Rozdział 1 Mike/Boxer

374 43 7
                                    

Cholerna kobieta - pomyślałem wychodząc z korytarza. Nawet na ślubie naszych przyjaciół musiała mnie wkurwić, a chciałem tylko skorzystać z toalety. Nie moja wina, że ta brunetka, a w sumie już blondynka, bo przed weselem zdążyła się przefarbować, nie potrafi zamykać drzwi na klucz. Skąd do cholery mogłem wiedzieć, że ktoś jest w środku.

Od samego początku jej nie polubiłem. Dla wszystkich była miła i serdeczna, a na mnie od początku patrzyła jak na jakiś wybryk natury. Może i nie przypominałem przeciętnego mężczyzny, ale bez przesady. Miałem prawie dwa metry wzrostu i byłem dobrze zbudowany, co zawsze wydawało mi się atutem, ale nie przy niej.

Olga pomimo dość wysokiego wzrostu jak na kobietę sięgała mi ledwo do nosa i to mając na nogach szpilki. Musiałem jednak przyznać sam przed sobą, że była kurewsko seksowna. Była szczupła, ale i zaokrąglona gdzie trzeba, a jej mega długie nogi robiły wrażenie na każdym facecie.

Odkąd zaczęła pracować w Paradise nasze drogi częściej się krzyżowały, przez co traciłem ochotę na przebywanie w tamtym miejscu. Ta kobieta psuła mi cały dobry humor, gdy tylko na nią spojrzałem.

Niestety nie mogąc nic z tym zrobić musiałem zacisnąć zęby i wytrzymywać jej obecność już nie tylko na wspólnych grillach, czy spotkaniach, ale i w miejscu, w którym razem z chłopakami z innych klubów spotykaliśmy się, aby miło spędzić czas.

- Stary, co ty taki wkurwiony? - zapytał Tiger, na którego wpadłem zaraz po wyjściu do ogrodu.

- Nie jestem wkurwiony - powiedziałem mijając go i kierując się do prowizorycznego baru. Musiałem się napić, aby nie wybuchnąć.

- Ej, no przecież widzę. O co kłóciłeś się z Olgą? - drążył krocząc tuż za mną.

- Nie kłóciłem się z nią.

- Daj spokój, ty zawsze się z nią kłócisz, albo zabijacie się wzrokiem.

- Odpuść. Po prostu się nie lubimy i tyle - nalałem sobie złotego trunku do szklanki i wypiłem na raz.

- Ta, jasne. Weź może prześpij się z nią i obydwoje może wtedy spuścicie z siebie trochę pary, bo wiesz...

- Co?

- Podobno Mel ją nauczyła tego i owego. Uważaj, bo może pewnego dnia nie tylko będzie zabijać cię wzrokiem - roześmiał się, poklepał mnie po plecach i odszedł jakby nigdy nic.

- Ja pierdole...

Nalałem sobie kolejną porcję whisky i oparłem się o stół. Miałem nadzieję, że sobie tylko żartował, bo jedna zawodowa zabójczyni w zupełności nam wystarczyła. Z resztą tak samo jak i problemów. Na szczęście od wielu miesięcy panował względny spokój i wolałem, żeby tak zostało.

Na parkiecie dostrzegłem Camillę tańczącą z Big'iem, Sarę z Painter'em i Mel ze Snake'iem. Wyglądali na prawdziwie szczęśliwych. Poniekąd zazdrościłem im tego. Tej miłości i możliwości tworzenia własnej rodziny.

Z drogiej zaś strony uważałem, że to nie życie dla mnie. Uwielbiałem dzieciaki przyjaciół i oddałbym za nie życie, gdyby zaszła taka potrzeba, ale ja... Ja lubiłem swoje życie takim jakim było. Jedyną moją odpowiedzialnością były obowiązki jakie na mnie ciążyły w klubie.

Może i nie miałem określonego stanowiska. Byłem tak naprawdę od wszystkiego. Potrafiłem wiele zrobić na komputerze tak jak Tiger, rozplanować strategię ochrony i zająć się transportami tak jak Snake, czy ogarnąć wszystkie dokumenty i rozwiązywać problemy klubu tak jak Prez i jego vice.

Dzięki temu wszystkiemu wiedziałem, że nie ważne co by się działo poradziłbym sobie ze wszystkim, a teraz gdy trójka z naszej piątki wyprowadziła się w sytuacjach kryzysowych to ja podejmuję decyzję będąc tu na miejscu.

- Odsuń się wielkoludzie. Zasłaniasz prawie cały bar - zastygłem na chwilę słysząc jej głos obok siebie.

- Dzieci alkoholu nie piją - powiedziałem uśmiechając się drwiąco.

- Jakbyś nie zauważył nie jestem już dzieckiem, a teraz przesuń się do cholery.

- Grzeczniej. Mamusia kultury nie nauczyła?

- Nie, bo w tym czasie się kurwiła, zamiast mnie uczyć - zatkało mnie. Kompletnie nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.

- W takim razie może ja cię nauczę? - zapytałem otrząsając się ze zdziwienia.

- Ty to mógłbyś mnie tylko nauczyć jak być największym chamem w mieście, albo i na świecie - teraz to ona posłała mi drwiący uśmiech.

Odsunąłem się na bok i wbiłem wzrok w kobietę. Ta wredna jedza zaledwie w kilka sekund wydobywała ze mnie wszystko co najgorsze. Jakim cudem wszyscy tak się zachwycają jej radosnym usposobieniem - pomyślałem patrząc jak nalewa sobie wina.

- Wiem, że jestem piękna, ale mógłbyś przestań się gapić. To niegrzeczne.

- Mam cię, kurwa dość - wysyczałem przez zęby.

- I vice versa - stuknęła kieliszkiem o moją szklankę i ruszyła w stronę grupki dziewczyn.

Pierwszy raz w życiu czułem tak ogromną chęć zamordowania kobiety, albo chociaż zakneblowania jej ust na czas naszych spotkań, które były nieuniknione, bo dziewczyny zawsze ją zapraszały.

Tylko ze względu na Mel siedziałem cicho. Z czasem stała się dla mnie niczym młodsza siostra, a wiedziałem, że uwielbiała Olgę. Poza tym raczej nie chciałbym się narazić na jej gniew. Znając ją i jej niesamowitą wyobraźnię mógłbym skończyć oskórowany, poćwiartowany, a następnie spalony w ogrodowym ognisku. Na samą myśl o tym, co potrafiła ta kobieta przechodziły mnie ciarki. Lepiej było mieć ją po swojej stronie.

Kolejne godziny mijały mi na rozmowach z braćmi i dziewczynami z Paradise, które zostały zaproszone przez Mel. Bawiłem się wspaniale, ale jakimś cudem co chwilę w zasięgu mojego wzroku pojawiała się ta małą, pyskata jędza. Z całych sił starałem się nie zwracać na nią uwagi.

O północy panna młoda zarządziła, że wszystkie panny mają ustawić się na parkiecie. Rzucony przez nią bukiet wpadł oczywiście w ręce Olgi, która zniesmaczona wpatrywała się w kwiaty. Chyba nie chciała, aby to w jej ręce wpadł symbol tego, że to jej kolej na ożenek.

- Ciekawe kto by z nią wytrzymał - prychnąłem pod nosem.

- Mówiłeś coś? - zapytał Snake.

- Nie.

- To dobrze. Dobra, Boxer i Tiger teraz wasza kolej - uśmiechnął się szeroko.

- Ja odpadam - nie zdążyłem zrobić nawet kroku w tył, a już trójka moich braci wypychała mnie na parkiet.

Odpuściłem nie chcąc robić widowiska i stanąłem wśród reszty kawalerów. Teraz przyszła pora na muszkę pana młodego. Upiłem łyk whisky, a w tym samym momencie muszka uderzyła w moją twarz i spadła na ziemię.

- I oto nasz następny pan młody - krzyknął Snake kierując się już w moją stronę. - Zapraszamy na parkiet przyszłą pannę młodą.

- Chyba sobie ze mnie kurwa kpisz - powiedziałem tak, aby tylko on mnie usłyszał. - Nie będę z nią tańczyć.

- Owszem, będziesz. No weź. Bądź prawdziwym mężczyzną - naśmiewał się ze mnie.

Zanim cokolwiek odpowiedziałem Olga stanęła obok nas, a Dj zdążył już puścić jakąś denną piosenkę o miłości.

- Uśmiechnij się wielkoludzie. Nasi przyjaciele patrzą - powiedziała do mnie słodko się uśmiechając.

- Dobra, ale nie odzywaj się chociaż przez te trzy minuty... - złapałem jej dłoń i przyciągnąłem do swojego ciała.

- Dobra, dobra. Nie przesadzaj. Wiem, że uwielbiasz ze mną rozmawiać - poczułem jak kładzie wolną dłoń na mojej klatce piersiowej, a moje ciało przeszył jakby prąd.

- Nie w tym życiu - powiedziałem z zaciśniętymi zębami.

Nie miałem pojęcia skąd to dziwne uczucie wzięło się w moim ciele, ale miałem pewność, że to pierwszy i ostatni raz, gdy znalazłem się tak blisko tej wrednej małpy.

Nowe Życie (Black Riders MC) #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz