1. Zdrada Akatsuki

1.2K 59 10
                                    

    Słońce nie zaczęło jeszcze wschodzić, czyli musi być około piątej nad ranem. Przez kamienne ściany dawało się wyczuć chłód panujący na zewnątrz - normalne jak na wczesną wiosnę, która przyszła wolnymi krokami. Jedynym dźwiękiem słyszalnym było echo szumiącego na zewnątrz wiatru.
    Przechodzę cicho przez obskurne korytarze wydrążone w skale, które są oświetlane przez nieliczne pochodnie na ścianach. Włosy związane w luźny kucyk poruszają się w rytm moich kroków i odbijają się o  czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami oraz o przygotowany już wcześniej plecak na ten dzień. Wyciszyłam całkowicie chakrę, więc raczej nie wyczują mnie zbyt szybko. Przystanęłam na chwilę pod odpowiednimi drzwiami i chwilę nasłuchiwałam. Jedyne co udało mi się wyłapać to ciche pochrapywanie, więc śmiało weszłam do środka. Widząc śpiącego Peina na biurku, uśmiechnęłam się pod nosem. Niby przestępca rangi S notowany w księdze bingo, lider Akatsuki, a dał mi się tak łatwo upić trzema butelkami sake.
     Dobrze, że mam mocniejszą głowę do tego.
     Ostrożnie obeszłam mebel ze śpiącym mężczyzną i stanęłam na wprost wielkiej komody z zapieczętowanymi szufladami. Wykonałam jedną ręką, zwinnym ruchem potrzebne pieczęcie i szepnęłam "Kai", po czym mogłam już spokojnie pogrzebać w środku. Odnajdując kilka zwoji, zapieczętowałam je w innym, większym rulonie papieru, schowałam go do luźno zwisającego z ramienia plecaka i wstałam z zamiarem wyjścia. Musiałam jednak zrobić unik przed lecącymi w moją stronę senbon, które wbiły się głęboko w drzwiczki szafy. Kucając na ziemi, zerknęłam w stronę wejścia, gdzie stał Sasori z niezadowoloną miną i przygotowaną kukłą z dwoma głowami.
    - Wiedziałem, że jest z tobą coś nie tak. - syknął czerwonowłosy a ja się zaśmiałam.
    - No cóż, na mnie już czas. - powiedziałam, wstając z ziemi.
    Niezauważalnie wyciągnęłam z kabury kunai z doczepioną notką wybuchową i specjalną kulkę dymną, po czym ruszyłam na przeciwnika. Chłopak, widząc mój ruch, wysłał marionetkę do przodu, prosto na mnie, która wystrzeliła kilkanaście kunaii. Z łatwością wyminęłam je bokiem.
    - Kuso... - zaklęłam pod nosem, gdy poczułam, że zostałam trafiona w lewy bok przez jedno z ostrzy.
    Przeskakując wysoko nad Akasuną, rzuciłam przed niego kulkę. Gdy pokój lidera był cały w dymie i wypełniony płatkami wiśni, rzuciłam kunaiem w tamtą stronę, co spowodowało wybuch, a ja, lądując na ziemi, przeturlałam się przez korytarz. Spojrzała się za siebie, na wejście, z którego wydobywają się płomienie. Wiedząc, że zostało mi niewiele czasu zanim całe Akatsuki zacznie mnie gonić, ruszyłam biegiem przed siebie. Będąc już niedaleko wyjścia wykonałam serię pieczęci i uchylił się przede mną wielki głaz. Wyskoczyłam na zewnątrz i zatrzymałam się na chwilę by utworzyć klona, któremu przekazałam większość chakry i posłałam go w prawo, a sama ruszyłam przed siebie, do Konohy.
    Już od tygodnia czekałam na dogodny moment, żeby stąd w końcu uciec. Wcześniej skontaktowałam się z Tsunade, która obiecała mi, że wyśle mi jakieś wsparcie. Nie zgadzałam się na to, bo nie chciałam, żeby ktoś mi przeszkadzał, ale jak ona się uprze to nie ma zmiłuj się.
    Skontrolowałam, czy nie ma w okolicach nikogo z chmurek, ale ku mojej uciesze podążają za moim klonem. Dostrzegając jaskinię, w której mam się spotkać z ludźmi z Liścia, wskoczyłam do środka i ostrożnie weszłam w głąb, po czym zsunęłam się po kamiennej ścianie ciężko oddychając. Wewnątrz jest ciemno i nic prawie nie widać, jednak nie zraziło mnie to. Postanowiłam zająć się najpierw raną, dopiero potem przejrzeć teren.
     Delikatnie odsłoniłam płachtę płaszcza i mimowolnie skrzywiłam się na widok zakrwawionej bluzki i otwartej rany.
    - Kto tu jest? - usłyszałam silny, męski głos.
    Zdezorientowana uniosłam wzrok przed siebie, gdzie zabłysło ostrze jakieś broni, chyba kunaia, a potem słabe światło z zewnątrz oświetliło jedynie opaskę Liścia. Zdegustowana takim traktowaniem, zmarszczyłam brwi i wstałam na równe nogi.
    - To tak się traktuje szpiega Konohy, który przez dwa lata musiał podawać się za członka Akatsuki, jeśli chciał zebrać jak najwięcej potrzebnych informacji o wrogu? - spytałam pełnym wyższości głosem.
     Zapanowała niezręczna atmosfera. Jedynie głuchy świergot ptaków zakłóca martwą ciszę.
     - Sa-kura-chan... - usłyszałam cichy szept zza mężczyzny przede mną.
    Broń sprzed mojego nosa została schowana do kabury i rozbłysł jeden czerwony punkt, który łatwo poznałam - sharingan.
    - Kakashi-sensei... - szepnęłam zaskoczona.
    - Sakura-chan!
    Podbiegł do mnie jakiś chłopak i mocno przytulił. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Naruto. Jeszcze bardziej zaskoczona poczułam jak wtula głowę w moje zgłębienie szyi i jego spokojny oddech. Przez chwilę patrzyłam tępo przed siebie i dopiero, gdy poczułam jak jeszcze mocniej mnie przytula, odwzajemniłam ten gest, zaciskając dłonie na jego bluzie.
    Zmienił się przez te cztery lata, gdy go nie widziałam. Po kilku dniach, odkąd poszedł na trzyletni trening z Jiraiyą, miałam już dosyć bezczynnego siedzenia w wiosce. Przez pierwsze dwa lata ciężko pracowałam nad swoimi umiejętnościami w walce i leczeniu, przez co stałam się drugą najlepszą medic-ninja, oczywiście zaraz po Tsunade. Potem przetrzymywała mnie codziennie w szpitalu, czego miałam już dosyć i w końcu udało mi się wyciągnąć od niej poważniejszą misję - szpiegowanie Akatsuki. Hokage nie zgadzała się na to z początku i musiałam ją nękać kilka dni, żeby pozwoliła mi ją wziąć, aż w końcu uległa. Obie wtedy doskonale wiedziałyśmy, że będą chcieli dorwać Naruto i innych jinchuriki, więc trzeba było jak najszybciej działać. Dlatego rok przed powrotem Naruto, opuściłam wioskę jako zdrajczyni i dołączyłam do Akatsuki. Wszelki słuch po mnie zaginął, specjalnie, żeby nikt z przyjaciół mnie nie szukał. Mieli myśleć, że nie żyję.
    - Sakura, myślałem, że zginęłaś... - wyszeptał załamanym głosem Uzumaki, a ja poczułam aż łzy w oczach. Pierwsze od dwóch lat.
    - Gomenasai... - wydusiłam przez ściśnięte gardło.
     Już rozumiem, dlaczego saninka chciała wysłać mi wsparcie. Specjalnie wszystko zaplanowała, żeby zrobić nam miła niespodziankę. A to cwana babka.
    Powoli odsunęłam się od chłopaka i szczerze się do niego uśmiechnęłam. Odwróciłam się przodem do swojego dawnego nauczyciela, po czym szybko się do niego przytuliłam. Mężczyzna dopiero po chwili mnie objął wokół talii, ale zaraz się odsunął. Odchylił mój płaszcz i jego sharingan padł na moją ranę.
    - Jesteś ranna. - mruknął cicho, a ja delikatnie się zaśmiałam.
    - Spokojnie, zaraz się wyleczy.
    Zebrałam potrzebną chakrę w dłoni, którą zaraz otoczyła zielona poświata i przyłożyłam ją do rany, która zaczęła się powoli zasklepiać. Wiem, że to nie wystarczy, bo Sasori zawsze używa trucizn w swoich broniach, więc jak tylko wrócę, będę musiała wstąpić do laboratorium, by zrobić antidotum. Póki co muszę zbierać chakrę w okolicach rany, by nie rozprzestrzeniała się zbyt szybko po organizmie.
     - Od kiedy znasz medyczne jutsu? - spytał zdziwiony blondyn.
     - Od ponad dwóch lat... Jak tylko wyleczę ranę, zbieramy się. Na razie błądzą za moim klonem, więc mamy jeszcze trochę czasu na zapas. - tłumaczyłam wszystko ze skupieniem, spoglądając na lewy bok.
    - Ilu cię goni? - spytał Hatake.
    - Ośmiu. - odparłam krótko. - Tyle powinno raczej wystarczyć... - mruknęłam sama do siebie pod nosem. - Dobra, zbierajmy się już. - dodałam głośniej i wyszłam z jaskini.
    Słońce zaczęło już powoli wychodzić zza horyzontu, ale nadal wieje zimny wiatr, który przyprawia mnie o dreszcze. Wszyscy jednocześnie wskoczyliśmy pomiędzy korony drzew i ruszyliśmy szybkim tempem do Konohy.
    Kantem oka spojrzałam na blondyna, który też co jakiś czas na mnie spoglądał. Zmienił się, i to bardzo. Urósł, wyostrzyły mu się rysy twarzy i podrosły mu włosy, a swój stary dres zmienił na nowy, czarno-pomarańczowy. Uśmiechnęłam się do niego, gdy spotkaliśmy się spojrzeniami, jednak zaraz odwróciłam go przed siebie.
    - Kuso... - zaklęłam pod nosem, co zwróciło uwagę moich towarzyszy. - Zniszczyli klona, są niecałą godzinę drogi stąd. Musimy się pośpieszyć, albo nas dogonią.
    Mówiąc to, już nadałam szybszego tempa. Przeskakując pomiędzy gałęziami, zastanawiałam się, czy poradzimy sobie z nimi. Raczej powinniśmy dać sobie radę, przecież nasza grupa składa się ze słynnego kopiującego ninja, posiadacza sharingana, który jest spoza klanu Uchiha, syna Czwartego - twardogłowego ninja numer jeden, który jest właścicielem Kyuubiego, no i mnie, szpiega Konohy, który żył przez dwa lata wśród seryjnych morderców rangi S. Trenowałam z nimi nieraz i znam większość ich technik. Damy radę. Martwię się jedynie o Naruto, w końcu to o niego im się głównie rozchodzi.
    - Są już blisko. - odezwał się Kakashi.
    - Cholera. Cokolwiek się stanie, uważajcie na Hidana, siwowłosego z kosą i nie dajcie mu się zranić. - odparłam stanowczo i zaczęłam odliczać w myślach sekundy.
    Pięć...
    Zwolniłam trochę tempo.
    Cztery...
    Wyostrzyłam zmysły i skupiłam się na rozstawieniu przeciwników na podstawie chakry.
    Trzy...
    Spojrzałam krótko na Hatake i Naruto.
    Dwa...
    Wyjęłam z kabury kilka kunaii.
    Jeden...
    Odbiłam się mocniej od gałęzi i w trakcie skoku, obróciłam się do tyłu, przodem do członków Akatsuki. Celnie wymierzyłam swoimi kunaiami w lecące prosto na nas gliniane ptaki, które zaraz po zetknięciu z bronią, wybuchły. Wylądowałam na gałęzi kucając i podparłam się ręką, będąc w pełnej gotowości do dalszej walki i czujnym wzrokiem próbowałam przedrzeć się przez gesty dym, który się stopniowo przerzedzał. Kakashi i Naruto już stali obok mnie i także czekali na dogodny moment do ataku. W końcu chmura opadła i dało się zobaczyć wszystkich członków Akatsuki oprócz ciał Paina i Konan, którzy za nami nie ruszyli.
    - Bijuu Kyuubiego i słynny kopiujący ninja Konohy... Jednak wysłali ci wsparcie. - odezwał się jako pierwszy Kakuzu.
    - No, różowa, nie osądzałbym cię nigdy o coś takiego jak zdrada. - mruknął Hidan z obrzydliwym uśmiechem, zarzucając sobie kosę przez ramię.
    - Misja to misja, sam mi to kiedyś mówiłeś. - powiedziałam spokojnym tonem, wstając na proste nogi.
    - Czyli się trochę zabawimy. - oblizał usta i nastawił kosę do ataku.
    Już się przygotowałam do obrony, ale srebrnowłosy został zatrzymany przez marionetkarza. Zaskoczona zmarszczyłam brwi.
    Dlaczego go zatrzymał?
    - O co ci chodzi?! - krzyknął chłopak z wyrzutem.
    - Ma być żywa, rozkaz Lidera. Poza tym coś nam ukradła i musi nam to oddać. - powiedział spokojnie Akasuna, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem. Kakashi spojrzał na mnie pytająco, ale nic nie odpowiedziałam.
    - Coś mi się nie wydaje... - prychnęłam pod nosem z lekkim uśmiechem i rzuciłam się do walki.
   Kakashi musi walczyć z Kaukazu i Hidanem, a Uzumaki z Itachim i Kisame. Mi przypadł Sasori i Deidara, który patrzył na mnie z żalem w oczach. Podczas mojego pobytu w Chmurce, zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić i naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Wspierał mnie i swoim zachowaniem przypomina mi Naruto, może to właśnie dlatego go tak polubiłam. Czerwonowłosy chłopak natomiast od zawsze mnie nienawidził i podejrzewał o wszystko, przez co musiałam być szczególnie ostrożna. Teraz jedynie Tobi i Zetsu zostali gdzieś z boku i oglądają przebieg całej walki.

Wspólna droga ninja - |NaruSaku|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz