61.

205 29 1
                                    

Harry siedział na szpitalnym krześle, z Williamem na kolanach. Wtulony w niego, ukrywał twarz w jego bluzie, a łzy wciąż spływały po jego policzkach. Harry niewiele mógł na to poradzić, bo sam nie miał pojęcia, co działo się z Louisem. Wezwał do niego karetkę, bo chłopak dość mocno uderzył się w głowę, gdy upadł. Zemdlał.

Cholera jasna. To było przerażające, widzieć, jak Louis bezwładnie pada na ziemię. Miał wrażenie, że minęły wieki, zanim przyjechało pogotowie. Czekał, próbował go ocucić, jednocześnie uspokajając przerażonego Williama. Jego uchronił przed upadkiem, zabierając go z ramion Louisa, gdy chłopak chwiał się na nogach, ale nie spodziewał się, że szatyn padnie mu na podłogę w momencie, gdy nie będzie trzymał swojego dziecka. Harry pluł sobie w brodę, że nie przytrzymał ich obu, ale nie miał zbyt wiele czasu do namysłu.

– Harry! – Liam, do którego zadzwonił w drodze do szpitala, również się tu zjawił. Wybierał się do pracy, gdy ze sobą rozmawiali, ale najwyraźniej zmienił swoje plany. Zupełnie tak samo jak on, ratując się telefonem do Zayna. – Wiecie już coś?

Harry pokręcił głową, spoglądając na Williama. Wciąż i wciąż gładził jego włosy, ale już nawet nic nie mówił. Brakowało mu słów pocieszenia, gdy serce podchodziło mu do gardła.

– Jak widać, wszyscy są tu zabiegani. – Rzeczywiście, lekarze i pielęgniarki przemieszczali się to w jedną, to w drugą stronę z wyraźnym pośpiechem. Miał nadzieję, że jego chłopak nie potrzebował tak pilnej pomocy. – Pytałem kilka razy, ale kazali mi czekać. Doradzali nawet powrót do domu, ale jakoś... nie jestem w stanie.

– Poczekamy razem – westchnął Liam, ściskając jego ramię, gdy siadał obok niego.

W Harry'ego uderzyło to, jak zaledwie wczoraj tak samo siedzieli przed salą rozpraw. Wtedy był lekko zdenerwowany, ale pełen nadziei. Właściwie był prawie pewien tego, że wie, co działo się za drzwiami. Dzisiaj nie wiedział nic.

A może wiedział. Cholera, czy nie prosił Louisa milion razy o to, żeby choć spróbował coś zjeść? Ile jego ciało było w stanie uciągnąć takiego życia? A jednak źle do tego podszedł, bo to zwykle Louis przekonywał jego, by mu odpuścił. A Harry kierował się swoją słabością do szatyna zamiast zdrowym rozsądkiem.

Minęło dobre pół godziny, zanim podeszła do nich pielęgniarka. Wszyscy od razu jakby odżyli, a serce Harry'ego przyspieszyło.

– Mamy pewien... problem – oznajmiła, gdy już upewniła się, że trafiła do odpowiednich osób. Harry miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. – Pan Tomlinson odmawia leczenia.

– Co to znaczy, że odmawia leczenia? – burknął Harry. Rozumiał słowa, docierały do niego, ale był gotowy rzucać przekleństwami. Przeklęty Tomlinson.

– Powiedział, że nie da sobie zrobić żadnych badań, dopóki... – Krótko spojrzała na swoje papiery. – Dopóki nie upewni się, że Williamowi nic się nie stało.

Harry patrzył na nią z otwartymi ustami. Louis naprawdę... ugh. Pokręcił głową. Musiał sobie z nim poważnie porozmawiać.

– To ja, William – odezwał się mały człowiek z jego kolan, najwyraźniej mniej pogrążony w myślach niż Harry. – Ja bym chciał się zobaczyć z tatusiem, bo się bardzo o niego boję. Co mu się stało?

Pielęgniarka przeniosła wzrok na Harry’ego.

– Odwiedziny nie są teraz możliwe – wyjaśniła. – Jeśli pan Tomlinson wciąż nie będzie chciał się poddać badaniom, to będziemy zmuszeni go wypisać.

– Nie – zaprotestował natychmiast. – Może mu pani powiedzieć... że William jest cały i zdrowy? Sama pani widzi. – Objął mocniej to przerażone dziecko. – A on...

Too Much To Ask Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz