68.

96 23 1
                                    

Louis po prostu tolerował jazdę samochodem do Holmes Chapel. Nie można tego było określić inaczej, bo William po raz trzydziesty zaczął wyśpiewywać świąteczną piosenkę, której nauczył się w przedszkolu, a Harry wturował mu, angażując się w tę czynność zupełnie tak, jakby sam był przedszkolakiem.

– Dość! – wykrzyknął Louis, gdy te same słowa dotarły do niego po raz trzydziesty pierwszy. – Naprawdę, wystarczy!

Wydawało się, że to tylko zachęciło pozostałą dwójkę do dalszego śpiewania. Nie wiedział, skąd Willy odziedziczył tę miłość do wydawania z siebie dźwięków, bo zdecydowanie nie miał tego po nim, ale z Harrym dobrali się idealnie.

– Błagam – jęknął. Zwykle słuchał ich z uśmiechem na ustach, ale teraz, wciąż i wciąż powtarzane wersy doprowadzały go do szaleństwa, a że było ich aż cztery, jego cierpliwość była na wyczerpaniu. – Zmieńcie repertuar.

Żaden z nich się nie przejął, a Louis westchnął. Sam to na siebie sprowadził, prawda? O nich obu walczył całym sobą.

Nagle usłyszał piosenkę, graną cicho w radiu, zagłuszaną przez głośny śpiew, ale poczuł przypływ nadziei. Była jedną z ulubionych Harry'ego, pamiętał to jeszcze z czasów, gdy byli razem po raz pierwszy. To była jego jedyna i niepowtarzalna okazja.

Podgłośnił ją, nie zastanawiając się nad tym zbyt mocno.

– Och, kocham tę piosenkę – wykrzyknął nagle Harry, natychmiast zmieniając repertuar. William po chwili dołączył do niego, wyśpiewując pojedyncze słowa, a Louis uśmiechnął się do siebie.

W takiej atmosferze dojechali do Holmes Chapel. To znaczy, Louis się denerwował, oczywiście, że tak. Anne mogła być mu bardziej przychylna, niż się spodziewał, ale wciąż... skrzywdził jej syna w sposób, w jaki nikt nigdy tego nie zrobił. Mogła traktować go dobrze, ale czy kiedykolwiek mu to wybaczy? Harry to zrobił, ale to nie było to samo. Wiedział o tym, spoglądając na Williama. Harry'emu wybaczyłby o wiele więcej niż osobie, która próbowałaby skrzywdzić jego dziecko.

Widział to po wszystkich. Po Anne, Niallu, Zaynie, choć przecież nie było go przy nich w tamtym momencie. Czasem nawet po Liamie, który przecież został przy nim i trwał w tych najgorszych chwilach. Harry mu wybaczył, ale nie zrobił tego nikt inny, nie do końca. Nawet on sam.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił, wjeżdżając na podjazd rodzinnego domu Stylesów.

Gdy był tu po raz ostatni, serce niemal wyskoczyło mu z piersi. Wiedział, że musi się tu zjawić, bo nie potrafił pozbyć się wrażenia, że Harry tego potrzebował - - tej jego determinacji i walki. Gdyby wtedy dał mu spokój i się odsunął, straciłby swoją szansę. Tym razem już na zawsze.

– Kocham cię. – Przyciągnął Harry'ego do siebie i wyszeptał mu te słowa prosto do ucha, zanim jeszcze kędzierzawy zdążył wysiąść.

Bo zdawał sobie sprawę, jak krucha była ta jego walka o Harry'ego. Gdyby wtedy popełnił błąd, gdyby się zawahał, Harry mógłby zniknąć na zawsze. Nigdy w swoim życiu nie był tak przerażony, jak przez te pierwsze tygodnie po niedoszłym ślubie Harry'ego. Stąpał po cienkim lodzie, próbował do niego dotrzeć i wychodziło mu to naprawdę dobrze, patrząc na rezultaty, ale błądził po omacku. Ani przez moment nie był pewien, że postępuje odpowiednio. Harry był jego huśtawką nastrojów, jego huraganem i złośliwie stawał się jego każdym wybojem na drodze, ale był jego.

– Ja też cię kocham – odszepnął Harry, krótko całując jego usta.

I Louis się uśmiechał, bo naprawdę to zrobił. Zdobył go z powrotem i teraz mieli siebie, na dobre i na złe.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 9 hours ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Too Much To Ask Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz