Rozdział 11

18 6 0
                                    

Nie wiem ilu było napastników, ale roiło się od nich dookoła. Szybko złapałam za swój miecz i stanęłam na dwóch nogach. Zobaczyłam, że Adler oraz Arlie walczą ramię w ramię z kilkunastoma wojownikami... Ludzie.

Najwyraźniej rozbiliśmy obóz na terenach zamieszkałych przez ludzi. Nie było ich już wielu na świecie, więc walczyli o swoje terytorium.

Gdybym zmieniła się w Wilka rozgryzłabym gardła napastników w kilka minut...

Arlie i Adler rzucili na ziemię już kilku wojowników, walczyli pięknie. Jakby od zawsze trenowali tę dzisiejszą walkę. Uzupełniali się nawzajem. Obydwoje silni, potężni. Życie rzuciło im walkę na ich ścieżce, a oni to przyjęli i odnaleźli się jakby byli na to gotowi. Jakby właśnie na to teraz czekali. Mięśnie tańczyły pod ich koszulami, oczy wypatrywały kolejnych przeszkód. Gdy jeden nie obronił się sam, drugi odpychał przeciwnika. Ich wspólna walka wyglądała jak taniec. Makabryczny, niepokojący, drastyczny, ale piękny i skuteczny taniec. Taniec na śmierć i życie.

– Przestańcie! – krzyknęłam, gdy poszłam po rozum do głowy. – Nie jesteśmy ich wrogami!

Podbiegłam do moich towarzyszy korzystając z chwilowego osłupienia wszystkich walczących. Nim kolejny z ludzi ponownie podniósł na kogoś z nas broń, złapałam Arliego i Adlera i... przemieściłam siebie i ich w inne miejsce!

Kiedy wszyscy zmaterializowaliśmy się na wielkiej polanie, nie wiadomo gdzie, Arlie wyglądał na wściekłego, a Adler zaczął wymiotować. Wspaniali towarzysze...

– Za pierwszym razem zawsze tak jest – poklepałam go po plecach, gdy zwijając się w pół, wyrzucał z siebie śniadanie.

– Nie odwoływałem zakazu pokazówek przed innymi! Ludzie domyślą się, że to była magia fae! – powiedział złowrogo Arlie, a ja przeraziłam się swoją lekkomyślnością. Kilka uderzeń serca później dodał – Niezła robota, mała! – uśmiechnął się szelmowsko, a w jego oczach widziałam dumę. Przywodziła ona na myśl dumę z młodszej siostry, gdy wreszcie uda jej się samodzielnie zawiązać buty... Ale zawsze to duma.

Pogrążyłam się w tych myślach, gdy Arlie rzucił coś, że musi się zorientować, gdzie jesteśmy i w mgnieniu oka wystrzelił w górę.

Adler w tym czasie powoli dochodził do siebie. Niedaleko płynęło źródło więc napełniłam bukłak i dałam mu przepłukać usta.

– Mam nadzieję, że już ci lepiej – powiedziałam podając mu wodę.

Ad był zielony na twarzy i w ogóle nie wydawało się, by odczuwał jakąkolwiek poprawę.

Niewiele myśląc podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Myślałam o górach, wolności, powietrzu i lesie.

Ze zdumieniem odkryłam, że Ad pachnie podobnie do Arliego, chociaż łatwo było mi wyszukać różniące ich nuty. Myślałam o tym, że zapach Arliego czuję nie tylko nosem. Odczuwam go całym ciałem.

Myślałam o tym jak Arlie wypełnia moje myśli, jak jego jedno spojrzenie potrafię odczuć nawet w brzuchu.

Myślałam o tym, jak wspaniale było mi przytulać Arliego. Wspominałam to jak najlepsze wydarzenie z mojego życia.

Zauważyłam, że Ad stoi pewniej na nogach. Moja magia uzdrawiała go.

– Widzę, że dobrze się bawicie – prychnął Arlie.

Chciałam zacząć się tłumaczyć, ale ta mała scena zazdrości ze strony Arliego łechtała moje ego.

Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi. Przecież nie muszę się nikomu spowiadać z tego, o czym myślę, i jakie emocje budzi we mnie książę. Tym bardziej, że jego najlepszy przyjaciel w niczym mu nie ustępował. A w dodatku był miły. Nie chciałam bawić się kosztem uczuć Adlera, pomyślałam jednak, że przecież możemy się zaprzyjaźnić. Bo możemy?

Wolf tales: IlluminationOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz