Minął miesiąc od mojej umowy z moją najlepszą przyjaciółką, a lot do Volgogradu miałyśmy za trzy tygodnie i pare dni.
Szukałam w różnych rodzinnych dokumentach i aktach informacji o moim biologicznym tacie. Znalazłam nawet jego stare zdjęcia czy zdjęcia jego rodziny. Nie mogłam się doczekać, by dowiedzieć się jaki jest, jaka jest jego rodzina. Wiedziałam, że to się stanie, wiedziałam, że go znajdę.
W ostatnim czasie studia były wręcz świetne. Szło mi bardzo dobrze, a pan Carr który zachował się wobec mnie okrutnie został zwolniony.
Na studiach miałam wielu nowych znajomych, więc przychodziło się tam jeszcze milej niż wcześniej.
Co do propozycji Pani Maisie Lark, zgodziłam się. Uważam, że modelką jestem wręcz bardzo dobrą. Do tej pory, zawsze gdy byłam na wybiegu czułam się tam swobodnie i spokojnie, wprost jak w domu.
Miałam dziś randkę, randkę z Markiem, ponieważ nie wyjechał jeszcze z miasta.
Dawno nie byliśmy na randce, więc byłam szczególnie podekscytowana, ostatnio wszystko w naszym związku układało się dobrze.
Jednak przed tym musiałam dotrzeć do centrum miasta, by spotkać się z panią Maisie i przymierzyć ubrania.
Postanowiłam, że przejdę się spacerem. Pogoda była dziś wręcz przepiękna, choć ponura, cieszyłam się, ponieważ na moim nosie czułam charakterystyczny mróz, który czuję co zimę.
Do zimy, mojej ulubionej pory roku jeszcze około miesiąca, jednak pogoda była coraz zimniejsza co bardzo mnie cieszyło.
Doszłam już do miejsca docelowego, ujrzałam bardzo ładny wysoki, spory budynek. Byłam zwarta i gotowa, cieszyłam się na ten występ.
Weszłam do budynku i od razu zauważyłam tam Panią Maisie. Przywitałam się z nią po czym pokazała mi wszystkie ubrania dla modelek.
W garderobie ujrzałam rozmaite suknie, spódnice, botki i balerinki. Wszystkiego było tam pełno, i wszystko było piękne. Na jednym ze stojaków na ubraniach było zapisane moje imię: Rachel Evangeline Schravinsky - Przeczytałam.
To musiało oznaczać, że były tam stroję które miałam mieć na sobie.
Były wspaniałe, każdy z nich był inny, a i tak każdy mi się podobał.
Większość z nich była matowa, i wyglądały jakby były szyte idealnie dla mojej osoby, zgrywał się z całą mną.
Zobaczyłam wiele ładnych stroi wśród tych przypisanych do mnie, jednak moją uwagę najbardziej przykuł jeden z nich.
To była długa, biała suknia, która pięknie błyszczała. Była na ramiączkach, i raczej przylegała do ciała, jednak jej tył ciągnął się po ziemi. Jak na ślub, suknia jak na ślub.
Czułam się dziwnie patrząc na nią, jakby to naprawdę był dzień mojego ślubu.
Została nam godzina do wyjścia na scenę, a to miało mi minąć jak sekunda, no gdyby nie stało się to...
– Schravinsky, tak? Rachel Schravinsky? - Usłyszałam od jednej z modelek. Miała krótkie blond włosy, i te brązowe, sucze oczy.
– Mhm, dokładnie. A ty? - Zapytałam o jej imię.
– Kayla Martin - Powiedziała, po czym przysunęła się do mnie bliżej i znów zaczęła mówić:
– Wiesz, że pójdzie mi lepiej niż tobie? - Mówiła z głupim chichotem.
– Zobaczymy czy oznajmisz, że poszło ci lepiej, gdy światło reflektorów będzie skierowane tylko, i wyłącznie na mnie. Ah, i mam nadzieję, że przygotowałaś się lepiej do wyjścia na wybieg niż do tej rozmowy - Odpowiedziałam. Nic nie żenuje mnie bardziej niż osoby myślące że życie to konkurs, choć w zasadzie, gdyby nim było, to bym wygrała.
– Hm - Jęknęła odchodząc.Wychodziłyśmy już na wybieg, pierwszy strój jaki miałam na sobie to była spódniczka w czarno-białą kratkę, i czarny top. Wyglądałam dobrze, nie będę ukrywać.
Wszystkie stroje mi się podobały, i dobrze szło mi się w nich po wybiegu, oraz je prezentowało.
Jednak biała suknia była najcudowniejsza, czułam się w niej bajecznie, niczym postać z bajki, a od publiczności otrzymałam ogromne oklaski.
To była przyjemność być na tamtym wybiegu, w tamtym momencie.
Po wszystkim, stałam przed budynkiem i czekałam na Harvey'ego.
Nagle zobaczyłam, że Kayla idzie w moją stronę z widocznym wstydem na twarzy.
– Fajnie ci poszło - Wyciągnęła rękę w moją stronę.
– Nie boisz się, że się sparzysz? - Odeszłam z sarkastycznym uśmiechem, wchodząc do limuzyny Harvey'ego, zostawiając ją z jej zdziwieniem.– Jak zwykle punktualnie, mam nadzieję, że dostałeś już podwyżkę? - Powiedziałam.
– Tak się składa, że dostałem, Rachel - Harvey odpowiedział mi, odwracając głowę do mnie z lekkim śmiechem.
– Zasłużone - Dodałam.Po chwili zobaczyłam, że samochód nie jedzie w stronę zamku, a skręca w przeciwną stronę. Gdy już chciałam zapytać, gdzie jedziemy, usłyszałam:
– Twój partner, Pan Leblanc serdecznie poprosił by wysadzić cię właśnie tutaj.
To było niespodziewane. Nie lubiłam niespodzianek, i nie lubiłam nie wiedzieć co się stanie. Zawsze na wszystko co się działo musiałam się przygotować. Czy to było wyjście do sklepu, spektakl czy poranny prysznic, musiałam mieć to zaplanowane, przynajmniej w swojej głowie.
Mimo wszystko wysiadłam z samochodu, i ujrzałam drogą, luksusową restaurację. To była jedna z najlepiej ocenianych restauracji w mieście, a przed nią stał mój chłopak, Mark Leblanc.
– Zaskoczyliście mnie, nie wiedziałam, że kierujemy się dziś do tej restauracji - Odparłam.
– Taka malutka niespodzianka, nie martw się o wygląd po zejściu z wybiegu, wszystko ogarnąłem - Powiedział blondyn. Ten komentarz był zbędny, ale w porządku, niech mu już będzie.Weszliśmy do restauracji, a kelner poprowadził nas do stolika na samym środku.
Na środku, nienawidziłam siedzieć na środku, tymbardziej gdy sala była przepełniona ludźmi.Zamówiłam koktajl, po prostu koktajl. Nie miałam apetytu.
– Tylko to? - Zapytał.
– Tak, nie jestem zbyt głodna - Odpowiedziałam.
– No jak tam chcesz - Kelner niedługo później przyniósł nam nasze zamówienia.Siedziałam w ciszy, nie mówiąc nic do Marka. Już się uspokoiłam, zeszło ze mnie napięcie które wcześniej tutaj było bez większego powodu.
Nagle mój chłopak wstał, i stanął na naszym stole, wtedy wszystkie naczynia z niego spadły.
– Co ty robisz... - Wyszeptałam zdruzgotana.
Zza moich pleców zaczęła lecieć energiczna piosenka z jednej z bajek Barbie.
Nie mogłam uwierzyć że mógł zrobić coś tak głupiego.
Zaczął tańczyć, tańczyć na tym stole. Bawił się jak małe dziecko, jak mała dziewczynka.
– Wstawaj! - Powiedział uradowany, nie miałam pojęcia z czego się cieszył.Wyszłam, cała zawstydzona. Stałam niedaleko restauracji przez następne dziesięć minut, a wtedy zobaczyłam, że po mnie wyszedł.
– Czemu nie zostałaś? - Zapytał, dalej ucieszony swoją dziwną akcją.
– Odkupisz te szklanki prawda? - Nie wachałam się o to zapytać.
– No ta, później im zapłacę. Zajebiście śmiesznie było - Powiedział.Rozpłakałam się, zrobienie tego zajęło mi pare sekund.
– Ej, co się dzieje? - Powiedział z poważniejszym wyrazem na twarzy.
– Mój ojciec próbował mnie zamordować, choć później okazało się że on nawet nie jest moim ojcem. Ja nawet nie znam swojego własnego ojca... - Przez ostatni czas udawałam, że wcale o tym nie myślę, jednak nie opuszczało to mojej głowy nawet na sekundę, i nie mogłam już udawać.
– Co? Co ty gadasz? I nic nie powiedziałaś? Jak mogłaś mi, swojemu przyszłemu mężowi nic nie powiedzieć?! - Wykrzyczał.
– Przyszłemu mężowi? Mamy po osiemnaście lat, i pewnie, jeszcze na mnie krzycz kiedy jestem w rozsypce - Nie chciało mi się już wierzyć w to, jak bardzo dziecinny się stawał. Może on zawsze taki był, a ja tego nie widziałam?
– To z tobą jest coś nie tak, że nie mówisz mi o takich sprawach! - Odwrócił się, i odszedł.
CZYTASZ
The Grace Of Lavender
Novela JuvenilRachel Evangeline Schravinsky to dziewczyna dorastająca w Inverness, mieście w Szkocji. Książka ta opowiada o jej życiu po licealnym, jej rodzinie, miłostkach oraz predyspozycjach magicznych.