arliego ponownie i zaczęłam go atakować jak potrafią duże psy. Prosto do gardła, tak jak wiele razy walczyłam za szczeniaka z członkami watahy.
Sądziłam, że po chwili podgryzę mu gardło i będzie po wszystkim, ale Arlie w skórze Wilka nie był wcale ode mnie słabszy. Był porównywalnie dobry jak ja, a może nawet, ze względu na swoje gabaryty, chwilami lepszy.
Zacięta walka, w której pierwsze krople krwi już dawno zbrukały kamienną jaskinię, trwałaby w najlepsze, gdyby nie to, że naszą uwagę odwróciło niskie pomrukiwanie dobiegające od wejścia.
Gwałtownie się obróciłam i zobaczyłam, że do jaskini wkraczają trzy ogromne, kudłate Niedźwiedzie. Od razu było widać, że to nie jest zwykła leśna zwierzyna. To były ogromne jednostki Zmiennokształtnych. Prawdopodobnie wojowników, sądząc po posturach i pewności siebie.
Widziałam już wcześniej Niedźwiedzi, ba, poznałam osobiście samego Orsona, gdy był na oficjalnej wizycie u mojego ojca parę lat temu. Ale nigdy, ale to nigdy nie widziałam ich w formie zwierzęcej. O ile Zmiennokształtne Orły były majestatyczne i ogromne, Niedźwiedzie były monumentalne. Onieśmielające.
Krzyk przerażenia, jaki uwiązł mi w gardle w postaci szczeknięcia zwrócił uwagę intruzów.
Spojrzałam na Arliego i zobaczyłam w nim odwagę, siłę i pewność siebie. Nie mógł się na oczach Niedźwiedzi zmienić w Orła, w postaci której najpewniej chciałby walczyć, więc był zmuszony do tej obcej, ale jakże naturalnie sterowanej postaci.
Odnalazłam jego wzrok i zatrzymałam się na nim na krótką sekundę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a w oczach księcia dostrzegłam ciepło, dobro, przyjaźń, ale i męstwo. Zobaczyłam nieme zapewnienie, że będzie dobrze. Jego niezłomność dodała mi sił.
W tym samym momencie Niedźwiedzie rzuciły się na nas. Zanim zdołały do nas dotrzeć, ja i Arlie już podgryzaliśmy dwóm gardła. Moje ostre zęby wczepiły się w szyję jednego wroga i próbowałam wyrwać mu kawałek skóry. Nigdy nikogo nie zabiłam, nawet w postaci Wilka, ale teraz wiedziałam, że albo on, albo ja. Szarpałam się z jego szyją i czułam jak ciepło jego krwi grzeje mi szyje. Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, w końcu usłyszałam ciche syknięcie i głuche pomrukiwanie mojego przeciwnika, gdy wyrzucał z siebie swoje ostatnie tchnienie.
Szybko odwróciłam się do Arliego i zobaczyłam, że powalił już jednego napastnika, ale drugi właśnie toczy z nim bój. Skoczyłam w ich stronę i wgryzłam się w drugą szyję, targając i miotając na wszystkie strony. W tym czasie Arlie pazurami rozcinał mu skórę, a Niedźwiedź, tracąc krew, zaczął opadać z sił.
Nie wiedziałam, czy wszyscy byli martwi, ale z pewnością każdy z nich był skutecznie unieruchomiony.
Niedźwiedzie są znacznie większe od Wilków. Miałam wrażenie, że pomogła nam w tej walce magia fae. Starcie z Niedźwiedziami, w dodatku w przewadze liczebnej, było skazane na porażkę, tymczasem my rozprawiliśmy się z nimi w kilka minut.
Arlie zmienił się w człowieka i za pomocą magii fae wyrzucił ciała Niedźwiedzi poza jaskinię, gdzie sępy dokończą dzieła.
Powinnam pewnie dodać, że Arlie nie miał na sobie koszuli, bo też tuż przed zamianą, gdy leżał w gorącym źródle, był i bez niej.
CZYTASZ
Wolf tales: Illumination
FantastikOstatni fae czystej krwi umarli ponad sto lat temu. Na świecie dominują cztery gatunki Zmiennokształtnych, które kiedyś walczyły ramię w ramię przeciwko fae, a dziś zaczynają walczyć miedzy sobą. Cana jest Zmiennokształtną wilczycą, córką króla Wilk...