64.

165 27 1
                                    

– Jesteś cudotwórcą.

Harry siedział na łóżku, unosząc wzrok na Louisa, który przyglądał mu się tak, jakby rzeczywiście sprawił mu gwiazdkę z nieba.

– Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale Niall ze mną rozmawiał – mówił dalej, podchodząc bliżej łóżka. Usiadł na jego brzegu, nie odrywając od niego oczarowanego wzroku. – Próbowałem z nim wcześniej rozmawiać, ale warczał na mnie i odchodził. A ty...

– Skąd wiesz, że miałem z tym cokolwiek wspólnego? – zapytał Harry, uśmiechając się lekko. Louis wyglądał tak przytulnie, a jednak wciąż nie znajdował się w jego ramionach.

– Bo... – Louis przesunął się na łóżku, powoli, z delikatnym uśmiechem na ustach. – Nie jestem głupi.

– Nie? – odparł bezmyślnie Harry, śmiejąc się pod nosem, gdy Louis z oburzeniem wyrzucił ręce w powietrze.

– Co to miało znaczyć?

Harry zaśmiał się w głos, przyciskając dłonie do ust, bo William spał w pokoju naprzeciwko. Zapewne go nie słyszał, ale i tak stlumił swój chichot.

– Nic. – Sięgnął po Louisa i przyciągnął go, aż chłopak usadowił się między jego nogami. Szatyn oparł się plecami o jego klatkę piersiową i ukrył się tam, unosząc głowę, by na niego spojrzeć. Harry uśmiechnął się lekko, gładząc go po policzku. – Jak się czujesz?

– Dobrze – odparł natychmiast Louis, jakby wiedział dokładnie, jak bardzo Harry się martwił. – Naprawdę dobrze, Haz. Nabrałem sił. Nabrałem... pewności, że dam sobie z tym radę, dzięki tobie. 

– Damy – poprawił go Harry. Byli w tym razem.

– Jeszcze wczoraj obiecywałem sobie, że uporządkuję to wszystko i w końcu dam ci to, na co zasługujesz – westchnął Louis.

Harry'emu naprawdę miękło serce na to, jaki szatyn był bezbronny. Przejmował się nim, nimi, bez przerwy.

– Nie zastanawiaj się nad tym zbyt mocno. – Harry mocno objął jego klatkę piersiową. – Jest mi dobrze tu, gdzie jestem, gdy widzę, że z tobą jest lepiej. Ta kroplówka chyba naprawdę dodała ci sił, co?

– Tak. – Louis wciąż na niego patrzył, jakby był w niego całkowicie zapatrzony. Ich spojrzenia krzyżowały się, a ciepło, które ich otoczyło, gdy siedzieli tak spleceni ze sobą, ogarnęło ich ciała. – Naprawdę, Haz. Wiem, że się martwisz, ale staram się to uporządkować w mojej głowie.

– Jakoś to ogarniemy – zgodził się z nim Harry. Dostrzegł to samo, co przekonało go, że Louis jest gotów do niego wrócić i o niego walczyć - - ta pewność w oczach, waleczność wyraźna na jego twarzy. Dlatego teraz uwierzył, że Tomlinson jest zdecydowany walczyć o swoje zdrowie, choć i tak miał zamiar tego pilnować. – Ale musisz się też wyspać.

– Wyspać? – Harry dostrzegł ten bezczelny uśmiech na jego twarzy. – Z takim chłopakiem? Chcesz mi powiedzieć, że spędziłeś noc beze mnie i wcale nie jesteś stęskniony? Że mój wiecznie napalony chłopak dzisiaj mi odpuści?

– Cóż. – Harry odwrócił głowę w bok, starając się ukryć ten uśmiech, bo Louis trafił w sedno. – Staram się myśleć o tobie i o tym, że jesteś...

– Co, że słaby? – Louis wyprostował się i odwrócił. Siedząc przed nim, złapał jego podbródek i obrócił jego głowę w swoją stronę. – Powiedz mi to w twarz, Styles.

– Osłabiony. – Jezu, życie z Tomlinsonem bywało trudne. – Osłabiony przez chorobę, nie słaby. Jesteś moim silnym mężczyzną i...

Louis mocno złapał jego twarz i pocałował go, a myśli Harry'ego zatrzymały się. Przestało istnieć zmartwienie, troska gdzieś się ulotniła, bo usta szatyna były zaborcze, całując go gwałtownie. Nie, żeby Harry'ego ciężko było zaciągnąć do łóżka, ale Louis po prostu perfekcyjnie rozpraszał jego myśli, skupiając jego uwagę jedynie na sobie.

Too Much To Ask Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz