Przeglądając dokumenty nie mogłem się skupić. Dziesięć razy czytałem ten sam akapit, a treść w ogóle do mnie nie docierała. Ta cała sytuacja stawała się coraz bardziej męcząca i wiedziałem, że przyjdzie moment, w którym wybuchnę. Lepiej żeby wtedy nikt do mnie nie podchodził - pomyślałem sięgając po szklankę z whisky.
Odchyliłem głowę na oparcie fotela i zamknąłem oczy. Ból głowy nasilał się z każdą minutą. Miałem świadomość tego, że ostatnio za mało sypiałem i nie bardzo mogłem spać, ale ta niepewność mnie wyniszczała. Uwielbiałem poczucie władzy i kontroli. Wszystko musiało być tak jak chciałem i nikt nie miał prawa ingerować w moje plany.
Mając wiele biznesów tych legalnych i tych mniej legalnych oraz ponad setkę podwładnych wszystko sprawdzałem sam stosując zasadę ograniczonego zaufania. Nie mogłem sobie pozwolić na jakikolwiek choćby najmniejszy błąd.
Każde potknięcie mogłoby skutkować poważnymi konsekwencjami. Miałem zbyt wielu wrogów, aby sobie pozwolić na chwilę oddechu. Od dziecka byłem przygotowywany do tej roli i wiedziałem z czym to się wiąże, ale za nic w świecie nie oddałbym nikomu swojej pozycji.
Nade mną władze sprawował tylko jeden człowiek, a mianowicie mój wuj, który po śmierci mojego ojca zajął pozycję Capo di tutti capi. Następny w kolejce byłem ja, co nie do końca mi odpowiadało, bo wolałem mieszkać w Chicago. Kochałem rodzinne Włochy, ale to tu czułem się jak w domu. Tutaj miałem swoje kluby, kasyna, magazyny i kontakty dzięki, którym byłem nietykalny dla stróżów prawa.
- Ma szef chwilę? - zapytał Leo, mój consigliere, mój najbardziej zaufany człowiek. Mój jedyny przyjaciel.
- Wchodź - powiedziałem siadając prosto i dolewając sobie trunku. - O co chodzi?
- Mam wyniki. Nasz laborant właśnie je dostarczył.
- Daj mi to - wyciągnąłem rękę po kopertę.
Wyciągając kartkę zauważyłem, że drżały mi dłonie. Może i byłem słynny z powodu mojego bezlitosnego zachowania i braku uczuć, ale to było dla mnie tak ważne, że nie byłem w stanie utrzymać emocji na wodzy.
Musiałem trzykrotnie przeczytać cały tekst żeby dotarło do mnie to co było tam napisane. Nie potrafiłem uwierzyć w to, że zwykły przypadek sprawił, że wkońcu spełniło się ostatnie życzenie mojej matki z listu, który napisała zanim popełniła samobójstwo.
- Znalazłem ją - szepnąłem nie mogąc oderwać wzroku od kartki, którą ściskałem w palcach.
- To ona? - uniosłem wzrok i spojrzałem na przyjaciela.
- To ona - potwierdziłem. - Nasi dalej ją obserwują?
- Tak, ale...
- Ale? - nie spodobało mi się słyszalne wahanie w jego głosie.
- Ktoś do niej dzisiaj strzelał - słysząc te słowa zamarłem.
- Żyje? - zadałem najważniejsze pytanie nie odrywając spojrzenia od mężczyzny siedzącego przede mną ze spuszczoną głową.
- Żyje. Ten cały Boxer z Black Riders ją zasłonił własnym ciałem. Kula na szczęście tylko go drasnęła.
- Co było dalej? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Przedostał się z nią do jej mieszkania. Niedługo później przyjechał Painter ze swoimi ludźmi, a jeden z nich, ten informatyk...
- Tiger.
- Właśnie, Tiger. Niósł torbę, w której pewnie miał sprzęt medyczny. Niestety nie mam informacji, czy dziewczynie nic się nie stało.
- Kurwa! - krzyknąłem zrzucając jednym ruchem wszystko z biurka. - Jebane patałachy.
- Nasi od razu ruszyli na poszukiwania strzelca, ale nic nie znaleźli. Przeszukali też wszystkie miejsca, które byłyby odpowiednie do strzału, lecz to też nic nie dało - powiedział skruszony.
Opadłem spowrotem na fotel ukrywając twarz w dłoniach i ciężko oddychając. Cały czas myślałem, że mam idealnie wyszkolonych ludzi, ale widocznie się pomyliłem, co jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło.
- Co zamierzasz teraz zrobić? Powiesz jej?
- Nie, jeszcze nie. Najpierw musimy się dowiedzieć kto do niej strzelał, reszta na razie jest nieistotna.
- Ale jeśli powiedziałbyś jej prawdę to może moglibyśmy uzyskać więcej informacji od członków klubu.
- Nie wiem... Przemyśle to. Na razie niech zostanie tak jak jest. Kto teraz ją obserwuje?
- Piątka ludzi z drugiej brygady.
- Dobra. Wyślij czterech nowych do obserwacji, a tych, którzy przez ostatnie tygodnie zajmowali się obserwacją Rosy przyślij do mnie - powiedziałem wyciągając broń z szuflady biurka.
Czekając na nich zastanawiałem się nad kolejnym ruchem. Chciałem pójść do niej i wszystko powiedzieć, ale obawiałem się, że jeśli moi wrogowie dostaną informację na jej temat to spróbują ją wykorzystać do wymuszenia na mnie oddania terenu i władzy. Nie mogłem sprowadzać na nią dodatkowego niebezpieczeństwa w momencie, w którym już ktoś zaczął na nią polować.
Nie mogłem pozwolić, aby stała się jej krzywda. Nie teraz, gdy wkońcu ją odnalazłem. Po za tym liczyłem się z tym, że może nie chcieć mnie znać. Nie byłem zwykłym człowiekiem pracującym na jakimś normalnym stanowisku w legalnie prosperującej firmie. Moje życie łączyło się z ciągłym niebezpieczeństwem i przekrętami.
- Wejść - powiedziałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Jesteśmy szefie - powiedział jeden z moich ludzi.
- Widzę - burknąłem wychodząc zza biurka. - Możecie mi wyjaśnić jakim kurwa cudem ktoś strzelał do dziewczyny, a wy nic podejrzanego wcześniej nie zauważyliście? - zapytałem spokojnym, wręcz znudzonym tonem.
- Szszszeefie my widzieliśmy coś dziwnego, ale... Ale... - jąkał się jeden z nich, który miał na tyle odwagi żeby w ogóle się odezwać.
- Co widzieliście i ale co?
- Jakiś czas temu często widywaliśmy w jej pobliżu czarny samochód - wziął głęboki oddech zerkając na mężczyznę stojącego obok niego. - Antonio powiedział, że to nieistotne i, że nam się tylko wydawało... - nie czekając na ciąg dalszy wymierzyłem w Antonia i strzeliłem.
- To dla was ostatnie ostrzeżenie, jeden choćby najmniejszy błąd, a skończycie jak wasz kolega. Teraz bierzcie się do roboty, jutro rano chcę mieć pełny raport z ostatnich dni na biurku - powiedziałem wychodząc z biura w towarzystwie Leo. - A i wynieście śmieci. Jak wrócę na podłodze nie ma być ani śladu.
Byłem wściekły. Przez lekkomyślne podejście jednego z moich ludzi mogłem ją stracić, tak naprawdę nie mając szansy jej poznać. Jedyne co o niej wiedziałem to czyste fakty przekazane mi przez chłopaków z klubu i to, że ma niezły temperament i cięty język.
Przyrzekałem, że zrobię wszystko by ją odnaleźć i wszystko, aby ją ochronić przed wszelkim niebezpieczeństwem i zamierzałem dotrzymać słowo. Dla mnie przysięga była świętością i nie istniała żadna możliwość, abym ją kiedykolwiek złamał. Zapewnienie jej bezpieczeństwa stało się w tej chwili moim priorytetem.
CZYTASZ
Nowe Życie (Black Riders MC) #3
RomanceBoxer według żon swoich przyjaciół z klubu to przyjazny, duży misiek do przytulania, a dla dzieci wspaniały wujek, z którym uwielbiają się bawić. Według Olgi to wielkolud z okropnym charakterem, cham i prostak. Przy każdej okazji okazuje jej niechęć...